Iwan: Do Ligi Mistrzów awansował zespół lepszy
- W Nikozji, Wisła była zespołem zdecydowanie gorszym. Tak po prawdzie, gdyby udało się utrzymać korzystny wynik i awans stał się faktem, to Wisła zarobiłaby przede wszystkim pieniądze, bo drużyny na Ligę Mistrzów nie ma - mówi były piłkarz Wisły Kraków, obecnie komentator telewizyjny, Andrzej Iwan.
fot. Polskapresse
Jak przyjął Pan to, co się stało we wtorkowy wieczór w Nikozji?
Oczywiście bardzo żałuję, że Wisła nie awansowała. Było blisko, bo zabrakło paru minut, ale też nikt, kto oglądał oba mecze, nie ma chyba wątpliwości, że do Ligi Mistrzów awansował zespół lepszy.
Futbol to jednak taka gra, w której nie zawsze lepszy jest górą. Co Pan pomyślał, gdy Wisła strzeliła bramkę na 2:1?
Oglądałem ten mecz sam, bo chciałem dobrze skoncentrować się na grze. I wie pan, jaka była moja pierwsza myśl po golu Czarka? Za wcześnie. Niestety, to się potwierdziło, choć był taki fragment gry, kilka minut zaraz po strzeleniu bramki, że Wisła podeszła nieco wyżej i APOEL miał problemy. Szkoda, że krakowianie nie grali tak do końca, gdyż jestem pewien, że wtedy łatwiej byłoby utrzymać korzystny wynik. Niestety, cofnęli się za mocno i stało się.
Jaka lekcja z tej porażki płynie na przyszłość? Uda się uniknąć sytuacji po klęsce w Atenach, gdy Wisła wpadła w kryzys na dwa lata?
Choć okoliczności porażki rzeczywiście są podobne, trudno jednak porównywać te dwa mecze. W Atenach Wisła miał swoje sytuacje, bramki nie uznał jej sędzia. W Nikozji była zespołem zdecydowanie gorszym. Tak po prawdzie, gdyby udało się utrzymać korzystny wynik i awans stał się faktem, to Wisła zarobiłaby przede wszystkim pieniądze, bo drużyny na Ligę Mistrzów nie ma.
Może jednak te środki udałoby się skierować na wzmocnienia i podniesienie jakości zespołu, której wyraźnie zabrakło. Okazało się np., że błędy, które popełnia linia obrony, w naszej lidze uchodzą płazem, a w poważnych rozgrywkach rywal wykorzysta każde potknięcie. Stara prawda mówi, że drużynę buduje się od obrony. Jak grała obrona Wisły, było widać.
Wisła powinna zmienić strategię, np. postawić mocniej na szkolenie młodzieży i czekać na długofalowe efekty czy być konsekwentna w sposobie budowania drużyny?
Jedno drugiego nie wyklucza. Jak wygląda szkolenie w Polsce, wszyscy wiemy i nie jest to problem tylko Wisły, ale wszystkich. Oczywiście trzeba coś z tym wreszcie zrobić, ale póki co należy szukać coraz lepszych piłkarzy i penetrować nowe rynki. Np. portugalski, gdzie jest teraz kryzys i gdzie za całkiem realne pieniądze można znaleźć bardzo dobrych piłkarzy i sprowadzić ich do Polski.
Jaka będzie Pana zdaniem najbliższa przyszłość Wisły Kraków?
Przede wszystkim nie można z porażki z APOEL-em robić tragedii. Dla mnie fakt, że Wisła zakwalifikowała się do Ligi Europy, jest sukcesem - i musi w tych rozgrywkach pokazać się z jak najlepszej strony. Powinno się też pracować nad tym, żeby Wisła grała bardziej zespołowo. Nie można odmówić drużynie Maaskanta ambicji, woli walki.
Ta drużyna ma też indywidualności, które w polskiej lidze potrafią wygrywać mecze. Tylko proszę mi powiedzieć, kiedy ostatni raz Wisła zagrała świetny mecz od początku do końca jako zespół? O zwycięstwach przesądzają indywidualne akcje. To. co jednak stacza u nas, na drużyny klasy APOEL-u już najwyraźniej nie.
Jeśli Wisła poprawi jakość piłkarzy - i nie mówię, że trzeba wymieniać znów pół składu, ale dwa, trzy dobre transfery by się przydały - zacznie grać bardziej zespołowo, to będzie mogła realnie myśleć o Lidze Mistrzów. Na razie są to za wysokie progi, co mecze z APOEL-em pokazały bardzo wyraźnie.
Prezes Basałaj powiedział do swoich piłkarzy po meczu, że mogą płakać jeden dzień, a później mają się wziąć do pracy, bo trzeba wygrać ekstraklasę i pokazać się w Lidze Europejskiej.
Bardzo dobrze powiedział, bo rzeczywiście nie ma co załamywać rąk. W sobotę trzeba wyjść na boisko, wygrać w lidze i przeć do przodu. Jeszcze jest przecież wiele do wygrania w tym sezonie.
Rozmawiał Bartosz Karcz / Gazeta Krakowska