menu

Grunt to się nie podpalać [KOMENTARZ]

9 sierpnia 2013, 20:57 | Adam Kamiński

Sporo mówi się ostatnio o postawie Arki, że jako jeden z nielicznych zespołów na zapleczu Ekstraklasy ma swój styl. Problem jednak w tym, że wiąże się z tym spore ryzyko.

Droga do awansu może być dla Arki wyboista
Droga do awansu może być dla Arki wyboista
fot. Piotr Kwiatkowski/Ekstraklasa.net

Ze wściekłości w zachwyt, czyli nie dajmy się zwariować

Przed sezonem szumne zapowiedzi o awansie, sparingi i dobra gra z zespołami z najwyższej klasy rozgrywkowej, po czym przyszedł pierwszy mecz ligowy. Arka remisuje z fatalnie spisującym się w okresie przygotowawczym Stomilem. Znów słychać głosy części kibiców, że wszystko nie tak, że awansu wcale nie będzie, że zespół się nie nadaje do niczego. Raptem tydzień później zwycięstwo 3:0 z GKS-em Tychy i niemal wszyscy już widzą Arkę w Ekstraklasie.

W takich warunkach nie da się pracować. Nie można po jednym słabszym wyniku, bo gra już wcale taka słaba nie była, niszczyć wiary w zespole. Tak samo wychwalanie go po dobrym początku to kolejna skrajność, w którą nie należy popadać. Na wszystko potrzeba czasu, a czas na poważne oceny przyjdzie dopiero po przynajmniej jednej rozegranej rundzie. Jednak jest to bardzo charakterystyczne dla całej polskiej piłki. Trenera zwalnia się po trzech porażkach, a po dwóch zwycięstwach chce się go koronować. U nas nikt nie wytrzymałby na jednym stanowisku tyle, co chociażby Sir Alex Ferguson w Anglii, a on sam prędzej dostałby w kraju nad Wisłą zawału.

Arka jak Cracovia?

Kibice, którzy dłuższy czas śledzą pierwszą ligę, mogą dojść do wniosku, że tutaj nie da się grać w piłkę. Jestem innego zdania, według mnie, da się grać piłką, ładnie dla oka, tylko że... to się nie opłaca. Wypracowanie własnego stylu, miłego dla oka, takiego, który sprawdzi się w Ekstraklasie, może się nie sprawdzić w pierwszej lidze. Przykład? Cracovia. Pasy to był zespół z własnym stylem, wyśmiewaną przez wszystkich "krakowską tiki-taką", jednak mało było w pierwszej lidze zespołów, grających w ten sposób, które można oglądać (wciąż ze zgrzytaniem zębów, ale jednak). Cracovia awansowała w bólach, głównie dzięki temu, że na ostatniej prostej potknęli się rywale.

To samo dotyczy Arki, jest to zespół, który już w poprzednim sezonie wypracował zalążek swojego stylu. W "erze Nemeca", narzekano, że zespół gra bez pomysłu i "na aferę". Teraz, gdy arkowcy utrzymują się przy piłce i starają się na spokojnie konstruować akcje, nachodzi obawa, że taka gra nie pasuje do tej ligi. Przywołajmy tu znowu casus Cracovii, która gdy mecz się nie układał, po prostu nie była w stanie nic taką grą osiągnąć. Przeciwnik może strzelić gola, zamurować się i wybijać piłkę na oślep. Czy Arka również odczuje ten problem? Niektórzy twierdzą, że lepiej brzydko zwyciężać niż pięknie przegrywać. Coś w tym jest, ale wciąż gra się dla kibiców, a w końcu nawet ich brzydkie zwycięstwa przestaną cieszyć.

Rola faworyta

To kolejna rzecz, która może stanąć na przeszkodzie ekipie żółto-niebieskich. Dotychczas Arka była wymieniana w gronie faworytów z czystej kurtuazji, bo nie było wielu argumentów, które za tym przemawiały. Zawsze przywoływano stadion i fantastycznych kibiców, ale nic poza tym. Teraz, gdy Arka faktycznie pokazała swoją siłę, można się spodziewać, że to ona będzie musiała przejąć inicjatywę w grze, bo rywal będzie czekał na swoją okazję z kontry, grając bardzo defensywnie. W poprzednim sezonie większość zespołów nawet do Gdyni przyjeżdżało bez kompleksów, wyrywając Arce 3 punkty. Tym razem to Arka będzie musiała wznieść się na wyżyny umiejętności, by te punkty zdobywać, bo często przeciwnicy nawet remis z żółto-niebieskimi wezmą w ciemno.

Kilka słów o transferach

Zaczniemy od tych przyjemniejszych rzeczy. Do Gdyni trafił Tomoki Fujikawa, który z miejsca stanie się maskotką zespołu i chyba najbardziej medialnym zawodnikiem tego klubu. Tomoki to prawdziwy muzykant, który wszedł do drużyny śpiewająco i to dosłownie, co można obejrzeć TUTAJ. Fujikawa znany jest także pod pseudonimem "Fujiemon" i w serwisie youtube można obejrzeć nawet teledysk z jego udziałem TUTAJ. Japończyk prowadzi także bloga, na którym możemy przeczytać między innymi że lubi kawę i sernik. Na razie nie zagra, bo czeka na pozwolenie na pracę, ale już dziś wiemy, że będzie z nim wesoło.

Teraz z kolei transfer wychodzący. Odejście Rafała Grzelaka może odbić się Arce czkawką. On sam w Gdyni zawodził, jednak teraz jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki to kompletnie inny zawodnik. Niektórzy twierdzą, że w takiej formie nie widzieli go od 2007 roku. Flota niedługo przyjeżdża do Gdyni, a Grzelak otrzyma szansę, by udowodnić swoją wartość. Dla Arki rozstanie z Grzelakiem może być jak odrzucenie dziewczyny, z którą umówiła nas mama, a ta później okazała się aniołkiem Victoria's Secret czy króliczkiem Playboya. Wszyscy znamy przypadki, w których byli zawodnicy Arki rozgrywali mecze życia właśnie przeciwko niej, a nie grając dla niej.