menu

Górnik znów bez gola. Korona nie zdołała "złamać" osłabionego rywala

1 marca 2014, 17:22 | Sebastian Gladysz

Piłkarze Górnika Zabrze zdobyli pierwszy punkt we wiosennej części rozgrywek Ekstraklasy i po raz pierwszy nie stracili bramki. Nie jest to jednak powód do domu, ponieważ sami jej nie strzelili. Zabrzanie zremisowali u siebie z Korona Kielce 0:0. Od 54. minuty grali w osłabieniu po czerwonej kartce dla Macieja Mańki.

Trener Jose Rojo Martin został zmuszony do przeprowadzenia dwóch zmian w wyjściowym składzie swojego zespołu – Golańskiego i Markovicia, którzy pauzowali za nadmiar żółtych kartek zastąpili odpowiednio Malarczyk i Cebula.

W pierwszej jedenastce Górnika tradycyjnie już roiło się od zmian. Między słupkami zabrzańskiej bramki stanął Kasprzik, przed nim Łukasiewiczowi na środku obrony tym razem partnerował Szeweluchin, a u boku Sobolewskiego w linii środkowej pojawił się Iwan. Na skrzydle pauzującego za cztery „żółtka” Nakoulmę zastąpił Małkowski, a na szpicy wobec odnowienia kontuzji Zachary szansę debiutu otrzymał nowopozyskany Majtan.

To spotkanie miało niezwykle dużą wagę dla trenera Wieczorka, jak i całego zabrzańskiego klubu. Nie dziwi więc, że jego podopieczni rozpoczęli ten mecz z animuszem, wyglądali na naładowanych energią i już w pierwszych minutach przycisnęli rywali, jednak nie potrafili sobie stworzyć żadnej dogodnej sytuacji bramkowej.

Efektowną próbę strzału z dystansu zaliczył w 9. minucie Sobolewski, który z pierwszej piłki i niewygodnej pozycji próbował skierować futbolówkę do bramki Małkowskiego, który niecelnie wybijał ją z boku boiska. Zamysł był dobry, ale wiele metrów zabrakło do szczęścia.

Po piłkarzach z Zabrza widać było chęć zmazania plamy z ostatnich tygodni, ale mimo zaangażowania i ambicji w pierwszym kwadransie nie mieliśmy wielu emocji, efektowne akcje stanowiły raczej wyjątki przy ogromie strat i niecelnych podań.

Obraz gry nie zmieniał się w kolejnych minutach – Górnik starał się konstruować akcje w ataku pozycyjnym, a Korona czyhała na kontry. Kłopot w tym, że ani jednym, ani drugim to nie wychodziło, choć przewaga optyczna była zdecydowanie po stronie gospodarzy.

W 28. minucie pierwszą akcję przeprowadzili piłkarze Korony i od razu była to najlepsza okazja, jaką widzieliśmy w całym meczu. Kapitalne prostopadłe podanie zaliczył Cebula i oko w oko z Kasprzikiem stanął Kiełb. Zawodnik gości próbował delikatnie podbić piłkę nad golkiperem zabrzan po długim rogu, ale dość znacznie się pomylił i przeleciała ona obok słupka.

Ta jedna sytuacja nie zmieniła tego, jak wyglądał ten mecz. Inicjatywa była po stronie podopiecznych Wieczorka, ale za mało było ruchu w ich formacjach ofensywnych wobec czego zabrzanie nabijali sobie posiadanie piłki podając po obwodzie, nie stanowiąc przy tym żadnego zagrożenia dla stojącego w bramce gości Małkowskiego.

W końcu jednak udało im się przeprowadzić groźną akcję. W 39. minucie błąd w rozegraniu Stano wykorzystał Iwan, który natychmiastowo uruchomił Madeja prostopadłym podaniem. Skrzydłowy gospodarzy popędził na spotkanie z golkiperem Korony, ale jego plasowany strzał z okolic szesnastki nieznacznie minął słupek.

I to by było na tyle w pierwszej połowie. Nie było wielu emocji przy Roosevelta, co tylko podkreślała zerowa liczba celnych strzałów po 45 minutach. Nie można było odmówić zabrzanom ambicji i zaangażowania, ale oprócz sytuacji Madeja brakowało dogodnych okazji do zdobycia bramki. Korona natomiast nastawiła się tylko i wyłącznie na kontry, z których również jedna powinna się zakończyć golem. Mimo wszystko gra gości rozczarowywała i pozostało mieć nadzieję, że w drugiej połowie mecz się otworzy.

Tak się jednak nie stało i początek drugiej części spotkania był mocno usypiający. Dopiero w 52 minucie kibice mogli się chwilowo wybudzić z letargu, kiedy to ładnie kontrę Górnika rozprowadził Iwan, zagrywając na prawe skrzydło do Majtana. Świetne dośrodkowanie Słowaka powinien zamienić na gola Małkowski, jednak jego uderzenie głową przeleciało obok słupka.

W 54. minucie mieliśmy pierwszy celny strzał w tym meczu. Główka Iwana wpadła wprost w ręce Małkowskiego. Bramkarz Korony wybiciem uruchomił kontrę swojego zespołu. Sam na sam z Kasprzikiem mógł się znaleźć Korzym, ale został przewrócony przez ostatniego obrońcę, Mańkę. Sędzia bez wahania pokazał prawemu defensorowi Górnika czerwony kartonik i od tej chwili zabrzanie musieli sobie radzić w dziesiątkę.

Nic więc dziwnego, że od tego momentu spotkanie nam się ożywiło. Kapitalne dośrodkowanie Malarczyka mógł i powinien z najbliższej odległości zamienić na bramkę Pylypchuk, ale tym razem refleksem popisał się Kasprzik i świetną paradą uchronił swój zespół od utraty gola. Chwilę potem kontra Górnika zakończyła się strzałem Oziębały, który bez większych problemów obronił Małkowski.

W 60. minucie znów zakotłowało się pod bramką Górnika, ale przy strzale Korzyma ponownie dobrą interwencją popisał się bramkarz gospodarzy. Zabrzanie jednak, mimo gry w dziesiątkę, nie poddawali się. Po wrzutce Jeża piłkę do siatki Korony niechybnie skierowałby Madej, jednak został uprzedzony przez kieleckiego obrońcę.

Od momentu, gdy czerwoną kartkę otrzymał Mańka, to kielczanie grali w ataku pozycyjnym. Podobnie jednak jak zabrzanom w pierwszej połowie nie do końca im to wychodziło, zagrozić Kasprzikowi potrafili tylko po stałych fragmentach gry. Po rzucie rożnym w 77. minucie bliski gola był Stano, który niecelnie jednak przymierzył z woleja.

Spotkanie zbliżało się do końca, a piłkarze Korony coraz częściej gościli w polu karnym zabrzan. „Złocisto-krwiści” próbowali w różnoraki sposób, najczęściej głową pokonać Kasprzika, ale wciąż nie potrafili znaleźć na niego sposobu. Gospodarze szaleńczo bronili jednego punktu, w 90. minucie z linii szesnastego metra strzelał Gołębiewski, ale kolejną dobrą interwencją popisał się Kasprzik. Kibice w Zabrzu domagali się gry o trzy punkty, ale Górnika było stać tylko na kradnięcie czasu rywalom. W doliczonym czasie nic się już nie wydarzyło i ostatecznie zabrzanom udało się obronić jeden punkt.

Punkt, który w praktyce nic nie dawał żadnemu klubowi.