"Fuck Euro"? Mistrzostwa Europy to nie jest turniej dla fanatyków
Zewsząd słyszymy, że Euro 2012 to dla Polski wielka szansa, a w sukcesie mają pomóc kibice. Mają być piątym stadionem, opoką reprezentacji, wspierać kadrę Franciszka Smudy i godnie przyjąć gości z całego świata. - Wszyscy jesteśmy gospodarzami Euro - mówił w sobotę premier Donald Tusk. Jednak nie wszyscy przyjmują nadchodzący turniej z entuzjazmem.
fot. Marcin Bukowski/Ekstraklasa.net
fot. Adam Hak
Euro tylko dla "pikników"
Oprócz feministek, związkowców i części wyborców PiS negatywnego stosunku do Euro nie ukrywa grupa najbardziej fanatycznych kibiców. Dla jednych turniej jest obojętny, inni wyrażają zniesmaczenie reprezentacją Smudy czy komercyjnością imprezy. Szanse na storpedowanie mistrzostw są na szczęście nikłe, warto jednak zapoznać się z motywami kryjącymi się za popularnym ostatnio hasłem "Fuck Euro".
Ze wspomnianymi słowami na ustach (i piersiach) półnaga feministka z ukraińskiej organizacji FEMEN przewróciła niedawno Puchar Henry'ego Delaneya wystawiony na kijowskim Majdanie Niepodległości. W porównaniu do niej zagorzali kibice z Polski wyrażają swoje racje niczym potulne baranki. Bez agresji, zamachów na puchary czy rozbierania się. Zamiast tego na wielu stadionach pojawiały się transparenty "Fuck Euro", a Lech, Wisła i Zagłębie zorganizowały oprawy dedykowane bojkotowi mistrzostw. Gdy trofeum dla zwycięzców było prezentowane w Polsce, nie doszło do żadnych nieprzyjemnych incydentów. Protesty ograniczyły się do zaprezentowania okolicznościowych flag przez kibiców w Łodzi i Katowicach.
Atak ukraińskiej feministki na Puchar Henry'ego Delaneya i relacja z przygotowań!
Co odrzuca osoby aktywne na co dzień na arenie klubowej od Euro? Argumenty się powtarzają. Według fanatyków mistrzostwa Europy to impreza dla "pikników", którzy jeśli już dopingują, to na siedząco, a bardziej niż wspieranie swojej drużyny interesuje ich długość kolejki do budki z hot dogami. Od jakiegoś czasu władze usilnie pracują nad tym, aby takich niedzielnych kibiców na stadionach przybywało. Mają zastępować tych, którzy aktywnie wspierają swój klub, ale potrafią też sprawiać problemy. Kibice nie zapomnieli o tym, jak wytaczano przeciwko nim najcięższe działa w postaci ogólnopolskiego zakazu wyjazdowego, zamykania stadionów czy dotkliwych kar (mandaty, zakazy stadionowe) za dość błahe w ich ocenie przewinienia: zajmowanie miejsca innego niż wskazane na bilecie, wznoszenie wulgarnych okrzyków, krytykę poczynań rządu, nie mówiąc już o używaniu środków pirotechnicznych podczas opraw.
Teraz ludziom związanym z ruchem ultras nie zależy na tym, żeby pomagać w organizowaniu czy budowaniu wizerunku imprezy, z której śmietankę spije tępiący ich rząd.
Nie bez znaczenia jest także fakt, że przez ceny biletów oraz sposób ich rozprowadzania (losowanie) trudno zorganizować solidną grupę, która poprowadzi doping czy przygotuje oprawę. Na trybunach zasiądzie wiele przypadkowych osób, które wcześniej nie miały żadnej styczności ze zorganizowanym ruchem kibicowskim.
Inną sprawą jest to, że część kibiców nie chce wspierać reprezentacji, w której jest miejsce dla tzw. farbowanych lisów. Rozdawanie paszportów piłkarzom mającym z Polską niewiele wspólnego to jedno, ale minimum przyzwoitości nakazuje reprezentantowi kraju posługiwać się rodzimym językiem. Rzeczywistość jest taka, że Sebastian Boenisch zapowiadał ostatnio, iż na zgrupowaniu kadry będzie trzeba rozmawiać po angielsku. Dlaczego? Bo reprezentanci Obraniak i Perquis nie znają polskiego…
- Euro 2012? Komercha, wielkie g...o. Ja będę wtedy gdzieś daleko stąd - stwierdził kibicujący Legii Krzysztof w programie "Fanatyk - magazyn zapalonego kibica". - Jestem totalnie niezainteresowany losem "polskiej" reprezentacji, w której grają Francuzi, Niemcy i inna zbieranina - dodał. Nie jest to odosobniony głos. - Tej drużynie, nazywanej omyłkowo przez wielu "reprezentacją Polski", nie kibicuję od dawna i nie będę kibicował także w trakcie Euro - czytamy w jednym z artykułów na stronie Kibole24.pl.
Nie wszyscy bojkotują
Są jednak grupy kibicowskie, które wspierają Euro, działając ramię w ramię z organizatorami. Akcja "Kibice Razem" powstała z inicjatywy Ministerstwa Sportu i Turystyki oraz spółki PL.2012. W jej ramach powstaną Ambasady Kibiców, które mają na celu zorganizowanie punktów, gdzie polscy kibice będą pomagać fanom z innych krajów jadącym na mecz wyjazdowy lub turniej taki jak Euro. Chodzi o udzielanie informacji, porad, ale również pomoc dla ofiar kradzieży czy pobicia.
- Dość szybko w akcję włączyły się grupy kibicowskie Śląska Wrocław, Lechii Gdańsk i Polonii Warszawa. Do tego doszła jeszcze Arka Gdynia. Niestety nie udało nam się namówić do współpracy stowarzyszeń kibiców Legii Warszawa i Lecha Poznań - mówi dr Dariusz Łapiński, specjalista ds. współpracy z kibicami spółki PL.2012.
"Wiara Lecha" nie była w żaden sposób zainteresowana włączeniem się do akcji. SKLW prowadziło rozmowy, ale stwierdziło, że nie będzie mieć kontroli nad tym, co dzieje się w projekcie. Co kierowało kibicami, którzy zdecydowali się na współpracę?
- Motywacją dla nich była szansa, by zasiadać z organizatorami przy jednym stole, być traktowanymi jako poważny partner, mieć pełen dostęp do informacji, przejmować część odpowiedzialności i wywiązywać się ze zobowiązań. Kibice pokazują, że można na nich polegać. W ten sposób wypracowują pozycję i wiarygodność, z których mają zamiar korzystać po Euro - tłumaczy Łapiński.
Mistrzostwami można się ekscytować lub nie, wydaje się jednak, że kibice z Gdańska, Gdyni, Warszawy i Wrocławia doskonale wykorzystali okazję, by upiec dwie pieczenie na jednym ogniu. Pracują nad swoim wizerunkiem, pomagają fanom z innych krajów, a przy okazji świetnie się bawią (np. Arka organizuje mecz rugby z irlandzkimi kibicami). A ci od "Fuck Euro"? Podczas turnieju będą pewnie gdzieś daleko stąd...
Oprawa "Fuck Euro" kibiców Wisły Kraków: