menu

Górnik podzielił się punktami z Lechią. Dwa gole Antonio Colaka

28 września 2014, 17:20 | Sebastian Gladysz

Piłkarze Górnika Zabrze zremisowali na własnym boisku z Lechią Gdańsk 2:2 w meczu 10. kolejki T-Mobile Ekstraklasy. Wynik spotkania po błędzie Mateusza Bąka otworzył Mariusz Magiera. Dwa gole Antonio Colaka sprawiły jednak, że na prowadzenie wyszli lechiści. Bramka Wojciecha Łuczaka doprowadziła jednak do podziału punktów.

Duet Dankowski-Warzycha początkowo nie chciał zmieniać zwycięskiego składu z ostatniego ligowego meczu z Podbeskidziem, ale Mateusz Zachara złapał drobny uraz pachwiny i trenerzy postanowili nie ryzykować – najlepszy strzelec Górnika usiadł na ławce, a na boisku zastąpił go Wojciech Łuczak. Trochę więcej zmian przeprowadzili tymczasowi szkoleniowcy gości, Tomasz Unton i Maciej Kalkowski. Do bramki wrócił Mateusz Bąk, na środku obrony pojawił się Tiago Valente w miejsce Bougaidisa. Miejsce w pierwszej jedenastce stracił też Piotr Wiśniewski na rzecz Piotra Grzelczaka, a kontuzjowanego Friesenbichlera zmienił Stojan Vranjes.

Zawodnicy obu drużyn mecz rozpoczęli w miarę spokojnie, bez huraganowych ataków, ale od pierwszych minut inicjatywę przejęli goście. W oczy rzucało się, że próbowali jak najczęściej grać prostopadłymi podaniami, groźnymi dla wysoko ustawionej defensywy zabrzan. Taka taktyka zaskoczyła Górnika. Pierwszy celny strzał w spotkaniu oddał w 5 min Borysiuk, trafiając z ponad dwudziestu metrów w Steinborsa. Po chwili o strzał z podobnej odległości pokusił się Makuszewski, jednak i tym razem na posterunku był bramkarz gospodarzy.

Lechia nadal stwarzała sobie groźniejsze sytuacje – o krok od zdobycia bramki był w 17 minucie Colak, ale jego piłka po jego uderzeniu głową przeleciała minimalnie nad poprzeczką i wylądowała na siatce. Sześćdziesiąt sekund później ładnie z dystansu przymierzył Vranjes, lecz był gdzie być powinien Steinbors. Po okresie dominacji Lechii przyszło przebudzenie piłkarzy z Zabrrza. Defensywa wciąż nie grała najpewniej, ale pomocnicy przestali zostawiać tyle miejsca gdańszczanom i gra momentalnie się wyrównała.

A w 30 minucie Górnik wyszedł na prowadzenie. Ładnie na skrzydle pograli Gergel i Jeż, wrzutka tego drugiego zakończyła się wybiciem obrony Lechii, lecz futbolówka dotarła na trzydziesty metr do Magiery. Grający swój drugi mecz w Ekstraklasie po ponad półtorarocznej absencji zawodnik nie patyczkował się i uderzył z tej pozycji. Piłka nabrała mocnej rotacji, lecz nawet to nie jest w stanie wytłumaczyć fatalnego błędu Bąka, który interweniował na tyle niepewnie, że w praktyce sam wrzucił sobie futbolówkę do bramki.

Górnik zdecydowanie dostał wiatru w żagle. Od tego momentu dominował na murawie i zaciekle atakował, aby podwyższyć prowadzenie. Bliski tego był w 35 minucie Gergel po świetnym podaniu Madeja, jednak jego uderzenie z boku pola karnego zostało zablokowane. Dwie minuty później gola mógł zdobyć głową Łuczak po dośrodkowaniu Kosznika, jednak strzelił minimalnie obok słupka. W najmniej spodziewanym momencie odpowiedzieć mogła Lechia – chwilę przed zakończeniem pierwszej połowy ładnie na prawym skrzydle urwał się Magierze Makuszewski i dośrodkował w pełnym biegu wprost na nogę Vranjesa, jednak ten fatalnie skiksował.

I to było na tyle w pierwszej połowie, która miała bardzo zmienny przebieg. Najpierw dominowała Lechia, potem mecz się wyrównał. A gdy bramkę zdobył Górnik, to przez kilka minut na boisku istniała tylko jedna drużyna. Sama końcówka pierwszej części spotkania to jednak znów napór gości. Bardzo ciekawy mecz oglądaliśmy dziś przy Roosevelta 81.

Druga połowa rozpoczęła się od mocnego uderzenia Lechii. Rzut rożny bardzo dobrze wykonał Makuszewski, gdzie na piłkę czekał Colak. Napastnik Lechii przepychał się z Danchem walcząc o pozycję i wygrał ten pojedynek – już upadając na ziemię zdołał trafić w futbolówkę tak, aby ta wtoczyła się tuż obok słupka do siatki, obok zaskoczonego i bezradnego Steinborsa. Na boisku mieliśmy powtórkę z pierwszej połowy. To Lechia atakowała i miała optyczną przewagę. W 55 minucie przed kapitalną szansą stanął Vranjes. Otrzymał dobre dośrodkowanie i przymierzył z główki, ale ładną interwencją popisał się Steibors, który obronił także dobitkę tego samego zawodnika.

W końcu Górnik odpowiedział na napór Lechii dwie minuty później. Ładnie w środku pola pograli Kosznik z Danchem i w efekcie lewym skrzydłem z piłką uciekł Madej. Pomocnik gospodarzy dośrodkował idealnie na wolej do Łuczaka, ale na drodze futbolówki do siatki stanął Bąk. Sytuacyjna dobitka Jeża minęła słupek w dość znacznej odległości. Jednak to wciąż Lechia tworzyła groźniejsze sytuacje i w końcu wyszła na prowadzenie. W 64 minucie ładnie na lewej stronie pola karnego odnalazł się Vranjes, który dokładnie dograł na piąty metr do Colaka. Napastnik Lechii nie miał problemów, aby z bliska sprytnym strzałem strzelić swoją drugą bramkę tego dnia.

Stracony gol mocno zdeprymował zawodników z Zabrza. Mocno pogubili się szczególnie w defensywie i dosłownie chwilę później Steinbors mógł wyciągać piłkę z siatki po raz trzeci. Przez swój błąd, bo niebezpiecznie wypluł przed siebie uderzenie Makuszewskiego. Skutecznie pomógł mu jednak Szeweluchin. W 70. minucie sygnał do ataku gospodarzom dał Madej. Jak zwykle bardzo aktywny piłkarz Górnika poszedł na przebój między kilkoma zawodnikami Lechii i jego rajd zakończył się na ostatnim obrońcy, już w polu karnym. To nie był jednak koniec akcji. Piłkę otrzymał Plizga, który wszedł na boisko chwilę wcześniej, zagrał do Sobolewskiego a ten do Gergela. Skrzydłowy zabrzan trafił do siatki z kilku metrów, ale sędzia słusznie dopatrzył się pozycji spalonej.

Dużo działo się w tym spotkaniu. Chwilę potem groźnie główkował Łuczak po wrzutce Plizgi, jednak bez efektu bramkowego. W 77. minucie z rzutu wolnego z narożnika pola karnego celnie uderzał Plizga. Minutę później zawodnik ten zaliczył śliczną asystę. Plizga dośrodkował z rzutu rożnego precyzyjnie, wprost na głowę wbiegającego idealnie w tempo Łuczaka, który pewnym strzałem dał wyrównanie swojej drużynie.

Po kilku minutach przypomniała o sobie Lechia, kiedy to ładnym, technicznym strzałem popisał się Wiśniewski. Steinbors spisał się jednak bez zarzutu. Później jednak tempo nieco siadło, jak gdyby oba zespoły zadowoliły się podziałem punktów. Nie zmieniało to jednak faktu, że dziś przy Roosevelta oglądaliśmy widowisko na bardzo wysokim poziomie, z golami i emocjami.