menu

Hajto: Mojej pracy w Jagiellonii nie muszę się wstydzić [WYWIAD]

22 lutego 2016, 14:45 | Tomasz Dworzańczyk / Kurier Poranny

Tomasz Hajto komentował spotkanie Jagiellonii ze Śląskiem na antenie Eurosportu 2. Były trener białostockiego zespołu podzielił się z nami wrażeniami z pierwszego od dłuższego czasu pobytu w Białymstoku.

Tomasz Hajto komentował ostatni mecz Jagiellonii ze Śląskiem
Tomasz Hajto komentował ostatni mecz Jagiellonii ze Śląskiem
fot. Piotr Kwiatkowski

Jak to jest wrócić do Białegostoku po kilku latach?
Mega, jestem naprawdę zadowolony, z tego, jak mnie przyjęli prezes i właściciele. Pierwszy raz jestem na nowym stadionie, pięknym obiekcie. Spędziłem tu półtora roku, a to nie jest mało. Sentyment pozostał.

Wiele się zmieniło odkąd opuścił Pan Podlasie?
Zmienił się przede wszystkim stadion, który jak mówiłem, jest piękny. Może ciut za duży, bo jakby był na 15 tysięcy widzów, to taka liczba kibiców jak w piątek, robiłaby większe wrażenie. Co jeszcze jest nowego? Kolega jest trenerem, a poza tym, prezes kolegą, ale to akurat się nie zmieniło.

Stadion się zmienił, ale też chyba białostocka drużyna jest zupełnie inna kadrowo od tej, którą Pan prowadził?
Na pewno, ale na boisku było kilku chłopaków, którzy uczyli się grać jeszcze koło mnie. Choćby Rafał Grzyb, Bartek Drągowski, Jonek Straus, czy kilku innych.

Został Pan jakoś specjalnie przywitany?
Ci, których znałem, podeszli przed meczem i się przywitali. Poza tym, trener - legenda białostockiego klubu - Ryszard Karalus dał mi koszulkę Jagiellonii. Kiedy pracowałem w Białymstoku to razem graliśmy w tenisa. Fajnie i miło na pewno tutaj wrócić.

A jak Panu podobał się piątkowy mecz? '
Spotkanie z gatunku tych słabszych, ale to było akurat wiadomo, bo jedna i druga drużyna walczyła o zwycięstwo, które przybliży ja do pierwszej ósemki. Początek sezonu, murawa też mogłaby być lepsza. Były momenty fajne, ale przeplatały się fragmenty w których dominował chaos i niedokładność. W lidze brakuje nam powtarzalności, żeby każdy zespół posiadał siedmiu wyrobników. Tego niestety, nie mamy.

Jagiellonia wygrała pierwszy mecz w Ekstraklasie w 2016 roku: Czy obecny zespół Jagiellonii jest lepszy od tego, prowadzonego kiedyś przez Pana?
Przede wszystkim, to ja przebudowywałem wtedy zespół od A do Z. Taką miałem rozmowę z włodarzami i taki był plan. Mieliśmy stawiać na młodych i przypomnę, że u mnie na środku obrony grał 16-letni wówczas Adam Dźwigała, w środku 20-letni Maciej Gajos, a na treningach pojawiał się Drągowski. Poza tym, w tym zespole dojrzeli Maciek Makuszewski, czy sprowadzeni przeze mnie Michał Pazdan, czy Dani Quintana. To, jak się z perspektywy czasu okazało, przyniosło klubowi kilka, czy kilkanaście milionów. A przypomnę, że to nie był wcale łatwy okres dla nas. Mieliśmy stary stadion, którego nie da się w ogóle porównać z obecnym. Konflikt kibiców z wojewodą, w pewnym momencie przychodziło po 700 kibiców na mecz, do tego przebudowywałem zespół i kończyłem kurs trenerski, a w drużynie jeszcze byli koledzy, z którymi grałem. Dostałem taki bagaż na plecy, że narty mi się połamały. Mimo to dotrwałem do końca kontraktu, nie zostałem zwolniony i tej pierwszej pracy nie muszę się wstydzić.

Nie ciągnie Pana na ławkę trenerską?
Na pewno trochę ciągnie, ale mam taki charakter, że nie będę przed nikim klękał, żeby mnie zatrudnił. Ja się nie zmienię. Mam na razie co robić i ciśnienia w związku z tym nie czuję. Chcę pracować tam, gdzie piłka jest poważnie traktowana, gdzie ludzie będą mnie szanować.

Na koniec zapytam, komu z obecnej Jagiellonii wróży Pan największą karierę?
Na pewno Dragowskiemu. Robi chłopak postępy. W meczu ze Śląskiem znów miał akcję meczu. Wiem, że w jego sprawie jest zainteresowanie, bo nawet do mnie dzwonią z Niemiec, pytając o niego. Zresztą właśnie ten kierunek dla niego uważam za optymalny. To najlepsza szkoła trenerska, która zrobi z niego prawdziwego piłkarza.


Polecamy