menu

Grad goli w Neapolu. Wicemistrzowie Włoch pokonali Inter (ZDJĘCIA)

15 grudnia 2013, 22:43 | mgs

To był hit 16. kolejki Serie A co się zowie. Na stadionie w Neapolu padło aż sześc bramek, a gospodarze spotkania pokonali Inter 4:2. Komplet trzech punktów powędrował do podopiecznych Rafy Beniteza i pozwolił wyprzedzić "Nerazurrich" o siedem "oczek".

Na Stadio Sao Paolo nie mogliśmy narzekać na brak emocji, gdyż te były obecne w Neapolu już od pierwszego gwizdka sędziego. Obie drużyny przyjęły bardzo ofensywny styl gry i na pierwszy rzut oka widać było, że każda ze stron będzie walczyć o komplet punktów. Już w piątej minucie szanse na otworzenie wyniku mieli przyjezdni po świetnej akcji Rodrigo Palacio zakończonej strzałem głową na bramkę Rafaela. Wówczas na boisku zaczęła być widoczna lekka przewaga drużyny gości. Już kilkanaście sekund później bramkę mógł zdobyć Ricky Alvarez. Fatalny błąd popełnił Christian Maggio, zbyt łatwo oddał futbolówkę przeciwnikowi, a ten wykorzystując błąd rywala szarżował lewym skrzydłem, a rajd swój zakończył dopiero w polu karnym wicemistrzów Włoch tracąc piłkę na rzecz obrońców Napoli.

Tempo meczu wzrastało z każdą kolejną minutą, goście atakowali bramkę rywali częściej, ale paradoksalnie to Napoli wykazało się większym sprytem. Gospodarze wykorzystali jedną z pierwszych sytuacji bramkowych jakie sobie wykreowali w tym spotkaniu. Yuto Nagatomo omylnie zagrał piłkę prosto na lewą nogę Gonzalo Higuaina - Argentyńczyk nie miał najmniejszych problemów by skorzystać z prezentu i wpakować ją prosto do siatki.

Strata nie podcięła skrzydeł Interowi i podziałała na zespół ze stolicy Lombardii motywująco, bowiem odkąd tylko zdali sobie sprawę z niezasłużonego na tym etapie meczu prowadzenia rywali dwoili się i troili by szybko doprowadzić do wyrównania. Udało im się to uczynić po niemal półgodzinnym okresie dominacji, a trafienie Estebana Cambiasso w 35. minucie na dobra sprawę dopiero rozwiązało worek z bramkami.

"Nerazzurri" krótko cieszyli się z wyrównania, bowiem dostali błyskawiczną odpowiedź ze strony Driesa Mertensa. Ten w 38. minucie spotkania pokonał Samira Handanovicia po świetnym podaniu Gonzalo Higuaina. Kiedy wszystko wskazywało na to, że do przerwy rezultat nie ulegnie już zmianie, z błędu wyprowadził wszystkich Blerim Dzemaili. Jego strzał po raz pierwszy został obroniony przez Handanovicia, ale dobitka nie dała żadnych szans słoweńskiemu golkiperowi. Niespełna trzy minuty po tym zdarzeniu gola "do szatni" wbił dla Interu Yuto Nagatomo i tym samym po części zrehabilitował się za błąd przy stracie pierwszej bramki przez swój zespół. Szalona pierwsza połowa w Neapolu przyniosła nam aż pięć bramek, a do przerwy Napoli prowadziło 3:2.

Po zmianie stron nieznaczna przewaga Interu wciąż była widoczna. Akcje bramkowe raz po raz tworzyli sobie Nagatomo, Rodrigez, Palacio, ale żaden z nich nie potrafił przełożyć ich na gole. Niestety tempo gry w drugiej połowie znacznie zmalało w porównaniu do tego, co działo się w pierwszej części spotkania. Gracze obu drużyn częściej przebywali w środkowej strefie boiska.

W 70. minucie piłkarska fortuna nie uśmiechnęła się do Interu, gdyż drugą żółtą, a w konsekwencji czerwoną kartką został ukarany Ricky Alvarez. Goście grali więc w osłabieniu i od tego momentu szanse czarno-niebieskich na zwycięstwo zaczęły stopniowo spadać. Chociaż goście swoim zaangażowaniem i ambicją zasługiwali na zdobycie gola, grę w przewadze neapolitańczycy wykorzystali na dziesięć minut przed ostatnim gwizdkiem sędziego. Wówczas na listę strzelców wpisał się Jose Callejon.

Mimo wszystko gracze Interu do końca próbowali odmienić losy spotkania i z poświęceniem walczyli o każdą piłkę. Niestety zabrakło im szczęścia, choć pozytywnych akcentów dla drużyny gości w samej końcówce nie zabrakło. W doliczonym czasie gry sędzia wskazał na jedenastkę dla neapolitańczyków po faulu Andrei Ranocchii. Tej nie wykorzystał Goran Pandev - dobrą interwencją popisał się Handanović. Z kompletu trzech punktów cieszyli się zatem piłkarze Napoli, którzy pokonali Inter 4:2. Z pewnością nie był to udany powrót Waltera Mazzariego na stare śmieci, a jego byli piłkarze okazali się być lepsi niż aktualni podopieczni.


Polecamy