menu

Garbarnia. Mit ocalony!

23 czerwca 2017, 06:00 | Jerzy Filipiuk

Garbarnia Kraków kiedyś odpadła z Trójki najpopularniejszych Krakowskich Klubów. Straciła legendarny stadion, balansowała na krawędzi ostatecznego upadku. Ale odżyła. Znowu weszła do piłkarskiej II ligi, na Ludwinowie buduje nowy obiekt. Kto ją ocalił?

Kiedyś Garbarnia z Wisłą i Cracovią tworzyła wielką trójkę krakowskiego sportu. Klub z Ludwinowa miał jednak najmniej szczęścia. Latami balansował na granicy upadku. Teraz znowu mocno staje na nogach. Dzięki garstce swych wyznawców
fot. fot. Wacław Klag
Były świetny piłkarz, Jerzy Jasiówka, od 10 lat prezesuje Garbarni
fot. fot. Andrzej Wiśniewski
Marcin Siedlarz (z pucharem), syn wiceprezesa klubu i najlepszy strzelec drużyny, razem z kolegami w sobotę świętowali awans do II ligi
fot. fot. Andrzej Wiśniewski
Na trybunach legendarnego stadionu Garbarni przy ul. Barskiej bardzo często zasiadały tłumy kibiców
fot. fot. archiwum
Tak ma wyglądać kompleks obiektów ludwinowskiego klubu, który powstanie w najbliższych latach
fot. fot. archiwum Garbarni
1 / 5

To była chluba nie tylko Ludwinowa, ale i całego sportowego Krakowa. Stadion przy ul. Barskiej mógł pomieścić nawet kilkanaście tysięcy osób. W tym cztery tysiące na największej w Polsce drewnianej trybunie ze świetną widocznością. Starsi kibice Garbarni do dziś wspominają trybunę z wielką nostalgią. Niedługo... znowu ją zobaczą.

- Obok trzech zadaszonych trybun, między boiskiem treningowym a głównym, powstanie coś w rodzaju baneru. Będzie na nim widać kibiców, którzy kilkadziesiąt lat temu siedzieli na dawnej trybunie i uwidocznieni zostali na zdjęciu. Chcemy w ten sposób nawiązać do naszej historii i tradycji - mówi wiceprezes Garbarni Marek Siedlarz.

Historii i tradycji sięgającej 1921 roku, kiedy to powstał - założony przez 5 pracowników Polskich Zakładów Garbarskich w Krakowie - ludwinowski klub. Początkowo, przez trzy lata, działał pod nazwą Lauda. Gdy trafił pod bezpośrednią opiekę PZG, przyjął nazwę Robotniczy Klub Sportowy Garbarnia.

W 1926 roku za sprawą PZG klub otrzymał wspaniały na ówczesne czasy obiekt: boisko z krytą trybuną na 2 tys. miejsc, budynek klubowy z szatniami (i natryskami!), kręgielnia i korty tenisowe. Wojenna zawierucha zniszczyła go (została tylko płyta boiska).

Stadion - legenda

W 1946 roku fani „Brązowych” doczekali się nowego obiektu, przy ul. Barskiej, który służył klubowi przez aż 27 lat. Kibice Garbarni, zwłaszcza ci z najdłuższym stażem, do dziś podkreślają walory słynnego stadionu.

- Nigdzie nie oglądało się meczu tak jak na tym stadionie. I z trybuny, i zza bramek było świetnie widać. Tam była magia - mówi 74-letni Marian Basta, majster budowlany.

- Trybuna główna została zbudowana według szwedzkich wzorów. Była jedną z najbardziej nowoczesnych w Europie - podkreśla 76-letni Andrzej Dubiel, pediatra.

- Pamiętam wielki zegar oraz ogrodzenie ze szparami, przez które ludzie zaglądali. Kogo nie było stać na bilet, a wiele było takich dzieciaków, mógł wejść z osobą dorosłą - mówi 77-letni Stanisław Kuś, informatyk.

Kibice z takim stażem jak oni mają satysfakcję, że dziś powstaje nowy obiekt, na którym grać będą już II-ligowi piłkarze Garbarni. Wspomniany baner na pewno znowu przywoła dawne wspomnienia.

- Garbarnia grała z Szombierkami, to był 1949 albo 1950 rok. Kibice z Bytomia mieli po ćwiarteczce w marynarce, ale nikogo nie zaczepiali, siedzieli spokojnie. Mieli ze sobą... gołębie. Zapytałem: „Tatusiu, po co im te gołębie?”. Nie wiedział. Wszystko się wyjaśniło w przerwie meczu. Wtedy mało kto miał radio. W kamienicy, w której mieszkaliśmy, mieliśmy je tylko my i jeszcze jedna rodzina. W przerwie Ślązacy przypięli do pazurów gołębia karteczkę z wynikiem i ten poleciał do Bytomia - opowiada Basta.

- Kiedyś byłem na meczu z narzeczoną. Na trybunach był zwyczaj, że ten, kto siedział siedział z brzegu, nalewał wódkę do zwykłego garnuszka i podawał dalej. Gdy garnuszek dotarł do narzeczonej, zapytała, co ma zrobić. Powiedziałem: „Wypij”. Potem mówiła, że będzie tu częściej przychodzić. Ale nasza znajomość się rozpadła - wspomina Dubiel.

- Kibice popijali, ale zawsze z umiarem - dodaje Kuś.

W ogniu i wodzie

W latach 1950-1956 klub funkcjonował pod nazwą Włókniarz (był połączony z Koroną). Miał do dyspozycji dwa stadiony: przy ul. Barskiej i na Krzemionkach. Po likwidacji tworu Włókniarz-Garbarnia rozdzielono majątek, ale „Brązowi” korzystali praktycznie tylko ze swego dawnego obiektu.

To na nim rozgrywali swe słynne mecze, m.in. w 1964 roku w II lidze z Wisłą Kraków (3:3), w 1966 roku z mistrzem kraju Górnikiem Zabrze (3:2) i w 1970 roku - też w Pucharze Polski - z wicemistrzem Polski Ruchem Chorzów (1:2). Zwłaszcza zwycięski mecz z Górnikiem, mającym w składzie m.in. Włodzimierza Lubańskiego, Ernesta Pola, Zygfryda Szołtysika i Stanisława Oślizłę, przeszedł do historii klubu z Ludwinowa.

W 1948 roku przy ul. Barskiej - na neutralnym boisku, ale i najlepszym wtedy stadionie w mieście - Wisła i Cracovia spotkały się w meczu decydującym o mistrzostwie Polski (1:3).

- Ojciec bał się mnie zabrać na mecz, bo było olbrzymia liczba ludzi. A po strzelonych golach był taki krzyk, że babcia żartowała, iż kury przestały nieść - przypomina sobie Dubiel.

Żartów nie było, gdy zapadła decyzja o zburzeniu legendarnego stadionu i wybudowaniu na jego miejscu hotelu „Forum”. Obiekt, który służył nie tylko Garbarni, ale i całej, rozbudowującej się dzielnicy, uznano za przestarzały, podobnie jak i okoliczne budynki. Władze miasta obiecywały Garbarni budowę nowego stadionu, położonego między rzeka Wilgą, ul. Konopnicką, Rydlówka i Matecznym, mogącego pomieścić 25 tys. widzów.

Nie pomogły protesty kibiców,ani samych piłkarzy, wizyty tych ostatnich u I sekretarza Komitetu Wojewódzkiego PZPR Józefa Klasy (koczowali na schodach budynku partii), decyzja o zakończeniu kariery przez klubową legendę Jerzego Jasiówkę czy nawet próba... podpalenia stadionu przez zdesperowanych graczy Garbarni. 21 lutego 1973 roku obiekt został wysadzony w powietrze...

Przez kolejne 17 lat garbarze rozgrywali mecze na stadionie Korony przy ul. Parkowej. To na nim w czerwcu 1973 roku świętowali powrót do II ligi, a 5 miesięcy później wyeliminowali z Pucharu Polski mistrza kraju Stal Mielec (2:0), z Henrykiem Kasperczakiem i Janem Domarskim w składzie.

Do legendy przeszedł rewanżowy, barażowy mecz z czerwca 1989 roku z Bałtykiem (0:0; wcześniej w Gdyni garbarze przegrali 0:1). W trakcie gry nastąpiło oberwanie chmury, boisko zamieniło się w bajoro, ale sędzia Sławomir Redziński nie przerwał meczu.

- Żona nie rozmawiała ze mną trzy dni, bo wróciłem do domu dopiero na drugi dzień. Krew mnie zalewała. Piłka stała w błocie na linii końcowej. I nie miał kto strzelić! Na stadion Korony chodziło zwykle tysiąc - dwa tysiące osób. Wtedy, mimo burzy i ulewy, było ich może z dziesięć tysięcy - mówi Basta.

Znów na swoim, ale...

Przez wiele lat, w ramach propagandy sukcesu, garbarze byli mamieni obietnicami pomocy. Ich gehenna skończyła się dopiero w 1990 roku, gdy doczekali się swego stadionu - przy Rydlówce. Cieszyli się, że mają największe boisko w Krakowie (110 na 73 m), ale głównie z faktu, że zbudowali je własnym sumptem.

Radość z powrotu na „własne śmieci” mieszała się potem ze słabą grą piłkarzy, którzy tułali się nawet po IV lidze, i „wojenkami” między działaczami, które sprawiały, że byt klubu został zagrożony. Dochodziło do bulwersujących wydarzeń, o których wspomina w swej świetnej monografii na 85-lecie klubu, wieloletni kibic Garbarni, a dziś sekretarz jej zarządu i rzecznik prasowy, red. Jerzy Cierpiatka.

W 1996 roku zatrudniono ochroniarzy, by nie wpuścili na salę obrad walnego zgromadzenia wieloletnich członków klubu (wcześniej odmówiono im uregulowania zaległych składek). Zaciągnięcie w 1997 roku kredytu w Banku Współpracy Regionalnej i „niefortunne” udzielenie mu pełnomocnictw (na dysponowanie majątkiem Garbarni, jeśli ta nie będzie spłacać rat) wpędziło klub w kłopoty trwające kilka lat. Ogłoszono upadłość klubu, w którym pojawił się syndyk masy upadłościowej (2 miesiące później sąd nie dopatrzył się podstaw do podtrzymania upadłości Garbarni). Mimo to klub zaczął nękać komornik. W 1999 roku Komisja Rewizyjna złożyła wniosek o zawieszeniu w prawach pięciu członków zarządu, w tym prezesa honorowego!

Działania władz klubu z lat 1996-1999 zagroziły jego normalnemu funkcjonowaniu, wplątały go w uciążliwe i drogie procesy sądowe. W następnej dekadzie rozpoczęło się porządkowanie spraw klubowych. Udało się m.in. - z pomocą mecenasa Andrzeja Tarnawskiego - unieważnić akt notarialny sprzedaży prawie 6 hektarów terenów klubowych.

To tylko kilka przykładów problemów, z jakimi borykała się Garbarnia w poprzednich dwóch dekadach. Posiadanie „własnych śmieci” nie okazało się antidotum na ich rozwiązywanie. Niektóre osoby chciały zbić na klubie własny interes, innym brakowało profesjonalizmu. Dlatego Garbarnia długo była postrzegana jako klub, który posiada bogactwo w postaci ogromnego terenu, ale nie potrafi go wykorzystać.

W efekcie, gdy w latach 2011-2014 „Brązowi” grali w II lidze, klub musiał wynajmować stadiony Wawelu i Hutnika, by sprostać wymogom licencyjnym.

- Jeździłem na mecze do Nowej Huty. Po którymś z nich postanowiłem jednak, że więcej nie pojadę. Tam atmosfera, klimat były nie takie jak u nas na Ludwinowie - tłumaczy Kuś. Nawet niezła gra nie powodowała większej frekwencji na trybunach. Fani „Brązowych” marzyli, by oglądać ich u siebie. Ale nie w III lidze, tylko w centralnej.

Kibicowska wierność

Kibice, zwłaszcza ci długoletni, byli - i są - wielkim skarbem klubu. Nawet jeśli już nie wypełniali trybun, interesowali się wynikami piłkarzy, martwili ich spadkami, cieszyli z awansów, byli z nimi na dobre i na złe.

Wielu kibiców pokochało Garbarnię, gdy byli małymi chłopcami. Basta zadurzył się w niej, mając 6 lat, Kuś - 8, a Dubiel - 9.

Basta - nie tylko dlatego, że jego ojciec grał w rezerwach klubu. - Garbarze grali dołem, „z klepki”, elegancko, „wjeżdżali” w pole karne. Za to ludzie ich podziwiali - tłumaczy. I dodaje: - Kibice szanowali się, byli bardziej życzliwi wobec siebie.

- Nigdy nie było ekscesów. Gdy ktoś klął, to wstawali starsi kibice i uspokajali: „Panie, tu są dzieci” - zdradza Dubiel.

- Garbarze prezentowali techniczny futbol. Gdzieś przeczytałem, że w latach 60., gdy Garbarnia grała w II lidze, to był ostatni w Polsce klub romantyków. Też tak uważam - przekonuje Dubiel. I dodaje: - Gdy chodziłem do szkoły, to w klasie połowa uczniów kibicowała Wiśle, a druga Cracovii. Za Garbarnią byłem tylko ja i kolega. Zawsze kochałem to co małe, trochę skrzywdzone, dlatego moje uczucie ulokowałem w Garbarni.

Dubiel jako klubowy lekarz bywał z Garbarnią też na meczach wyjazdowych. - Poza Krakowem także cieszyła się dużą sympatią. Gdy przedstawiał ją spiker, zbieraliśmy oklaski. Kibice pytali, co u nas słychać - mówi.

Wszyscy zapewniają, że Garbarnia nie miała kompleksów wobec o wiele bardziej utytułowanych potentatów - Wisły i Cracovii.

- Kibice mieli powiedzonko: „Niestraszne nam żydy i psy, bo my to lwy” - mówi Kuś.

Hotel za bramką

Dziś „Młode lwy” czekają na II-ligowy debiut ponownie na własnym boisku. Na spełnienie marzeń pracował obecny zarząd klubu, na czele z prezesem (od 10 lat) Jerzym Jasiówką, wiceprezesem (od 6 lat) Markiem Siedlarzem i członkiem zarządu (od 8 lat) oraz związanym z klubem od 4 dekad, a pracującym społecznie skarbnikiem Tadeuszem Zapiórem.

- Czekałem na ten awans długo. I bardzo go przeżywałem. Pamiętam, jak Garbarnia pałętała się w czwartej lidze i po innych stadionach. Przez to, że miasto w perfidny sposób zabrało nam nasz stadion, część kibiców nie chodziła na Koronę, Wawel czy Hutnika. Teraz to się zmieniło - podkreśla Jasiówka.

I zmienia nadal. Dziś Garbarnia dysponuje trzema boiskami (głównym, bocznym i sztucznym) oraz nowym budynkiem klubowym (pod ziemią są m.in. trzy szatnie dla trampkarzy, pralnia, suszarnia, miejsce na odnowę biologiczną; na parterze - hol, kolejne trzy szatnie dla młodzieży i punkt medyczny; na I piętrze - szatnie dla gospodarzy i gości, pokoje dla trenerów i siłownia, na II piętrze - sala konferencyjna, pokoje dla sędziów, obserwatorów i kontroli antydopingowej).

W drugiej połowie roku rozpocznie się budowa zadaszonej trybuny (z m.in. trzema skyboxami i miejscami dla mediów), na końcu której powstanie drugi, niemal bliźniaczy budynek (bez podziemia), którego część być może będzie wykorzystana dla celów komercyjnych. Od strony rzeki Wilgi ma zostać zbudowana trybuna także na ok. 1800 miejsc. Między budynkiem przy ul. Konopnickiej a linią końcową boiska powstanie trybuna na ok. 1000 miejsc, a za nią być może hotel.

- Wejdziemy w spółkę z siecią hotelarską, wniesiemy aportem grunt i wspólnie wybudujemy hotel. My będziemy mieć gwarantowane środki z czynszów - tłumaczy Zapiór.

Za drugą linią końcową boiska znajdować się będzie wizualizacja dawnej trybuny z ul. Barskiej. „Zamknie” ona obiekt z czwartej strony, zarazem, przez nawiązanie do historii klubu, stworzy na nim dodatkowy klimat.

Obecne główne boisko zostanie przesunięte w stronę trybuny od ul. Rydlówka i już istniejącego budynku. Jego boczna linia będzie się znajdować blisko trybuny, kibice będą mieli z niej znakomitą widoczność. Jak kiedyś przy ul. Barskiej...

W minionym sezonie frekwencja na meczach Garbarni sięgała zwykle góra ok. 300 kibiców. Czy jest więc sens budowy stadionu na ok. 4,5 tys. widzów?

- Żeby kibice przychodzili na stadion, trzeba im, niezależnie od gry i wyników drużyny, najpierw zapewnić odpowiednie warunki, by mogli wygodnie usiąść na krzesełkach, mieli dobrą widoczność i dach nad głową, mogli sobie kupić coś do jedzenia i picia. Taki obiekt ma na przykład III-ligowy Widzew Łódź. Na rundę wiosenną jego kibice kupili ponad 15 tysięcy karnetów! - tłumaczy Zapiór.

I liga na stulecie?

Garbarze nie ukrywają, że ich celem jest awans do I ligi. Wtedy jednym z dodatkowych wymogów licencyjnych byłoby oświetlenie. Reflektory znajdowałyby się - takie są wstępne plany - na dachu trybun. Ekstraklasa? Gra w niej wiązałaby się z koniecznością posiadania podgrzewanej murawy. Dlatego w Garbarni realnie patrzą na najbliższą przyszłość. Awans w 2021 roku - na 100-lecie klubu - do I ligi już byłby spełnieniem marzeń „Brązowych”.

- Trudno osiągać wyższy poziom sportowy bez zapewnienia właściwej infrastruktury. Od kilku lat wszystkie nasze działania podporządkowujemy temu, by następowało to równolegle. Musimy jednak ciągle pamiętać o różnych uwarunkowaniach i ograniczeniach. Klub posiada grunty na zasadzie użytkownika wieczystego, a nie właściciela. Dodatkowo są one przeznaczone na działalność o charakterze sportowym. Dlatego, jeśli chcemy te tereny wykorzystać, to musimy to robić w zgodzie z tymi ograniczeniami. To są kolejne kroki, które wykonujemy - wyjaśnia Siedlarz.

Dużą rolą w realizacji celów klubu było podpisanie umowy partnerskiej, a następnie założenie spółki celowej z potentatem na rynku deweloperskim, spółką Murapol. Pozwoliła Garbarni m.in. spłacić wszystkich wierzycieli hipotecznych i zdobyć środki finansowe np. na budowę boisk i nowego budynku.

- Spełnia on wszystkie nasze oczekiwania i pewnie będzie służył klubowi przez dziesiątki lat - podkreśla Siedlarz. Zwraca uwagę na fakt, że Garbarnia jest w innej sytuacji niż np. Wisła i Cracovia: - My nie mamy za sobą miasta, właściciela, sponsora, który mówi: „W tym roku dajemy wam dwa miliony złotych na to, w przyszłym pięć na to, a w następnym ileś tam”. My planujemy przychody z tego, co posiadamy.

Marzeń o ekstraklasie nie uznaje za mrzonki, ale realnie zapatruje się na najbliższą przyszłość: - Po to się coś robi, aby osiągać coraz wyższe cele i poziomy sportowe. Teraz jesteśmy w drugiej lidze, ale myślimy o pierwszej, wtedy będziemy dostosowywali obiekt do jej wymogów. A ekstraklasa i podgrzewana murawa? Chciałbym, by kiedyś taki problem się pojawił. Wszystko jest uzależnione od kolejnych kroków, które mamy zaplanowane i z których realizacji mają pochodzić środki na realizację kolejnych celów.

RKS Garbarnia
Rok założenia: 1921. Barwy: brązowo-białe. Największe sukcesy: mistrzostwo Polski 1931, wicemistrzostwo 1929, ćwierćfinał PP 1951, 1967 i 1974. Ostatni sezon w najwyższej klasie rozgrywkowej: 1956. Przydomki: „Brązowo-biali”, „Brązowi” „Chłopcy z Ludwinowa”, „Garbarze”, „Garbulki”, „Młode lwy”.

Legendarni gracze
Na to miano zasłużyło wielu piłkarzy, m.in.: Józef Browarski, Zdzisław Bieniek, Zbigniew Feluś, Władysław Florek, Robert Gadocha, Maciej Gigoń, Bronisław Jakóbik, Jerzy Jasiówka, Andrzej Karpiel, Andrzej Kierdaj, Andrzej Kucharczyk, Czesław Kwiatkowski, Karol Pazurek, Ryszard Miceusz, Mieczysław Nowak, Jerzy Odsterczyl, Otto Riesner, Andrzej Wełniak, Franciszek (Eugeniusz) Wilczkiewicz.

Wielcy działacze

Na chwałę klubu pracowało wielu oddanych działaczy, takich jak: Eryk Borstyn, Stefan Dąsal, Stanisław Dudzicki, Jan Gudowski, Antoni Hudziński, Józef Jańczyk, Tadeusz Jelonek, Andrzej Kuczalski, Stanisław Lasiewicz, Janusz Łazowski, Stanisław Pietryka, Józef Ryncarz, Alojzy Straż, Marian Sycz, Jan Wiatr, Henryk Wiśniewski.

Follow @gaz_krakowska


WIDEO: Magnes. Kultura Gazura - odcinek 9
[wideo_iframe]http://get.x-link.pl/7b85b6a6-2010-5308-df7e-95534c1b4970,1cf4d5b6-1ff5-932c-49ca-5608750e2307,embed.html[/wideo_iframe]
Autor: Gazeta Krakowska, Dziennik Polski, Nasze Miasto


Polecamy