Grad bramek w Białymstoku. Jagiellonia lepsza od Piasta o jednego gola
Aż siedem bramek padło w spotkaniu Jagiellonii Białystok z Piastem Gliwice. Ostatecznie gospodarze zwyciężyli 4:3, a bohaterem spotkania został najaktywniejszy w ekipie "Jagi" Dani Quintana.
W Białymstoku woleliby zapewne gościć dziś drużynę z wyższej półki, a dokładniej z grupy mistrzowskiej, ale do tego trzeba było zgromadzić w 30 kolejkach odpowiednią liczbę punktów. Tego zabrakło i to także przez dzisiejszych rywali białostoczan, czyli Piasta. Gliwiczanie w ostatniej serii spotkań sezonu zasadniczego zdołali urwać punkt jagiellończykom, tym samym uniemożliwiając im grę wśród najlepszej ósemki. W Białymstoku chcieli się więc dzisiaj odegrać, zwłaszcza że mecz sprzed dwóch tygodni można było wygrać, gdyby tylko Balaj uderzył w końcówce nieco celniej.
W dzisiejszym meczu napastnik jednej z drużyn pocelował bardzo dokładnie już w pierwszych minutach spotkania (ale już po tym jak pierwsze uwagi w swoim notesie zanotował Michał Probierz). Mowa jednak nie o Balaju z Jagiellonii, który zaczął na ławce, a o Jurado z Piasta, który zdobytą bramką zwieńczył świetne dośrodkowanie swojego rodaka – Badii. Gliwiczanie od początku przycisnęli i po chwili mogli prowadzić już dwiema bramkami. Hanzel bardzo ładnie zagrał do Izvolta, ten przyjął, uderzył, ale jego strzał został przyblokowany. W pierwszej połowie próbował również sam Hanzel, ale jego uderzenie wyłapał Baran. Jagiellonia wyglądała natomiast przez dużą część pierwszej odsłony spotkania bardzo niemrawo. Bez jakości, bez wielkich chęci. Widział to Michał Probierz, który urządzał spacery przy linii bocznej, krzyczał, gestykulował – generalnie robił, co mógł, aby poinstruować swoich podopiecznych i „nakłonić” ich do lepszej gry. I rezultaty były. Najpierw gospodarze ruszyli na rywali i postanowili pograć trochę pod ich bramką. I trochę pomęczyć Trelę. Przed pola karnego huknął Pazdan – jeszcze za mało. Akcja Quintany zakończona mocnym strzałem – to nie to. Trzeba było pomocy zawodnika Piasta. Po raz kolejny pokazał się Quintana, który starał się wrzucić w pole karne, zagranie przeciął Matras, ale zrobił to w taki sposób, że piłka trafiła na siódmy metr. Tam był już Dźwigała, który już w tym sezonie udowadniał, że pod bramką rywala zachować się potrafi. I tym razem się nie pomylił. Nie mija kilka minut i wśród kibiców Jagi panuje wielka radość. I znów trzeba wspomnieć Hiszpana z numerem 99 na plecach, który tym razem nie podawał, a po prostu wykończył akcję, świetnie odnajdując się w zamieszaniu w polu karnym gliwiczan.
Na drugą połowę piłkarze Piasta musieli wykombinować, co zrobić lepiej, aby z Białegostoku wywieźć choćby punkt. Najłatwiej byłoby pewnie poprawić grę, ale po kolei. Dla przykładu próbował Matras, ale jego uderzenie odbiło się tylko od któregoś z rywali i dla gości był z tego tylko rzut rożny. Bardziej konkretna była Jagiellonia, a dokładniej, a jakże, Dani Quintana. Hiszpan postanowił udowodnić, że dziś trzy punkty zostają przy Słonecznej, więc znalazł się na prawej stronie i oddał techniczny strzał na bramkę Treli, co zakończyło się trzecim golem dla Jagi. To była 51. minuta i przez długi czas nic się nie działo – Jaga pozornie kontrolowała sytuację, zawodnicy Piasta wyglądali tak, jakby sił mieli co najwyżej na to, aby wejść do autokaru i pojechać do Gliwic, a nie biegać po boisku. A jak widać po wyniku, tylko tak wyglądało. W 70. minucie z prawej strony znalazł się Matras, dośrodkował, a w polu karnym odnalazł się Kędziora, który bez trudu pokonał Barana. Jaga miała szansę na szybką odpowiedź, ale tym razem Trela stanął na wysokości zadania i nie przepuścił strzału Piątkowskiego. Napastnikowi Jagiellonii bramkę zdobyć się jednak udało i to po jakiej akcji kolegów. Plizga ma piłkę w polu karnym, świetnie zagrywa ją między dwoma rywalami do Quintany, a ten podcina futbolówkę, ale w ten sposób obija jedynie poprzeczkę. I tu pojawia się rola Piątkowskiego, który popisał się w tej sytuacji dobitką, zaliczając w ten sposób szóste trafienie w sezonie. Piast jednak broni nie złożył i postanowił jeszcze postraszyć rywali. Świetnym podaniem popisał się Hanzel, futbolówka trafiła pod nogi Rubena Jurado, który uderzył i zdobył bramkę, mimo próby interwencji Krzysztofa Barana. Emocji co nie miara. Siedem goli, ale my i tak oczywiście czekaliśmy na więcej. Na tym się jednak skończyło, ale naturalnie nie zamierzamy narzekać – zwłaszcza na drugą połowę, w której zobaczyliśmy grę w typie „cios za cios”.