Dwie twarze Jagiellonii - która jest prawdziwa?
Takie pytanie zadają sobie po trzech pierwszych kolejkach obecnego sezonu Ekstraklasy kibice białostockiej ekipy. Pierwsza to oblicze zespołu ze spotkania ze Śląskiem Wrocław. Drużyna wtedy grała mądrze, nie notowała głupich strat, a do momentu zmian znakomicie prezentowała się, zarówno w ofensywie jak i obronie.
Oceniamy zawodników Jagiellonii za mecz z Lechią: zawiedli wszyscy
Niestety w dwóch pozostałych meczach widzieliśmy twarz dobrze znaną z poprzedniego sezonu. Było to oblicze zespołu niepewnego, robiącego błędy w defensywie i mającego ogromne trudności ze skonstruowanie choćby jednej sensownej akcji ofensywnej. Ktoś powie – ale z Zawiszą wygraliśmy. Zgoda, ale więcej w tym zasługi równie niemrawej gry rywala. O ile jednak tamten mecz obronił wynik, o tyle nieporadność zaprezentowana wczoraj w Gdańsku woła już o pomstę do nieba. Obrońcy wyglądali, jakby każda zbliżająca się do nich piłka stanowiła śmiertelne zagrożenie. Co gorsza, jeszcze słabiej wypadli pomocnicy. Brak jakiegokolwiek pomysłu na grę i konstruowanie akcji. Paradoksalnie najtrudniej ocenić atak ponieważ nie otrzymywał on zupełnie podań, a co za tym idzie, nie mógł wpłynąć na wynik meczu.
Niepokoi fakt, że sami zawodnicy Jagi nie zawsze dostrzegają swoje niedoskonałości. Mateusz Piątkowski po meczu z Lechią stwierdził m.in.: - W dzisiejszym meczu nie pokazaliśmy tego, co w tych dwóch pierwszych spotkaniach. Problem polega na tym, że Jagiellonia pokazała to samo co w meczu z Zawiszą, ale tym razem rywal był zbyt skuteczny w obronie i za bardzo żądny zwycięstwa, by słabszej dyspozycji Podlasian nie wykorzystać. Ten sam zawodnik też pozwolił sobie na prztyczek nos trenera: - To trener decyduje, kto w danym meczu wybiega od pierwszych minut. Dzisiaj przyszło mi usiąść na ławce rezerwowych, dostałem swoją szansę w drugiej połowie. Szkoda, że nie udało mi się coś strzelić i pomóc drużynie.
Decyzja trenera była jak najbardziej zrozumiała. W końcu to Bekim Balaj trafiał w dwóch dotychczasowych spotkaniach, choć grał mniej minut niż posiadający zerowy dorobek bramkowy w tym sezonie Mateusz Piątkowski. Inna sprawa, że gdy ostatnie celne podanie ma miejsce 30 metrów od bramki rywali i Messi nie pomoże.
Wszyscy muszą mieć na uwadze, że Jaga rozpoczyna sezon czterema meczami wyjazdowymi. Nawet w przypadku porażki w kolejnym meczu sześć dotychczas wywalczonych punktów wydaje się być wynikiem bardzo przyzwoitym. Pytanie tylko, czy same wyniki mogą usprawiedliwiać półtoragodzinną niemoc, jaką we wszystkich formacjach zaprezentowała wczoraj ekipa z Podlasia? Nie czas na grzmienie i osądzanie zawodników, ale na wzięcie się za pracę i udowodnienie, że to w meczu ze Śląskiem Wrocław widzieliśmy prawdziwą Jagę.
JAGIELLONIA - serwis specjalny Ekstraklasa.net