Kamil Vacek opuści Śląsk Wrocław. Zwolni miejsce dla nowego skrzydłowego?
Letnie okno transferowe w LOTTO Ekstraklasie wkracza w decydującą fazę. Historia pokazuje, że właśnie w jego ostatnich dniach polskie kluby często pozyskują nowych piłkarzy. W Śląsku Wrocław - wbrew temu co mówił w poniedziałek Tadeusz Pawłowski - wciąż są możliwe pewne ruchy kadrowe.
fot. FOT. Paweł Relikowski
Choć od lat trenerzy jak mantrę powtarzają, że woleliby mieć nowych zawodników od początku okresu przygotowawczego, to przykra prawda jest taka, iż dla wielu zagranicznych piłkarzy transfer do Ekstraklasy to ostateczność, opcja numer 3., 4., 5., a niekiedy nawet 8. i decydują się na nią dopiero wtedy, kiedy inne kierunki im nie wypalą.
Nie inaczej powinno być i tym razem. Spoglądając na dolnośląskich ekstraklasowiczów nie sposób nie odnieść wrażenia, że każdy z trójki Śląsk Wrocław, Zagłębie Lubin i Miedź Legnica się wzmocnił, ale też każdemu przydałby się przynajmniej jeszcze jeden nowy nabytek.
Vacek zwolni miejsce nowemu skrzydłowemu?
W kontekście Śląska najwięcej mówiło się o sprowadzeniu nowego bocznego pomocnika. Miałby to być ktoś, kto zastąpi sprzedanego do Turcji Jakuba Koseckiego. Trener Tadeusz Pawłowski podkreślał, że zależy mu na innym typie skrzydłowego niż ci których ma obecnie. Robert Pich i Farshad Ahmadzadeh często ścinają z piłką do środka i szukają sobie miejsca do oddania strzału lub ewentualnie zagrania prostopadłej piłki do któregoś z napastników, a szkoleniowiec WKS-u chciałby mieć też kogoś bardziej trzymającego się linii bocznej, kończącego akcje dośrodkowaniami.
- Dostałem informację, że nikt nowy do nas nie dołączy w tym oknie. Ja nie chcę ogrywać piłkarzy innym klubom, dlatego stawiam na Roberta, Farshada czy Damiana Gąskę, bo mamy z nimi długie kontrakty i to są moi ludzie - wypalił na konferencji po meczu z Pogonią Szczecin Pawłowski, dając do zrozumienia, że odrzucił możliwość wypożyczenia skrzydłowego. Okazuje się, że jeszcze nie wszystko jest w tym temacie przesądzone i Śląsk wciąż rozmawia z kandydatami do gry we Wrocławiu.
- Mamy wytypowanych kilku graczy i znamy ich oczekiwania finansowe. To piłkarze zagraniczni z kartami na ręku. Będziemy negocjować z zarządem, bo jeszcze jeden skrzydłowy byłby u nas mile widziany - zdradził nam dyrektor sportowy „Wojskowych” Dariusz Sztylka.
Do tego opisu pasuje m.in. Ukrainiec Andrij Blizniczenko, który niedawno był bliski związania się z Jagiellonią Białystok. Na przeszkodzie stanęły sprawy formalne (chodziło o jakieś dokumenty, które Ukrainiec musiał załatwić). 24-latek grał we wszystkich młodzieżowych reprezentacjach swojego kraju od U-16 do U-21. W CV ma występy w Dnipro Dniepropietrowsk oraz tureckim Kardemir Karabükspor. Od lipca tego roku jest bez klubu.
W przekonaniu prezesa Marcina Przychodnego do transferu może przysłużyć się rozwiązanie kontraktu z Kamilem Vackiem. Skreślony przez sztab Pawłowskiego Czech gra w rezerwach, ale jest ambitnym człowiekiem i nie zadowoli się grą z amatorami, byleby tylko inkasować co miesiąc ponad 60 tys. zł, które gwarantuje mu jego obowiązujący do czerwca 2020 roku kontrakt.
- Rozmawiamy z Kamilem o rozwiązaniu umowy i jesteśmy bliscy porozumienia. Myślę, że to się stanie jeszcze w tym tygodniu - przyznał Sztylka.
Wiadomo już, że na razie podobną drogą nie podąży serbski pomocnik Dragoljub Srnić, który tak jak Vacek praktycznie nie ma już szans na powrót do pierwszej drużyny. U 26-latka problemem jest brak zainteresowania ze strony innych klubów, przez co nie pali mu się do wyprowadzki z Wrocławia.
Teraz Sztylka wraz z trenerem Pawłowskim muszą przekonać zarząd, by przynajmniej część z pensji zaoszczędzonej na Vacku przeznaczyć na nowego skrzydłowego. Decyzje w tej sprawie powinny zapaść w najbliższych dniach.
Na razie nie wiadomo kim są inni kandydaci do gry w Śląsku. Klubowi z siedzibą przy ul. Oporowskiej oferowani byli różni zawodnicy, także spoza Europy (m.in. z krajów afrykańskich), ale ostatecznie nic z tego nie wyszło. Nieoficjalnie mówi się, że Blizniczenko także nie otwiera listy, o której wspomina Sztylka.
- Nie chcę rzucać po pozycjach Damiana Gąski, bo dla niego już sam przeskok z I ligi do Ekstraklasy jest trudny, a co dopiero, jak będę go wystawiał na innej pozycji. Dla mnie Damian jest dziesiątką - tłumaczył Pawłowski.
Wcześniej przekonywał też, że Mateusz Cholewiak jest obrońcą, nie skrzydłowym, więc z bocznych pomocników pozostali mu tylko Farshad, Pich i Daniel Łuczak, a to może być za mało, by skutecznie powalczyć o ósemkę w tym sezonie.