menu

Górnik przerwał serię porażek. Pogoń wywiozła jeden punkt z Zabrza

2 listopada 2014, 14:44 | Sebastian Gladysz, psz

W pierwszym niedzielnym meczu 14. kolejki Ekstraklasy, Górnik Zabrze zremisował przed własną publicznością z Pogonią Szczecin (1:1). Obie bramki padły jeszcze przed przerwą.

W porównaniu do ostatniego meczu ligowego z Cracovią Jan Kocian dokonał tylko jednej (i to wymuszonej) roszady w wyjściowym składzie swojego zespołu – w miejsce kontuzjowanego Małeckiego pojawił się Matras. Przemeblowaniu uległo zatem ustawienie „Portowców”. Za Zwolińskim miał grać Murawski, a na skrzydłach zabrzan straszyć mieli Murayama i Kun. Małej rewolucji dokonał za to Robert Warzycha. Do obrony wrócili Sadzawicki i Gancarczyk, a pauzującego z powodu żółtych kartek Sobolewskiego zastąpił Iwan. Miejsce u boku Madeja i Zachary z przodu zajął Cerimagić kosztem Jeża.

Mocno wszedł w ten mecz Iwan – nim minęło siedemdziesiąt sekund spotkania, pomocnik Górnika oddał już dwa strzały na bramkę Janukiewicza. Oba były jednak niecelne – najpierw uderzenie z dystansu, a potem sytuacyjna próba po zgraniu piłki głową przez Kosznika. Poza tym w pierwszych minutach mało było sytuacji podbramkowych, ale tempo gry było imponujące. Zawodnicy obu drużyn często grali na jeden kontakt, nie rozgrywali piłki w obronie, tylko bez patyczkowania się atakowali. Nie zdziwiło więc nikogo, że już w 8. minucie padła pierwsza bramka. Cudowną akcję przeprowadzili zawodnicy gospodarzy. Kapitalnym prostopadłym podaniem między obrońców popisał się Iwan, dzięki czemu w sytuacji sam na sam z bramkarzem znalazł się Madej. Pomocnik Górnika zachował się jednak fantastycznie, zagrywając jeszcze futbolówkę do Zachary. Najlepszy strzelec „Trójkolorowych” nie miał przed sobą nawet Janukiewicza, więc bez problemu wszedł z piłką do bramki.

Podopieczni Warzychy atakowali z rozmachem i dużą ilością piłkarzy. Widać w nich było piłkarską złość po trzech kolejnych porażkach. Po kwadransie przewagi gospodarzy spotkanie się wyrównało, Pogoń się obudziła i zaczęła się odgryzać rywalom. Już w 15. minucie przed niezłą szansą stanął Zwoliński, który otrzymał piłkę w polu karnym, uderzył jednak daleko od bramki. Dwie minuty później napastnik „Portowców” strzelił już celnie głową, ale prosto w Steinborsa. Bardzo bliski strzelenia gola na 2:0 był w 24. minucie Augustyn, który główkował minimalnie niecelnie po dośrodkowaniu z rzutu rożnego Madeja. Potem mieliśmy chwilowy przestój w grze – Górnik grał po swojemu, długo utrzymywał się przy piłce ale rzadko udawało mu się zagrozić bramce Pogoni. Goście jak do tej pory nie potrafili znaleźć sposobu na rozmontowanie defensywy zabrzan.

W 32. minucie świetną, szybką akcją popisali się gospodarze. Piłka przeszła jak po sznurku między Cerimagiciem, Madejem i Zacharą. Ten ostatni wyszedł na spotkanie Janukiewiczowi, ale uderzył minimalnie obok słupka. W 37. minucie futbolówka wpadła do siatki Steinborsa ku konsternacji kibiców w Zabrzu, arbiter liniowy podniósł jednak chorągiewkę i gol nie został uznany. Trzeba jednak przyznać Zjawińskiemu, że ładnie odnalazł się w polu karnym i po wrzutce kolegi zrobił to co powinien zrobić głową. Chwilę potem znów szansę miał Górnik. Z rzutu wolnego dośrodkował Gancarczyk, najwyżej w powietrze wyszedł Augustyn i uderzył z główki, ale piłka trafiła w poprzeczkę.

W 42. minucie do wyrównania doprowadziła Pogoń. Rzut rożny przyniósł „Portowcom” trafienie – w zamieszaniu podbramkowym żaden z defensorów zabrzan nie potrafił wybić futbolówki, przez co dotarła ona na dwunasty metr do Matrasa. Pomocnik ze Szczecina nie zastanawiał się długo i uderzył w prawy róg bramki Steinborsa. Zasłonięty bramkarz Górnika nie był w stanie interweniować na czas i mieliśmy 1:1. Gospodarze lekko podłamali się tą straconą bramką i do końca pierwszej części spotkania to Pogoń dominowała na boisku. Swoją okazję miał Murawski, który znalazł się w dobrej sytuacji na szesnastym metrze, lecz fatalnie skiksował.

Początek drugiej części spotkania też nie był najlepszy w wykonaniu Górników. Często gubili się obrońcy, a najwięcej błędów popełniał Kosznik. Swoje okazje mieli Nunes i Zwoliński, ale lewy obrońca Pogoni po przebiegnięciu połowy boiska i wygraniu przebitki z Augustynem uderzył bardzo niecelnie, a efektowny strzał nożycami napastnika gości ładną paradą obronił Steinbors. Dopiero w 59. minucie odpowiedział zespół z Zabrza – piłkę po dośrodkowaniu Madeja zdołał dobre przyjąć w polu karnym Zachara, lecz przy asyście kilku obrońców nie udało mu się oddać groźnego strzału.

To nie był jednak Górnik z pierwszych trzydziestu minut. Po straconej bramce ekipa z Zabrza straciła całą pewność siebie. Brakowało pomysłu w ofensywie, a mnożyły się też błędy na własnej połowie. Pogoń przypominała za to cierpliwego i wytrawnego boksera, który tylko czekał na poważną pomyłkę rywala, aby zapewnić sobie zwycięstwo. Tymczasem w 71. minucie to Górnik mógł zadać poważny cios – z kontrą lewym skrzydłem popędził Madej, jednak dośrodkował niedokładnie. Trochę czasu zajęło, zanim Gergel wyłożył piłkę Iwanowi. Strzał jednego z lepszych zawodników na boisku został zablokowany. To mogła być przełomowa akcja.

Przełom nastąpił za to dwie minuty później. Augustyn popełnił błąd w przyjęciu piłki na własnej połowie i próbując się ratować, brutalnie zaatakował Murawskiego. Jego wejście było na tyle niebezpieczne dla zdrowia rywala, że sędzia bez zastanowienia wyrzucił go z boiska z czerwoną kartką. Zupełnie niepotrzebna była ta nadmierna agresja i Augustyn osłabił swój zespół w momencie, gdy ten nabierał rozpędu.

Podopieczni Jana Kociana nie potrafili jednak skorzystać z tego, że ich przeciwnicy zmuszeni byli grać w dziesiątkę. Szczecinianie nie rzucili się do huraganowych ataków, choć gołym okiem było widać, że – pozostając przy bokserskiej metaforyce – Górnik ledwo słania się na nogach. Wystarczyło mocniej nacisnąć gospodarzy i istniało duże prawdopodobieństwo, że piłka zatrzepotałaby w siatce Steinborsa. Zamiast tego mieliśmy wybijankę bez celu i pomysłu, z której mógł zrodzić się gol tylko przypadkiem. Tak więc zabrzanom udało się przetrwać ki dotrzymać remisowy wynik do końca spotkania. Przed meczem nie był to jednak ich cel – śmiało można zatem powiedzieć, że Górnik po raz kolejny zawiódł.