menu

Iwański dla Ekstraklasa.net: Przed meczami podcinaliśmy kozie gardło i smarowaliśmy krwią

15 września 2013, 02:06 | Daniel Kawczyński

- Co kraj to obyczaj, Turcja także. Gardło kozie jest podcinane praktycznie w każdym klubie. Podcinają gardło, a następnie wyciekającą krwią smarują sobie czoło i buty na szczęście. Także u nas kultywowano ten obrządek, na szczęście nie zmuszano do tego obcokrajowców - mówi w rozmowie z Ekstraklasa.net, Maciej Iwański, nowy pomocnik Podbeskidzia Bielsko-Biała.

Maciej Iwański został zawodnikiem Podbeskidzia
Maciej Iwański został zawodnikiem Podbeskidzia
fot. Podbeskidzie Bielsko-Biała

Pojawiały się głosy, że zadebiutujesz z Widzewem. Tymczasem nie było cię nawet na ławce rezerwowych.
Certyfikat jeszcze nie doszedł. Podejrzewam jednak, że i tak nie znalazłbym się w pierwszym składzie, ale na końcówkę mógłbym wejść. Oczywiście, co się odwlecze, to nie uciecze. Oby w przyszłym tygodniu wszystko było załatwione.

Takie mecze jak z Widzewem, Podbeskidzie powinno wygrywać. Czego zabrakło?
Z wysokości trybun, to Podbeskidzie miało optyczną przewagę. Widzew miał po prostu takie założenia taktyczne, żeby nastawić się na kontrę i grać. Widziałem zresztą parę spotkań tego zespołu i właśnie ten sposób stara się odnaleźć drogę do siatki. Podbeskidzie jednak strzeliło pierwszą bramkę i gdyby nie straciło gola tak szybko, łodzianie mieliby bardzo, bardzo ciężko. Widać, brakuje nam doświadczenia i spokoju w momentach, kiedy musimy utrzymać korzystny wynik do samego końca.

Brakuje przede wszystkim snajpera. Po odejściu Roberta Demjana, trudno znaleźć zawodnika, który wziąłby na siebie ciężar zdobywania bramek.
Nie lubię w ten sposób oceniać. Na boisku zawsze gra jedenastu zawodników. To nie jest tenis ziemny, żeby grać indywidualnie. Podbeskidzie już pokazało, że mimo braku nazwisk można zdobywać wiele punktów. Wystarczy mieć solidną, dobrze poukładaną i przygotowaną drużynę. W zeszłym sezonie z niemożliwego zrobili możliwe. Nie można nas gdzieś z góry skazywać na utrzymanie. Zespół dopiero się buduje. Buduje się stadion, buduje się drużyna. Mam nadzieję, że będziemy grać coraz lepiej i wreszcie wygrywać.

W Podbeskidziu masz podreperować kulejącą ofensywę. Jesteś przygotowany do sezonu i wypełnienia odpowiedzialnej roli?
W zeszłym sezonie rozegrałem 32 mecze w sezonie, latem byłem na dwóch zgrupowanie. Do momentu rozwiązania kontraktu byłem w pełnym cyklu treningowym, a więc jestem gotów na sto procent. Liczę, że swoją grą pomogę drużynie w osiąganiu dobrych rezultatów. Zawsze jestem do dyspozycji trenera.

Czemu wybrałeś akurat Podbeskidzie?
Miałem wiele propozycji zza granicy i z Turcji, ale nad ofertą Podbeskidzia długo się nie zastanawiałem. Zdecydowałem się niemal natychmiast tym bardziej, że są to moje rodzinne strony. Również osoba trenera Czesława Michniewicza zachęciła mnie do przenosin w to miejsce. W Zagłębiu osiągnęliśmy wspólny sukces, także wiemy na co nas stać.

Podobno jednak, między wami nie było do końca dobrze.
Też o tym czytałem, ale tylko czytałem. Między nami było zdecydowanie dobrze. W aspekcie sportowym, to właśnie pod wodzą trenera Michniewicza przeżyłem najlepszy okres w życiu. Zdobyłem mistrzostwo Polski, Superpuchar, dwukrotnie przyszło mi też grać w finale Pucharu Polski. To w Legii nie udało mi się niestety zdobyć mistrza, a w Zagłębiu właśnie udało.

Nie było ci żal opuszczać Turcji?
Mogłem zostać, ale zaistniały pewne względy o których nie chciałbym mówić. W okolicach pierwszej kolejki rozwiązałem kontrakt z winy klubu. Na tym jednak wolałbym zakończyć i nie zagłębiać się w szczegóły.

Za tobą trzy sezony gry w lidze tureckiej. Wracasz zadowolony, czy może z uczuciem lekkiego niedosytu, rozczarowania?
Dla mnie to był naprawdę udany moment mojej kariery. Osobiście staram się patrzeć pozytywnie na wszystko co się dzieje, ale nieraz wkrada się uczucia niedosytu. Szkoda mi trochę, że z Maniasporem nie udało się wywalczyć awansu do Superligi. Czasami jednak brakuje sił i pary na najważniejsze mecze i trzeba się pogodzić z niepowodzeniem. Mimo to jestem bardzo zadowolony.

Jako piłkarz też się rozwinąłeś?
Jeśli się gra w lidze zagranicznej, to zawsze możesz się nauczyć czegoś nowego. Śmieję się, że raz byłem w Turcji, potem wróciłem do Polski na pół roku pograć w ŁKS-ie, a potem znów wyjechałem. Trochę ciepło, następnie zimno, a potem znów ciepło. Takie duże zmiany klimatu na pewno hartują organizm.

Z czego najbardziej zapamiętasz ligę turecką?
To przede wszystkim dobra liga. Piłkarze są świetnie wyszkoleni technicznie i wydolnościowo, w ofensywie na pewno spisują się lepiej niż my. Odstają za to pod względem taktycznym i wykonywaniem poleceń trenera. Te aspekty stoją u nas znacznie wyżej niż u Turków.

Piłkarska Turcja kojarzy się jednak z fanatycznymi kibicami. Odczułeś to na własnej skórze?
Fanatyzm jest bardzo obecny, ale głównie w trójce klubów ze Stambułu. Te mniejsze kluby mają różnych kibiców. My akurat mieliśmy spokojnych.

Gdy polscy piłkarze wracają z Turcji, często wspominają o nietypowych, przedmeczowych rytuałach.
Co kraj to obyczaj. Gardło kozie jest podcinane praktycznie w każdym klubie. Podcinają gardło, a następnie wyciekającą krwią smarują sobie czoło i buty na szczęście. Także u nas kultywowano ten obrządek, na szczęście nie zmuszano do tego obcokrajowców. Sam nie lubię patrzeć na takie widoki. Dobrze, że tyczy się to tylko miejscowych.

Na co stać z Podbeskidzie w tym sezonie?
Nie wiem na co nas stać, nie wiem nawet, czy postawiono zespołowi jakieś założenia. To nie ważna. Każda drużyna w każdym meczu gra o trzy punkty. Jeżeli będziemy je inkasować w kolejnych meczach, to jestem pewien, że zapewnimy sobie utrzymanie i to już po trzydziestu kolejkach.

Rozmawiał w Łodzi: Daniel Kawczyński / Ekstraklasa.net


Polecamy