Hit kolejki na remis. Legia przegrywała z Lechem dwoma golami, ale odrobiła straty
Hit kolejki przy Łazienkowskiej trzymał w napięciu do ostatniej minuty. Piłkarze Legii Warszawa przed przerwą otrzymali dwa ciosy, na które odpowiedzieli dopiero w ostatnim kwadransie meczu. Ostatecznie mistrzowie Polski zremisowali z Lechem Poznań 2:2.
Tydzień temu Wisła podejmowała Legię. W tygodniu Lech walczył z „Białą Gwiazdą”. A teraz „Kolejorz” przyjechał do Warszawy. Na papierze co chwilę mamy jakiś szlagier, który powinniśmy oglądać z wielką chęcią i który powinien być oderwaniem od szarej ligowej rzeczywistości, w której często rządzi przypadek.
Jeżeli celem Macieja Skorży było dzisiaj jak najlepiej przypomnieć się warszawskiej publiczności i zyskać w oczach tej poznańskiej, to gdyby brać pod uwagę tylko pierwszą połowę, nie mógł tego zrobić lepiej. A trzeba wiedzieć, że to zadanie jeszcze utrudniały mu kontuzje w zespole. Do stolicy Polski nie przyjechali m.in. Karol Linetty czy Zaur Sadajew. To nie był jednak koniec problemów „Kolejorza” związanych z kontuzjami. Nad parę minut przed pierwszym gwizdkiem odpadł Gergo Lovrencsics, który był miał zacząć w pierwszej jedenastce. Z konieczności więc od pierwszej minuty wyszedł Dariusz Formella i jak się okazało, ta wymuszona zmiana była bardzo trafiona.
Długimi momentami w pierwszej połowie wydawało się, że Legia spokojnie kontroluje sytuację. Że to ona będzie prowadziła grę i w którejś sytuacji może nieprzyjemnie ukłuć gości. Do czegoś takiego jednak nie doszło, bo kontrola okazała się pozorna, a skutecznie w pierwszych 45 minutach kłuli jedynie zawodnicy z Poznania. Najpierw po dośrodkowaniu z rzutu rożnego, przy sporym zamieszaniu w polu karnym Dusana Kuciaka, piłkę do siatki wpakował Marcin Kamiński, czyli zawodnik, który szczególnie źle może wspominać zeszłosezonowe wyprawy do Warszawy. W tej sytuacji z narożnika centrował Barry Douglas, którego do tego momentu głównie ganiono za grę – powodem kilka błędów w defensywie. Pierwsza bramka zdecydowanie obudziła Lecha, który poszedł za ciosem i wyszedł na dwubramkowe prowadzenie. Autorem trafienia został wspominany wcześniej Formella.
Legioniści do zdecydowanych ataków ruszyli dopiero w drugiej części spotkania. Lech wyraźnie oddał gospodarzom inicjatywę. Co prawda Dawid Kownacki podwyższyć prowadzenie, kiedy strzelił w boczną siatkę, ale większe zagrożenie tworzyli „Wojskowi”. Dwukrotnie czynił to Tomasz Jodłowiec, który najpierw po dośrodkowaniu z rzutu rożnego uderzył nad poprzeczką, a później sprzed pola karnego już celnie, ale bez efektu. Z kolei Vrdoljak uderzył jedynie obok bramki. Do złapania kontaktu legionistom był potrzebny Tomasz Brzyski i jego… centrostrzał. Obrońca gospodarzy oddał fantastyczne uderzenie, choć wydaje się jednak, że jego pomysłem na rozwiązanie tej akcji było dośrodkowanie. Tak czy inaczej, genialnie wpakował piłkę do siatki, podrywając kolegów do dalszej walki. I walka ta przyniosła skutek. Tym razem Brzyski kapitalnie dośrodkował z rzutu wolnego, a Dossa Junior, który przeciwko Śląskowi trafił dwukrotnie, dołożył kolejną ligową bramkę. Tym samym na Łazienkowskiej oglądaliśmy emocjonujący mecz zakończony remisem 2:2. Z pewnością pluć w brody mogą sobie goście, którzy po przerwie wypuścili z rąk dwubramkowe prowadzenie.