menu

Komentarze po meczu Motor Lublin - Resovia Rzeszów

25 marca 2018, 10:05 | KK

Po sobotnim zwycięstwie Resovii 2:1 nad Motorem na Arenie Lublin, w szeregach gości panowała radość, natomiast wśród gospodarzy niezadowolenie z końcowego rezultatu. Wszyscy podkreślali, że o wyniku zadecydowały stałe fragmenty gry.


fot. fot. Łukasz Kaczanowski

Szymon Grabowski (trener Resovii Rzeszów):
Nie był to dla nas łatwy mecz. Zdawaliśmy sobie sprawę z tego, gdzie i w jakim okresie przyjeżdżamy. Do tej pory w tym roku byliśmy na naturalnym boisku trzy razy. Można powiedzieć, że przez dwa dni przygotowywaliśmy się do tego spotkania w śniegu po kostki i obawialiśmy się konfrontacji z Motorem. Nie mniej jednak, mieliśmy swój pomysł na grę i chcieliśmy te założenia realizować. Oglądając mecz z Motoru z Podhalem Nowy Targ, wiedziałem, że lublinianie są jeszcze lepszą drużyną niż jesienią i że mają jeszcze groźniejsze stałe fragmenty gry niż do tej pory. Dlatego bardzo przykładaliśmy się w tym tygodniu do pracy nad tym elementem gry, zarówno w defensywie, jak i w ataku. W obronie nam trochę nie poszło, ale paradoksalnie, powiedziałem chłopakom zarówno przed meczem, jak i w przerwie, że te stałe fragmenty to dzisiaj nam dadzą zwycięstwo. I tak się stało. Podwójne gratulacje – po pierwsze dla mojej drużyny, bo chłopcy pokazali cierpliwość, determinacje oraz zostawili kawał zdrowia na boisku i przedmeczowe założenia spełnili w stu procentach. Mierzyliśmy się z głównym faworytem tej ligi, a jednak pozostawiliśmy po sobie fajne wrażenie. Bardzo się cieszę, że to Resovia jest pierwszym zespołem jaki wygrał w tym sezonie na Arenie Lublin. Po drugie, słowa podziękowania dla naszych kibiców, bo ich wsparcie czuliśmy i słyszeliśmy od rozgrzewki. Chciałbym podkreślić, że to też dzięki nim osiągnęliśmy tak fajny rezultat. Mam nadzieję, że nadal będziemy tak punktować.

Piotr Zasada (II trener Motoru Lublin):
Kiedyś ten dzień musiał nastąpić, choć my na siebie nie nakładaliśmy żadnej presji, że musimy wywalczyć niewiadomo jaką liczbę meczów bez porażki czy zwycięstw z rzędu. Na pewno niedobrze, że ta porażka przyszła w takim momencie, bo dla nas był to – tak samo jak dla Resovii - mecz za 6 punktów. Ta liga układa się tak, że z każdym zespołem rywalizującym z nami o awans chcemy być lepsi w bezpośrednim starciu. Jednak teraz już wiadomo, że w konfrontacji z Resovią tak nie będzie. To był typowy trzecioligowy mecz. My troszeczkę więcej operowaliśmy piłką, w miarę nieźle to wyglądało do około 60 metra, natomiast nie przełożyło się w dużym stopniu na ilość stworzonych sytuacji. Po obu stronach nie było ich zbyt wiele i tak naprawdę o końcowym wyniku zadecydowały stałe fragmenty gry. Czasami zdarzają się takie mecze, w których nie można złapać odpowiedniego rytmu i po dosyć szybko straconej bramce morale w drużynie chwilowo opada. Wygrał zespół, który bardziej chciał. Wszyscy wiemy, że mamy teraz szeroką i wyrównaną kadrę. Nasi rezerwowi niejednokrotnie przesądzali o losach meczu, ale dzisiaj po niektórych zawodnikach można było się spodziewać znacznie więcej. To dopiero początek rundy, a my je zawsze mamy średnie. Pamiętajmy, że w sierpniu rozpoczęliśmy sezon bez wielkiego przytupu. Myślę, że mamy na tyle świadomych zawodników, którzy wiedzą co się wydarzało i nie będziemy potrzebowali niewiadomo ilu rozmów na ten temat, tylko jak najszybciej się z tego otrzepiemy i będziemy szykowali się do kolejnego spotkania ze Stalą Rzeszów. Wiadomo, że przed sezonem za faworytów w walce o awans uznawało się Motor, Resovia, Stal i KSZO. Natomiast to na razie jest sezon beniaminków, bo Chełmianka, Wiślanie Jaśkowice i Wólczanka Wólka Pełkińska są wysoko. Ciężko się odnosić do tego, czy Wólczanka, która teraz została liderem, uchodzi za naszego głównego rywala do awansu. Runda się dopiero zaczęła, jeszcze naprawdę dużo meczów przed nami. Nie chciałbym nikogo deprecjonować, ale w mojej ocenie nie jest to kandydat do awansu.

Bartłomiej Buczek (Resovia Rzeszów):
Za nami pierwszy mecz wiosny na bardzo ciężkim terenie. Nie wiedzieliśmy, co zagramy na naturalnym boisku, bo cały tydzień trenowaliśmy na sztucznej nawierzchni. Jednak pokazaliśmy charakter, który w nas drzemie i odnieśliśmy może niezasłużone zwycięstwo, ale zwycięzców się nie rozlicza. Wiedzieliśmy, że Motor ma naprawdę bardzo silny zespół i każdy zawodnik, który u nich wchodzi z ławki prezentuje wysoki poziom. Natomiast nasza dyspozycja po pracy w zimie była pod znakiem zapytania. Jesteśmy bardzo zadowoleni, bo jak widać, jeszcze możemy namieszać w tabeli. Wiedzieliśmy, że nasi kibice jadą na ten mecz. Powiedzieliśmy sobie w szatni, że nie możemy ich zawieść i tak było. Na pewno są z nas dumni, tak jak my z nich. W takiej liczbie jeszcze w tym sezonie nas nie wspierali, a teraz pokazali, że potrafią się zebrać, dlatego bardzo im dziękujemy.

Konrad Kasolik (Motor Lublin):
Niestety, nie udało mi się zaliczyć debiutu w barwach Motoru w wygranym meczu. Szkoda, bo od samego początku bardzo dobrze się czuje w tym klubie i szatni mnie dobrze przyjęła. Trudno, ale trzeba podnieść głowy i czekać na kolejny mecz ze Stalą Rzeszów. Rywale strzelili nam bramki po dwóch stałych fragmentach gry, po rzucie z autu i rożnym. Brakowało nam wówczas koncentracji, z kolei w ofensywie zabrakło finalizacji akcji. Musimy trochę nad tym popracować i będzie lepiej.

Paweł Socha (Motor Lublin):
Nie jesteśmy przyzwyczajeni do porażek na Arenie Lublin. W ubiegłym roku nie zanotowaliśmy żadnej przegranej na naszym stadionie, więc na pewno czujemy dużą złość. Musimy pomyśleć nad poprawą pewnych rzeczy, bo gra nie była płynna i nie napawała optymizmem. Były fajne momenty, ale za krótkie. Przez większość czasu nasza gra była bardzo wolna i nie mogliśmy się przedostać pod pole karne przeciwnika. Pozytywów musi być więcej. To nie mogą być zrywy, tylko dłuższe okresy gry. Trzeba siąść w szatni i porozmawiać, żeby to ruszyło, bo wiemy, jaki mamy cel. Jak padła druga bramka? Ktoś przegrał pojedynek główkowy, rzuciłem się za strzałem, a stojący na krótkim słupku Kamil Oziemczuk nieszczęśliwie główkował w poprzeczkę. Ja na chwilę straciłem orientację gdzie jest piłka i dopiero zobaczyłem ją jak robiła kozioł. Nie ma co się oszukiwać, że wygarnąłem ją zza lini bramkowej. Za tydzień musimy zmazać dzisiejszą plamę w meczu ze Stalą i wygrać, nie ma innego wyjścia. Mam nadzieję, że nasza gra ruszy w pozytywnym kierunku.


Polecamy