Janusz Panasewicz: Jak patrzyłem na młodszych piłkarzy Legii, to miałem wrażenie, że mają bekę z Czerczesowa [WYWIAD]
- W europejskich pucharach wspieram naszych, Lecha Poznań czy Wisłę Kraków też, ale kiedy te zespoły rywalizują z Wojskowymi, to zawsze trzymam kciuki za Legię - mówi Janusz Panasewicz, wokalista zespołu Lady Pank.
Maja Włoszczowska: Do igrzysk podchodzę bez napinki. Wierzę, że będzie dobrze
Niedługo, bo 17 kwietnia, zaprezentujecie światu nowy album Lady Pank. Wśród dwunastu premierowych utworów znajdą się takie, w których odnajdą siebie nasi piłkarze, siatkarze czy szczypiorniści?
To zawsze sprawa indywidualna. Każdy ma inną wrażliwość. Ostatnio dostałem wiadomość od Michała Probierza, szkoleniowca Jagiellonii, który przesłuchał moją ostatnią solową płytę. I Michał pisze: „Stworzyłeś piosenkę o trenerach!”. Chodziło mu o utwór „Włóczykij”! Bingo.
Regularnie odwiedza Pan piłkarskie stadiony?
W tamtym roku z pięć razy byłem na Łazienkowskiej, kilkukrotnie obejrzałem na żywo reprezentację Polski. Myślę, że zebrałoby się z dziesięć meczów.
Wciąż kibicuje Pan Legii?
Nie kryję się z tym. Od dawna to jest mój klub. W europejskich pucharach wspieram naszych, Lecha Poznań czy Wisłę Kraków też, ale kiedy te zespoły rywalizują z Wojskowymi, to zawsze trzymam kciuki za Legię. Muszę się jednak przyznać, że czasami mam zgryz. Dotyczy on Jagiellonii.
Coś z nią nie tak?
Wręcz przeciwnie. W latach 80. zdawałem maturę w liceum ogólnokształcącym w Białymstoku. Mam do Jagi sentyment. Czasami, kiedy mój brat, kibic Jagiellonii, przyjeżdża do Warszawy, przekomarzamy się. Mówię mu jednak wtedy: „Sorry stary, ale ukochany klub ma się tylko jeden”.
Pana synowie wciąż trenują w Legii?
Już nie. Byli w Akademii, ale już im przeszło. Mam bliźniaki - Bruno i Julka. Większy talent do piłki ma ten pierwszy. Lewa noga nie od parady. Darek Dzwigała, jak go zobaczył w akcji, powiedział: „dawaj mi ten skarb”.
I czeka Pan, aż piłkarz Panasewicz wystąpi na Narodowym?
Bruno ma zmysł, technikę, potencjał, ale trudno wyrokować. Chłopcy chodzą też na tenis, więc może któryś z nich będzie nowym Djokoviciem?
Legia w tym sezonie będzie mistrzem Polski?
Łatwo nie będzie. Kadra zespołu jest niby mocna, ale brakuje tam ducha, wewnętrznego porozumienia. Może na Łazienkowską wróci Mirek Radović z którym często tu przesiadywałem [z Panasewiczem spotkaliśmy się w restauracji Montenegro - aut.]. Przydałby się. Trudno mi też powiedzieć, czy piłkarze rozumieją się z Czerczesowem. Jak patrzyłem na Furmana i kilku młodszych, to miałem wrażenie, że oni mają z niego… bekę. To dla nich człowiek z innej bajki. Moim zdaniem w szatni non stop robią z niego jaja.
Przyjaźnił się Pan z wieloma piłkarzami: Dariuszem Dziekanowskim, Ryszardem Tarasiewiczem. Macieja Żurawskiego w pubie Guinness uczył Pan zwodów…
Takie to były czasy. Jeździliśmy z koncertami po całym kraju i w hotelach spotykaliśmy futbolistów. Oni znali Lady Pank, wychowywali się na naszej muzyce, więc kiedy tylko się zeszliśmy, to siadało się przy piwku. Oni bywali na koncertach, my na meczach, wspólny język znajdowaliśmy w mig.
Dziś piłkarze są zbyt grzeczni? Kiedyś chyba bawiono się częściej i mocniej.
Na pewno są ładniejsi (śmiech). Epoka się zmieniła, to i ludzie się zmienili. Nie powinniśmy tego krytykować. Fakt, że Robert Lewandowski stosuje się do diety żony, a Grzesiek Krychowiak paraduje w futrze z lisów, mi nie przeszkadza. A niech kupuje ile chce! Ma pasję, pieniądze i czas, więc - będąc świetnym zawodnikiem - może sobie na to pozwolić. Poza tym zauważyłem jedną rzecz: konkurencja jest dziś tak duża, że bycie enfant terrible, niepokornym, w ogóle się nie opłaca. Bo na twoje miejsce czeka już piętnastu innych mających dietę bezglutenową.
Widzi Pan w piłkarskiej reprezentacji Polski rockendrolowców?
Kimś takim jest Artur Jędrzejczyk. To prawdziwy wariat. Lubię go. Rock we krwi ma Artur Boruc. To jak się zachowuje, jak mówi - idealnie pasowałby do dobrej kapeli. Strasznie podoba mi się też Bartek Kapustka.
Niepokorny chłopak. Zdolny, ale urwis.
Dokładnie! I on właśnie ma to coś, że oczy rwą się w jego stronę. Widziałem go na Łazienkowskiej w meczu Legii z Cracovią i ten chłopaczek każdym ruchem mówił do ludzi: jestem tu!
Robert Lewandowski na boisku jest jak Janusz Panasewicz na scenie?
To frontman, lider. Nie jest jednak sam. Za sobą ma niezłych piłkarzy: Kamila Glika, Krychowiaka. I tego, który potrafi w jednym meczu spartolić i zaskoczyć jak mało kto, czyli Kamila Grosickiego! We Francji „Grosika” kochają, bo nikt nie wie czego można się po nim spodziewać. Lewandowski dlatego gra tak dobrze, bo jest wisienką na tym biało-czerwonym torcie.