Kiełb dla Ekstraklasa.net: Głupio stracona bramka, błąd Sobolewskiego i zejście Janoty utrudniły zadanie
Jacek Kiełb nieudanie próbował się kryć ze złością po przegranym spotkaniu z łódzkim Widzewem. Przyczyny porażki upatruje w głupio straconej bramce, zejściu Michała Janoty i pomyłce Pawła Sobolewskiego przy drugim, decydującym trafieniu. Mimo pretensji z całych sił broni kolegów z szatni.
fot. Paweł Czajkowski (Ekstraklasa.net)
Macie pretensje do Zbyszka Małkowskiego? Tak doświadczony bramkarz powinien zachować się inaczej.
Myślę, że gol padłby i tak, ale znacznie łatwiej przyszłoby odrabianie. To są jednak ułamki sekund do namysłu. Ja na przykład również mogłem nie złapać żółtej kartki, mimo, że emocje biorą przecież górę. Na pewno nie jest nam z tym łatwo. Wewnątrz nas siedzi duża mega złość, po której koniecznie musimy się jak najszybciej pozbierać.
Mimo gry w dziesiątkę, długimi momentami toczyliście bardzo wyrównaną walkę i prawdę mówiąc mogliście się pokusić co najmniej o remis.
Takie porażki na pewno bolą, ale tutaj możemy szukać małych pozytywów. Ciężko się podnieść, gdy gra się w dziesiątkę od czwartej minuty i przegrywa 0:1 po wielkim błędzie. Jakoś się jednak zdołaliśmy pozbierać, w drugiej części nie ustawaliśmy w atakach, mieliśmy dogodne sytuacje i praktycznie górowaliśmy w tym elemencie nad Widzewem. Niestety rywale mieli dwie świetne okazje i dwie wykorzystali. Myślę jednak, że naszej drużynie należą się brawa, bo staraliśmy się niesamowicie.
b] Druga bramka padła po ewidentnym błędzie Pawła Sobolewskiego. Można było tego uniknąć.[/b]
Niestety to był jego błąd. Jednak trzeba zrozumieć, że gdy się gra w dziesiątkę i stara odrobić, to zmęczenie w końcówce daje o sobie znać i tak było w tym wypadku. To była drobna, techniczna pomyłka, nie jakiś babol. Paweł na pewno miał dobre intencje i nikt nie ma do niego pretensji.
W poprzednich meczach dużo zamieszania sialiście poprzez groźne dośrodkowania ze stałych fragmentów. Dzisiaj tego nie było.
Dokładnie. Mieliśmy mniej więcej taką taktykę, ale zabrakło nam na boisku jednego zawodnika - Michała Janoty. Jego zejście odjęło nam żądeł w ofensywie.
Macie pretensje do trenera Ojrzyńskiego? Wszak to oczywiste, że jak się przegrywa, powinno się postawić przede wszystkim atak celem odrobienia strat.
Jak nie zszedłby Janota to zszedłby kto inny, bo nie zawsze wiadomo na kogo padnie... Nie chodzi mi o to, żebyśmy mieli pretensje do trenera, tylko do samych siebie. Nie był to też błąd Zbyszka Małkowskiego, tylko całej drużyny. Gdybyśmy byli lepiej ustawieni, nie dopuścilibyśmy do wyprowadzenia kontry.
Nie uważasz, że sędzia pokazał trochę za dużo żółtych kartek?
Według mnie dobrze sędziował spotkanie. Mocniejsze faule od razu karał żółtymi kartkami, nie chciał dopuścić, żeby nasza gra była agresywna. Wiadomo, że jak drużyna przegrywa i chce się pozbierać to daje z siebie wszystko i reaguje naprawdę różnie.
Start macie fatalny. Trzy mecze - jeden punkt i druga porażka z rzędu.
Spokojnie, to dopiero początek. Nie wygląda to najlepiej, ale liga jest bardzo długa. Musimy wyciągnąć wnioski z popełnionych błędów, wstrząsnąć szatnią i coś delikatnie zmienić.
Z Wisłą i Widzewem dajecie wbić sobie bramkę w ostatnich minutach meczu. Nie za wcześnie tracicie koncentrację?
Z Wisłą to była taka sytuacja, że praktycznie na własne życzenie daliśmy wyprowadzić kontrę, a w Łodzi przy głupio straconej bramce po prostu zadecydowało zmęczenie. Nie dało się obok tego przejść obojętnie.
Rozmawiał w Łodzi: Daniel Kawczyński/ Ekstraklasa.net
Widzew męczył się z osłabioną Koroną, gole Visnakovsa znów zapewniły punkty