Jagiellonia Białystok - Śląsk Wrocław 1:1. Zamiast dobić przeciwnika, stracili bramkę (zdjęcia)
Ekstraklasa piłkarska. Jagiellonia Białystok tylko zremisowała u siebie ze Śląskiem Wrocław 1:1 w meczu 6. kolejki
Opinie trenerów
Ireneusz Mamrot (Jagiellonia): Uważam, że straciliśmy w tym meczu dwa punkty. O ile pierwsza połowa była ze wskazaniem na nas, chociaż sytuacji nie było za dużo, to drugą połowę rozpoczęliśmy dobrze. Mieliśmy dwie bardzo dobre sytuacje, by podwyższyć na 2:0, obijaliśmy też słupki. Na pewno boli stracona bramka w taki sposób.
Jan Urban (Śląsk): W pierwszej połowie zbyt wiele się nie działo, była tylko jedna sytuacja Sheridana, który strzelił obok słupka. Natomiast początek drugiej połowy to bramka i dwie bardzo dobre sytuacje Jagiellonii. Gdyby strzelili na 2:0, to podejrzewam, że trudno, a nawet bardzo trudno byłoby nam się podnieść. Jagiellonia miała więcej okazji i trzeba być zadowolonym z remisu. Cieszymy się z punktu, bo wracać osiem godzin po przegranym meczu to nic przyjemnego.
Zdaniem zawodników
Łukasz Burliga (Jagiellonia): Cieszy mnie pierwsza w tym sezonie asysta. Była okazja nawet na drugą, ale Rafał Grzyb trafił w słupek. Fajnie zaczęliśmy drugą połowę i szkoda, że nie dobiliśmy rywali drugim golem, bo wtedy nasi przeciwnicy nie mieliby już raczej argumentów.
Michał Mak (Śląsk): Jagiellonia jest wicemistrzem Polski i w tym zespole jest kilku bardzo dobrych piłkarzy. Ale wydaje mi się, że z przebiegu meczu remis jest zasłużony. Obie ekipy miały swoje okazje. Gospodarze mieli przewagę, ale graliśmy dobrze w defensywie. Wyprowadziliśmy też kilka groźnych kontr i szkoda, że tylko jedna bramka wpadła.
Bramki
0:1 Romanczuk (46)
1:1 Mak (64)
Jagiellonia: Kelemen - Burliga, Runje, Guti I, Guilherme - Świderski (46. Frankowski), Grzyb, Romanczuk (65. Kwiecień I), Pospisil, Cernych (78. Sekulski I), Sheridan.
Śląsk: Wrąbel - Jovic, Celeban, Pawelec, Cotra - Madej I, Tarasovs, Chrapek (71. Srnic), Piech I (87. Łuczak), Mak, Robak I.
Sędziował: Tomasz Kwiatkowski (Warszawa).
Widzów: 10 437.
Tomasz Dworzańczyk
tdworzanczyk@poranny.pl
Na pewno czujemy spory niedosyt, bo z mojej perspektywy wyglądało na to, że byliśmy bliżej zwycięstwa i szkoda tych straconych punktów - przyznaje Ireneusz Mamrot, trener Jagiellonii po remisie u siebie ze Śląskiem Wrocław 1:1.
Gospodarze mogą sobie pluć w brodę, bo podejmowali zespół, który z dużymi problemami uzbierał 18 piłkarzy na wyjazd do Białegostoku. Trapiony kontuzjami Śląsk marzył o remisie i swój cel od początku realizował. Przyjezdni nie angażowali zbyt wielu sił w akcje zaczepne, skupiając się przede wszystkim na zabezpieczeniu dostępu do własnej bramki.
- Rzeczywiście, kontuzje i zmiany kadrowe na początku sezonu skomplikowały nam mocno sprawę. W swojej karierze trenerskiej nie pamiętam takiej sytuacji - przyznaje Jan Urban, trener Śląska.
Białostoczanie przed przerwą przeważali, ale zbyt wielu klarownych okazji nie mieli. Niemniej mogli otworzyć wynik spotkania choćby po akcji Martina Pospisila, którego strzał w 13. minucie instynktownie odbił Jakub Wrąbel, a jeszcze bliżej szczęścia był po półgodzinie gry Cillian Sheridan, którego techniczne uderzenie lewą nogą przeszło tuż obok słupka. Końcówka pierwszej połowy odbywała się już w trudnych warunkach, bowiem zaczął padać rzęsisty deszcz.
- Ale to wcale nie było dla nas żadne utrudnienie. Piłkarze lubią grać w takich warunkach. Dla mnie to najlepsza pogoda - przekonuje pomocnik Jagi Taras Romanczuk.
Jak się okazało, Ukrainiec był bohaterem początku drugiej połowy, na którą białostocki zespół wyszedł z jedną zmianą. Słabo spisującego się Karola Świderskiego zastąpił rekonwalescent Przemysław Frankowski, który dopiero pierwszy raz w tym sezonie pojawił się na boisku. Młodzieżowy reprezentant Polski zainicjował zresztą, pierwszą po zmianie stron akcję żółto-czerwonych, wymieniając piłkę z Łukaszem Burligą. Ten wyłożył futbolówkę nadbiegającemu Romanczukowi, który 25 sekund po wznowieniu gry, mocnym uderzeniem swoją gorszą prawą nogą, nie dał szans Wrąblowi.
- To moja druga bramka zdobyta prawą nogą w ekstraklasie. Tę pierwszą zdobyłem w poprzednim sezonie przeciwko Piastowi Gliwice - zauważa Romanczuk.
Strzelony gol rozruszał gospodarzy, którzy właśnie mieli zacząć swój najlepszy kwadrans w tym spotkaniu. Jagiellończycy z pasją rzucili się na wrocławian, jakby chcieli zadać kłam temu, że zespoły, które uzyskują prowadzenie, podświadomie cofają się, broniąc wyniku. Miejscowi nie kalkulowali i już w 53. minucie blisko szczęścia był Pospisil, którego mocne uderzenie trafiło w słupek. Czech pięć minut później miał kolejną świetną okazję, ale zamiast odegrać do dobrze ustawionego Frankowskiego, zdecydował się na strzał, który mu nie wyszedł.
Frankowski za chwilę sam miał okazję, przejmując piłkę na połowie rywali, po fatalnym błędzie Igorsa Tarasovsa, jednak źle sfinalizował akcję. Dobry okres gry gospodarzy mógł zwieńczyć też Rafał Grzyb, który w 63. minucie doszedł do dośrodkowania Burligi, jednak po jego główce piłka uderzyła w słupek.
Wydawało się, że lada chwila padnie gol na 2:0, jednak w kolejnej akcji to wrocławianie wyprowadzili zabójczą kontrę i Michał Mak doprowadził do remisu, pokonując Mariana Kelemena w sytuacji sam na sam.
- Nie możemy tracić takich bramek. To my powinniśmy grać na kontrę, tymczasem Śląsk nas złapał w ten sposób - kwituje Romanczuk.
- Boli ta stracona bramka, bo mogliśmy wykazać się boiskowym cwaniactwem i nie oddawać tej piłki rywalom. Zostawiliśmy ją, Śląsk szybko zagrał z rzutu wolnego i w efekcie padł gol - wtóruje Mamrot.
Jagiellończycy od tego momentu jakby stracili animusz i już tak zaciekle nie atakowali. Być może to był efekt wymuszonych zmian, bo boisko opuścili kontuzjowani - najpierw Romanczuk, a po nim Cernych. Tak naprawdę groźnie pod bramką Wrąbla było już tylko raz, kiedy wprowadzony na boisko Bartosz Kwiecień główkował po rzucie rożnym.
Ten sam zawodnik za chwilę stworzył też zagrożenie pod bramką Kelemena, kiedy zagrywał ręką tuż przed polem karnym. Sędziujący spotkanie Tomasz Kwiatkowski w pierwszej chwili wskazał nawet na wapno, na szczęście w porę zreflektował się i podjął prawidłową decyzję, przyznając gościom tylko rzut wolny, z którego na szczęście chybili.
Kibice na trybunach liczyli, że żółto-czerwoni zdołają przechylić szalę na swoją korzyść, choćby w ostatnich minutach, jak czynili to już kilkukrotnie w tym sezonie. Niestety, tym razem się nie udało i pierwszy w tym sezonie remis jagiellończyków stał się faktem.