Joker Gajos zapewnił Jagiellonii trzy punkty. Dziesiąta wyjazdowa porażka Widzewa
Jagiellonia wygrała z Widzewem Łódź 1:0 w pierwszym meczu 21. kolejki T-Mobile Ekstraklasy. Jedyną bramkę spotkania zdobył Maciej Gajos, który chwilę wcześniej pojawił się na boisku. Widzewiacy kontynuują tym samym niechlubną serię. Na jesieni przegrali wszystkie dziesięć wyjazdowych meczów i przezimują na ostatnim miejscu w tabeli.
Spotkanie białostockiej Jagiellonii z Widzewem zapowiadało się jako pojedynek zespołu aspirującego do czołowych lokat z ligowym outsiderem. Gospodarze na papierze wydawali się lepsi nie tylko pod względem umiejętności zawodników na poszczególnych pozycjach, ale również pod względem organizacyjnym czy finansowym. Jeśli do tego dodamy fakt, iż Widzew dotychczas przegrał wszystkie wyjazdowe spotkania w tym sezonie, zwycięstwo Jagi było bardzo prawdopodobne. Oczywiście gdzieś w tle pozostawała pamięć wyrównanego meczu tych ekip w Łodzi oraz fatalnej postawy Jagiellonii w poprzednim meczu, w którym była faworytem (mowa o potyczce z Lechią Gdańsk).
Mecz rozpoczął się od awarii nagłośnienia, z powodu której kibice gospodarzy musieli wykonać swoja wersję „Ballady o małym rycerzu” bez podkładu. Następnie zaintonowali jeszcze kilka antykomunistycznych przyśpiewek, by uczcić rocznicę wprowadzenia Stanu Wojennego.
Już w 3 minucie rozgrywanego w gęstej mgle spotkania dobrą sytuację zmarnował Eduards Visnakovs. Jaga co prawda próbowała atakować, ale wszystkie w miarę celne dośrodkowania wyłapywał Mielcarz. Widzew z kolei odgryzał się z kontrataku. Nie było widać, który zespół ma chrapkę na grupę mistrzowską, a który nie wygrał w tym sezonie ani razu na wyjeździe.
Nie sposób nie wspomnieć o tym, że sędzia Frankowski dość często nie odgwizdywał ewidentnych fauli łodzian. Być może uznał, że zespół gra twardo tak, by uhonorować głównego sponsora. Kiedy jednak arbiter dostrzegał przewinienia w ruch szły kartki, którymi zostali ukarani Melunović i Okachi.
Tymczasem kontry łodzian stawały się coraz groźniejsze. Eduards Visnakovs zmarnował jedną stuprocentową sytuację i inny jego strzał Krzysztof Baran sparował na poprzeczkę. Raz też swojego szczęścia spróbował Rafał Augustyniak, który bez problemów wszedł w pomoc i obronę Jagi. Po pierwszej połowie pachniało golem dla gości i zdawało się, że fatalna passa wyjazdowych porażek zostanie nareszcie przerwana.
Po przerwie mgła się rozwiała, a na boisku ujrzeliśmy podrażnionych i aktywnych gospodarzy i całkowicie pozbawionych ikry gości. Trudno powiedzieć, co zaszło w przerwie w obu szatniach, ale całkowicie odmieniło to obie ekipy. Jaga atakowała z zębem, a łodzianie bez celu snuli się po boisku. Jedynym graczem Widzewa, który prezentował ekstraklasowy poziom był Maciej Mielcarz. Nie miał on jednak wiele pracy, ponieważ dośrodkowania Jagi były albo mało dokładne, albo dobrze blokowane.
Czasami jednak udawało się czymś postraszyć gości. Najpierw Alexis Norambuena strzelił ponad bramką, następnie Piątkowski przedrylował trzech rywali, by w końcu uderzyć. Jego strzał zmierzający w światło bramki wyblokował obrońca Widzewa. Balaj też próbował, ale uderzył minimalnie obok słupka.
Kiedy już się wydawało, że Widzew zdobędzie pierwszy w tym sezonie wyjazdowy punkt, po rzucie rożnym piłkę do siatki gości skierował wprowadzony w drugiej połowie Gajos. Łodzianie od tego momentu nie kwapili się z atakami, Jadze też za bardzo nie zależało na podwyższaniu wyniku i mecz zakończył się zasłużonym zwycięstwem gospodarzy. Tym samym obydwa kluby się do czegoś przybliżyły – gospodarze do grupy mistrzowskiej, a goście do I ligi.