menu

Jest światełko w tunelu. Górnik z nowym trenerem zremisował z Pogonią

15 marca 2014, 20:20 | Sebastian Gladysz

Obiecująco wypadł debiut Roberta Warzychy na ławce trenerskiej Górnika Zabrze. Gospodarze wyszli na prowadzenie, ale po przerwie zawodnicy Pogoni Szczecin doprowadzili do wyrównania.

Dariusz Wdowczyk trochę namieszał ustawieniem swojej drużyny, bowiem dokonał w nim aż czterech zmian w porównaniu do spotkania z Cracovią. Hernaniego na środku obrony zastąpił Dąbrowski, pierwszy raz w wyjściowej jedenastce kosztem pauzującego za kartki Ławy pojawił się Murawski. Do Zabrza nie przyjechał narzekający na uraz Małecki, którego zastąpił Kun. Największą niespodzianką było posadzenie na ławce Murayamy. Jego miejsce na boisku zajął Bąk.

Robert Warzycha swój nieoficjalny debiut na ławce trenerskiej Górnik rozpoczął od trzech korekt w składzie. Na prawą obronę po kartkowej absencji wrócił Mańka, a Łukasiewicza na środku obrony zastąpił Pandża. Ponadto w miejsce Iwana, pokutującego za cztery sędziowskie napomnienia, na placu gry pojawił się Drewniak.

Na trybunach zabrzańskiego stadionu, mimo braku wyznaczonego sektora, zjawiła się grupa kibiców ze Szczecina. Kibice Pogoni, jak i wszyscy inni obserwatorzy tego meczu, musieli oglądać niemrawy początek w wykonaniu obu drużyn. Od początku widoczny był plan „Portowców” na ten mecz. Zawodnicy Wdowczyka starali się nękać prostopadłymi piłkami defensywę Górnika, która – trzeba to przyznać – nie wyglądała zbyt dynamicznie. W pierwszych minutach taki sposób gry nie przynosił rezultatów, bo piłka nabierała dużej szybkości na zmoczonej deszczem murawie. Zabrzanie natomiast starali się grać atakiem pozycyjnym, ale równie dobrze można powiedzieć, że nabijali sobie posiadanie piłki, grając w obronie i szybko tracili futbolówkę, gdy zbliżali się do bramki Janukiewicza. Mocno usypiający pierwszy kwadrans.

Pierwszy raz kibice zareagowali trochę żywiej w 19. minucie, gdy nieudana wrzutka Oziębały nieomal nie zakończyła swojego lotu za kołnierzem Janukiewicza i w siatce. Stało się jednak inaczej i wciąż nie oglądaliśmy celnego uderzenia na bramkę. W 27 minucie przed szansą stanął Nakoulma. Ładne prostopadłe zagranie zaliczył Drewniak, ale uderzenie reprezentanta Burkina Faso z ostrego kąta przeszło obok słupka. Dosłownie chwilę potem mieliśmy stuprocentową okazję dla gospodarzy. Fatalne podanie Golli do Dąbrowskiego przechwycił w pełnym tempie Oziębała i popędził na bramkę Janukiewicza. Skrzydłowy Górnika z pewnością nie jest typowym egzekutorem i udowodnił to po raz kolejny, przegrywając pojedynek z bramkarzem gości.

Były to minuty przewagi Górnika, bowiem już po chwili w dogodnej sytuacji znalazł się Nakoulma. Zawodnik gospodarzy w pojedynku sam na sam minął Janukiewicza i… przewrócił się. Wydawało się, że bramkarz „Portowców” faulował napastnika, ale sędzia Musiał pozostał niewzruszony i wskazał na rzut rożny. Wtedy jednak, w 33. minucie, Górnik udokumentował swoją przewagę golem. Po kornerze w wielkim zamieszaniu podbramkowym do piłki dopadł Kosznik i z bliska umieścił piłkę w siatce. Po bramce spotkanie ponownie się wyrównało, ale widać było przewagę mentalną graczy Warzychy. Ich gra nabierała pewności, której tak brakowało od początku spotkania. W ostatnich minutach pierwszej połowy zabrzanie nieco się cofnęli i oddali inicjatywę rywalom, ale nic z tego nie wynikło i do szatni to gospodarze schodzili z cenną zaliczką.

Nie grali oni wielkiego meczu, ale w końcu uśmiechnęło się do nich trochę szczęścia. Przez kilka minut atakowali z przekonaniem i efektem tego była bramka. Można było wyróżnić aktywnych, acz nieskutecznych Nakoulmę i Oziębałę. Na pochwały zasługiwali też środkowi obrońcy, którzy do tej pory nie dawali wiele miejsca Robakowi. Nie tylko on zawodził ekipie Wdowczyka. Praktycznie cała drużyna „Portowców” grała poniżej oczekiwań.

Druga połowa rozpoczęła się od natychmiastowej „bomby” Pogoni. W 47. minucie mieliśmy już 1:1. Na uderzenie zza pola karnego zdecydował się Bąk, strzelił celnie, przy słupku, ale niezbyt mocno i wydaje się, że ta bramka obciąża konto Kasprzika, który zdecydowanie za wolno zbierał się do interwencji. Górnik kompletnie potracił się w swoich poczynaniach po straconej bramce. Chwilę potem w końcu do strzału głową doszedł Robak, ale uderzył nad poprzeczką. „Górnicy” tracili wszystkie piłki i momentami nie potrafili wyjść z własnej połowy. Nie z powodu szaleńczego pressingu „Portowców”, ale tylko i wyłącznie przez własną nieudolność popartą nerwowością. Kabaret w defensywie Górnika trwał w najlepsze, gdy Szeweluchin fatalnym wybiciem ustawił piłkę do strzału Kunowi. Uderzenie skrzydłowego „Portowców” zatrzymało się jednak na słupku.

W grze zawodników Warzychy roiło się od niedokładności, akcje oparte były na chaosie, ale mimo to zaczynali się otrząsać z szoku. Głównie dlatego, że Pogoń nie wiedzieć czemu zwolniła, zamiast iść za ciosem. Na ten moment żadna z drużyn nie zasługiwała na komplet punktów.

Minuty płynęły, a na boisku nic się nie zmieniało. Górnik nadal próbował rozmontować defensywę rywali przypadkowymi wykopami i bezmyślnie rozgrywanymi kontratakami, a Pogoń… Pogoń grała nijako. Niby często potrafiła przyspieszyć grę kilkoma podaniami, ale nic z tego nie wynikało. Od drużyny z teoretycznie kreatywną pomocą i najskuteczniejszym napastnikiem ligi należy wymagać więcej. W 75. minucie obiecujący strzał z dystansu Łuczaka sparował na rzut rożny Janukiewicz.

Ostatni kwadrans rozpoczął się od ataków Górnika, którego najwidoczniej nie zadowalał jeden punkt. Podopieczni Wdowczyka wyglądali za to na ukontentowanych, co pozwalało sądzić, że aby obejrzeć w tym spotkaniu jakąś bramkę, trzeba będzie spoglądać raczej w stronę Janukiewicza. Po strzale głową Pandży w 86. minucie piłka zatrzymała się na górnej siatce. Dwie minuty później zabrzanie mieli piłkę meczową – Nakoulma popędził z kontratakiem i wyłożył piłkę idealnie na szesnasty metr Majtanowi. Napastnik Górnika uderzył celnie, ale wprost w bramkarza gości. W doliczonym czasie gry nic więcej się już nie wydarzyło i obie ekipy podzieliły się punktami.