Górnik skromnie pokonał Zagłębie. Kolejna bramka Piecha dla lubinian
Górnikowi Zabrze do zwycięstwa z Zagłębiem Lubin wystarczyła dobra pierwsza połowa, po której zasłużenie prowadził 2:0. Po zmianie stron kontaktową bramkę dla "Miedziowych" zdobył Arkadiusz Piech, dla którego był do trugi gol w drugim meczu po powrocie do Ekstraklasy, ale to było wszystko, na co stać było dzisiaj gości. Zabrzanie zrównali się na czele tabeli z Legią Warszawa.
Obaj szkoleniowcy przemeblowali nieco pierwsze jedenastki swoich zespołów, w porównaniu do poprzedniego meczu. Adam Nawałka z konieczności musiał zmienić kontuzjowanego Adama Dancha i Macieja Małkowskiego, który także nie dał rady dojść do zdrowia po odniesionym w tygodniu urazie. W barwach zabrzańskiego Górnika szansę debiutu otrzymał Błażej Augustyn, a pierwszy raz w wyjściowym składzie gospodarzy pojawił się Łukasz Madej. Oprócz tego znów na ławce usiadł Seweryn Gancarczyk, którego na lewej obronie zastąpił Rafał Kosznik. Nawet w gronie zawodników rezerwowych zabrakło Norberta Witkowskiego, a opaskę kapitańską po Danchu przejął Krzysztof Mączyński. Adam Buczek w miejsce Adriana Rakowskiego wprowadził do składu Bartosza Rymaniaka, Aleksandra Kwieka zastąpił Adrianem Błądem, a miejsce w ataku obok Arkadiusza Woźniaka zajął Arkadiusz Piech, sadzając na ławce Michala Papadopulos.
Nerwowo rozpoczęli to spotkanie gospodarze, a w szczególności Błażej Augustyn, który dwukrotnie w jednej akcji nie poradził sobie z prostymi górnymi piłkami, jednak nie wynikło z tego żadne zagrożenie pod bramką Górnika. Z animuszem rozpoczęli ten mecz piłkarze gości, którzy nie dawali się rozpędzić zawodnikom Adama Nawałki. Jednak to do nich należała pierwsza udana akcja. Olkowski podawał z prawej strony i w zamieszaniu podbramkowym uderzał Nakoulma, jednak wprost w Gliwę, który odbił piłkę na rzut rożny. Chwilę później indywidualną (!) szarżą (!) popisał się Sobolewski. Nie doszedł do strzału – obrońcy wybili piłkę na korner. Po trzech niemrawych minutach, gospodarze ruszyli do ataku i na dobre zagościli na połowie lubinian. Miedziowi próbowali się odgryzać, grając długie piłki na Piecha, jednak temu na początku spotkania brakowało siły przebicia i często lądował z piłką poza boiskiem. Ku uciesze kibiców Górnika, których Piech na pewno nie jest ulubieńcem. Piłkarze obu zespołów narzucili mocne tempo w pierwszym kwadransie, sporo było walki w środku pola oraz dośrodkowań ze strony gospodarzy, ale brakowało klarownych sytuacji do zdobycia bramki. Wszystko to mogło stać się nieaktualne w 15 minucie, gdy z okolic szesnastki minimalnie niecelnie uderzał Woźniak, jednak do szczęścia piłkarzowi z Lubina zabrakło centymetrów.
Łukasz Madej często przenosił się na prawe skrzydło, gdzie przebywał także Nakoulma, przez to Górnik częściej atakował właśnie tą stroną boiska. To stanowiło jednak zagrożenie kontrami, bowiem po lewej stronie pozostawał osamotniony Kosznik. Jak we wszystkich poprzednich meczach, Górnik zdawał się mieć po swojej stronie inicjatywę i przewagę optyczną, a w 21 minucie była szansa, aby udokumentować to golem. W świetnej sytuacji znalazł się Zachara, jednak strzelił w słupek. Ale co nie udało się napastnikowi Górnika, udało się lewemu obrońcy tego klubu minutę później. Po rzucie wolnym dla gospodarzy Kosznik przejął piłkę przed polem karnym i bez zastanowienia uderzył. Piłka odbiła się jeszcze rykoszetem od Banasia i wpadła w okienko bramki Michała Gliwy, który, zaskoczony, nie miał szans na udaną interwencję. Górnik chciał iść za ciosem. Po indywidualnej akcji Nakoulmy i faulu na nim gospodarze mieli groźny stały fragment gry, jednak uderzenie głową Sobolewskiego przeszło daleko od bramki gości. Nim upłynęła trzydziesta minuta spotkania, było już 2:0. Trójkową akcję Madej-Nakoulma-Olkowski zakończył sprzed pola karnego strzałem ten ostatni, tor lotu piłki zmienił jeszcze po drodze Nakoulma i piłka znów minęła zaskoczonego Gliwę i wpadła do siatki. Z perspektywy trybun ciężko uznać, komu należałoby uznać to trafienie, jednak zdecydowanie największą robotę w tej akcji wykonał prawy obrońca zabrzan.
Górnik na dobre przejął kontrolę nad wydarzeniami na boisku. Ekipa Nawałki budowała posiadanie piłki i na pewien moment zwolniła grę, nie przeszkadzało jej to jednak co jakiś czas sprawiać zagrożenie pod bramką Miedziowych. W tym momencie zdawało się, że jedynym zagrożeniem dla podopiecznych Nawałki będą oni sami, jeśli za szybko uwierzą, że mecz ten już wygrali. Nic na razie tego jednak nie zapowiadało, wręcz przeciwnie, pachniało kolejnymi trafieniami dla Górnika. Nakoulma znalazł się w 39 minucie sam na sam z Gliwą, jednak jego lob nad bramkarzem gości minął słupek po złej dla zabrzan, zewnętrznej stronie. Gospodarze już dawno nie zdominowali tak mocno rywala, Zagłębie natomiast prosiło się o dobicie. Sędzia nie doliczył nawet sekundy do pierwszej połowy, w związku z czym piłkarze Nawałki zbiegali do szatni w naprawdę dobrych humorach. To samo tyczyło się kibiców zgromadzonych na stadionie w Zabrzu, którzy nie wątpili w zwycięstwo swoich podopiecznych. Czy nie dopisali trzech punktów na konto Górnika zbyt wcześnie?
Po przerwie miejsce w ataku u boku Piecha zajął zmieniający Woźniaka Papadopulos, jednak nie wyglądało na to, że nastawienie Miedziowych się zmieniło. Ich nerwowość pokazała już pierwsza sytuacja, gdzie z kiepsko podaną piłką od obrońcy nie poradził sobie Gliwa, w efekcie czego Górnik otrzymał rzut rożny. Chwilę później Cotra wrzucał piłkę z lewej strony boiska tak niebezpiecznie, że omal nie wpadła za kołnierz Steinborsowi. Zabrzanie rozpoczęli drugą część spotkania równie niemrawo, jak pierwszą, ale szybko odzyskali kontrolę nad wydarzeniami boiskowymi. Zabawa piłkarzy Zagłębia na własnej połowie mogła skończyć się utratą trzeciej bramki, lecz zabrzanie nie wykorzystali znajomitej szansy do kontry. Nakoulma już na dobre przeniósł się na lewą stronę boiska, co przy każdej akcji wydawało się przyprawiać Widanowa o palpitacje serca. Zawodnicy ofensywni Nawałki poczuli się na tyle pewnie, że kostruowali coraz bardziej kombinacyjne akcje, które wyglądały co prawda efektownie, ale nie przynosiły kolejnych bramek. Najpierw wprost w Gliwę uderzał Przybylski, po chwili to samo uczynił Madej. Środek pola Zagłębia nie istniał, panował tam niepodzielnie tercet Sobolewski-Mączyński-Przybylski. Dominacja trwała, do całkowitego szczęścia brakowało jedynie kolejnych bramek, które zdawały się jedynie kwestią czasu. Adam Buczek starał się zmienić grę swojej drużyny, w miejsce słabego Błąda wpuszczając Abwo. I nagle, znikąd, zrobiło się 2:1. W 59. minucie Piech przyjął piłkę trzydzieści metrów od bramki Steinborsa i bez zbędnych kalkulacji uderzył. Zrobił to kapitalnie, wprost w okienko zabrzańskiej bramki. Na trybunach konsternacja, w drużynie Górnika szok.
Mecz, zdawało się, jednostronny i bez historii, miał jednak przed sobą jeszcze sporo przyszłości. Górnicy zmieszali się stratą bramki z niczego, a Zagłębie zwietrzyło swoją szansę – trener Nawałka musiał zareagować. Niezbyt pewnego w defensywie Augustyna zmienił Gancarczyk. Bramka Piecha zmieniła jednak oblicze tego spotkania i tylko kolejny gol dla Górnika mógł znów uspokoić grę, ale to goście byli bliżej trafienia. Gdzieś ulotniła się ta pewność siebie podopiecznych Nawałki, z którą wyszli na drugą połowę. W miejsce Madeja na placu gry pojawił się Iwan, prawdopodobnie aby wzmocnić środek pomocy, gdzie nie można było pozwolić się Zagłębiu rozpędzić. Kilka sekund po wejściu na boisko Iwan mógł podwyższyć prowadzenie, jednak futbolówka po jego uderzeniu głową poszybowała nad poprzeczką.
Rozpoczął się ostatni kwadrans spotkania, z pewnością zapowiadający się emocjonująco. Szanse na uderzenie miał Gancarczyk, jednak jego strzał z dystansu powędrował daleko od bramki Gliwy. Górnik starał się kraść jak najwięcej czasu umiejętnie utrzymując się w posiadaniu piłki. To stały element w grze zespołu Nawałki. Z Ruchem się nie powiodło, w Gdańsku również. Czy teraz uda się utrzymać prowadzenie do końca? Zdawało się to być realne, bowiem Górnik znów przejął kontrolę na boisku. Pomogła w tym dobra zmiana Iwana, który wprowadził sporo ożywienia w ofensywie. Nieporozumienie w defensywie lubinian wykorzystał Zachara, który zgrał piłkę głową do Nakoulmy. Ten wdarł się w pole karne Zagłębia, jednak z ostrego kąta nie pokonał Gliwy. Górnicy wciąż kontrolowali przebieg gry, utrzymywali się przy piłce, jednak trzeba było utrzymać koncentrację do końcowego gwizdka sędziego. Sędzia doliczył dwie minuty do regulaminowego czasu gry, w czasie którego... piłka znalazła się w siatce Górnika. Serca kibiców z Zabrza zatrzymały się na moment, gdy Piech zdobył gola głową, jednak był na pozycji spalonej. Nic więcej na Roosevelta się nie wydarzyło i to gospodarze po nerwowej końcówce ostatecznie triumfowali.