Kanonada w Porto Alegre. Algieria efektownie ograła Koreę Południową
Reprezentacja Algierii okazała się lepsza od Korei Południowej. Lisy Pustyni pokonały piłkarzy Hong Myung-Bo 4:2, do przerwy prowadząc trzema bramkami. Niedoceniani Algierczycy po spotkaniu w Porto Alegre stali się głównymi kandydatami do zajęcia drugiego miejsca w grupie H.
Przed tym spotkaniem w nieco lepszej sytuacji byli Koreańczycy, którzy po remisie 1:1 z Rosją mieli na swoim koncie jeden punkt, przez co nawet porażka nie pozbawiała ich matematycznych szans na awans. Na to pozwolić sobie nie mogli Algierczycy, którzy ulegli w pierwszej kolejce Belgii 1:2 i druga przegrana wyeliminowałaby ich z turnieju.
W związku z tym to właśnie Lisy Pustyni od pierwszych minut rzuciły się agresywnie na swojego rywala. Już w piątej minucie gry w polu karnym Korei faulowany był Sofiane Feghouli, ale kolumbijski sędzia Wilmer Roldan, znany na tym turnieju z anulowania dwóch prawidłowych goli w meczu Meksyku z Kamerunem, nie zdecydował się na wskazanie na wapno. Nawet to jednak nie przeszkodziło dominującym w pierwszej części gry Algierczykom, którzy pewni swego dążyli do zwycięstwa nad Azjatami.
Jeszcze w dziewiątej minucie uderzenie głową Slimaniego nieznacznie minęło koreańską bramkę, ale w kolejnych sytuacjach nawet opatrzność nie była w stanie uchronić Junga od wyjmowania piłki z siatki. Kwadrans później bowiem Slimani wobec niefrasobliwości stoperów przeciwnika ze spokojem opanował długą piłkę posłaną w swoim kierunku i w sytuacji ‘sam na sam’ rozpędzony nie dał szans bramkarzowi Korei.
Nie minęły dwie minuty, a było już 2:0. Tym razem Jung Sung Ryong się nie popisał, fatalnie wychodząc do dośrodkowania z rzutu rożnego bitego przez rywali, dzięki czemu uprzedził go Rafik Halliche i głową umieścił piłkę w pustej bramce. Jeszcze przed końcem pierwszej połowy Algieria potrafiła strzelić trzeciego gola, gdy Slimani w efektowny sposób zakręcił koreańskimi obrońcami w polu karnym, po czym wyłożył piłkę Djabou, a ten ze spokojem precyzyjnym płaskim strzałem wykończył te akcję. Pierwsze 45 minut to był prawdziwy koncert gry Algierczyków i fatalna postawa Koreańczyków w każdym elemencie. Zespół z Azji fatalnie radził sobie w obronie, a w ofensywie nie potrafił oddać ani jednego strzału w kierunku bramki Raisa M’Bolhiego.
Druga połowa rozpoczęła się jednak obiecująco dla przegrywających Koreańczyków, którzy już pięć minut po przerwie zmniejszyli straty za sprawą Sona. Napastnik Bayeru Leverkusen w mocno przypadkowy sposób opanował plecami długą piłkę posłaną za linię algierskiej obrony, ale potem zachował się jak rasowy snajper i umieścił futbolówkę między nogami M’Bohliego. Zespół Honga Myung-Bo poczuł krew i jeszcze przed upływem godziny gry mógł strzelić gola kontaktowego, ale wspaniały strzał z dystansu Ki w piękny sposób obronił algierski golkiper.
Podopieczni Vahida Halilhodżicia potrafili jednak szybko zgasić nadzieje przeciwników na skuteczną ‘remontadę’. Chwilę po znakomitej obronie własnego bramkarza, do roboty wzięli się jego koledzy z ofensywy. Yacine Brahimi doskonale rozegrał piłkę w akcji dwójkowej z Feghoulim i wobec zupełnej bierności obrońców przeciwnika ze spokojem pokonał Junga i podwyższył wynik spotkania na 4:1. Rozbitych Koreańczyków stać już jednak było tylko na jednego gola. Strzelił go kolanem (!) Koo Ja-Cheol, który z najbliższej odległości wykorzystał podanie rezerwowego Lee Keun-Ho w zamieszaniu pod algierską bramką.
Na więcej piłkarzy Honga Myong-Bo już stać nie było i to Algieria odniosła historyczne zwycięstwo 4:2, dzięki czemu znacznie przybliżyła się do awansu do kolejnej rundy. Lisom Pustyni potrzeba do tego zaledwie remisu w ostatnim meczu grupowym z Rosją w założeniu, że Koreańczykom nie uda się wygrać z Belgią różnicą trzech bramek, bo tak wysokie zwycięstwo muszą odnieść w ostatniej kolejce Azjaci, aby jeszcze mieć szanse na awans do fazy pucharowej. Z taką grą czwartej drużynie Mundialu w 2002 roku będzie o to niezwykle ciężko…