menu

Franco Vazquez - cichy bohater Palermo [SYLWETKA, WIDEO]

15 kwietnia 2015, 19:31 | Szymon Janczyk

US Palermo to rewelacja rozgrywek włoskiej Serie A. Beniaminek w ekstraklasie radzi sobie tak dobrze, że w pewnym momencie na Sycylii po cichu liczono na awans do europejskich pucharów. Dla Rosaneri jest to zbyt wysoko postawiona poprzeczka, jednak przedsezonowy cel - zajęcie miejsca w górnej połowie tabeli, jest na wyciągnięcie ręki. Drużyna "powstała z popiołów" i w bardzo krótkim czasie z niestabilnego spadkowicza przerodziła się w czarnego konia. To odrodzenie nie byłoby jednak możliwe bez duetu Franco Vazquez - Paulo Dybala.

Postać Paulo Dybali jest znana kibicom w Polsce i w Europie przynajmniej od września 2014 roku. Przynajmniej, bo właśnie wtedy talent 21-latka eksplodował stawiając młodego Argentyńczyka na piedestale, tuż obok innych najskuteczniejszych strzelców we Włoszech: jego rodaków Carlosa Teveza i Gonzalo Higuaina, czy Francuza Jeremy'ego Meneza (Więcej o Paulo Dybali przeczytacie TUTAJ). Obecność w tak zacnym gronie nie speszyła jednak Dybali, który nie zwalniał tempa i dotrzymywał kroku starszym kolegom. W tym samym czasie, nieco z boku dreptał Franco Vazquez, którego niewątpliwie można nazywać architektem sukcesu nie tylko samego Dybali, ale i całego Palermo. Obaj przebyli podobną drogę na szczyt, obaj mają równie duży wkład w grę swojego zespołu, ale to o Dybali zawsze było głośniej. "Cudowne dziecko", "nowy Maradona", "następca Messiego" - to tylko niektóre tytuły, którymi komplementowano napastnika mającego polskie korzenie, podczas gdy na Vazqueza nie zwracano wielkiej uwagi. W końcu jednak to Franco wysunął się przed szereg zaznaczając swoją obecność w wielkim futbolu dzięki debiutowi w reprezentacji... Włoch. Odważny krok pomocnika sprawił, że chociaż na chwilę to on stał się głównym obiektem zainteresowań dziennikarzy i kibiców we Włoszech.


Zabójczy duet Vazquez - Dybala. Argentyńczycy zdobyli 48% bramek Palermo w tym sezonie. Na swoim koncie zapisali również 18 asyst.

Zacznijmy jednak od początku. Franco Damian Vazquez urodził się 22 lutego 1989 roku w kilkutysięcznym miasteczku Tanti w argentyńskiej prowincji Cordoba. Niewielka miejscowość znana jest głównie dzięki pobliskiemu wodospadowi Los Chorrillos, który jest jednym z najwyższych w kraju. O jego dzieciństwie i latach młodości nie dowiemy się zbyt wiele. Vazquez wychował się i mieszkał w sporo większym od Tanti Villaz Carlos Paz, co ułatwiło mu zaistnienie w profesjonalnym futbolu. Jako młody chłopak wstąpił do akademii piłkarskiej Barrio Porque. Szkółka ta cieszy się dobrą opinią w regionie, a okoliczni skauci chętnie korzystają z "produktów" tej akademii. Podobnie było z Franco. Szesnastolatek wyróżniał się spośród rówieśników świetnym panowaniem nad piłką, przewidywaniem gry i techniką, która dawała mu przewagę w pojedynkach z rywalami. Te atuty szybko dostrzegli w Atletico Belgrano, które zdecydowało się przygarnąć obiecującego juniora i włączyć go do kadry pierwszego zespołu. Lata 2005-2007 spędził już w młodzieżowych zespołach Belgrano, gdzie notował nieustający progres. 17 września 2007 roku zebrał owoce swojej ciężkiej pracy: zadebiutował w dorosłej piłce w meczu z Union Santa Fe. Był to jednak dopiero początek długiej drogi na szczyt.

Sezon później pozycja Vazqueza w drużynie wzrosła. Nazywany "El Mudo" (cichy), z racji tego, że bardzo rzadko zabierał głos w szatni, bądź udzielał wywiadów, zawodnik coraz częściej przebywał na boisku zbierając cenne doświadczenie. Początkowo często ustawiano go na boku pomocy, przeważnie na lewym skrzydle, gdzie radził sobie przeciętnie. Premierowy sezon przyniósł mu 17 występów i jedną bramkę co nie było najlepszym wynikiem. Grając na zapleczu ekstraklasy nie zwracał na siebie uwagi selekcjonerów młodzieżowych reprezentacji Argentyny, którzy poszukiwali następców dla Złotej Drużyny U-20 z 2007 roku. Nacional skończył rozgrywki na czwartym miejscu w tabeli i przegrał walkę o awans w playoffach. W kolejnym roku Vazquez na stałe zagościł w pierwszym składzie. Jego statystyki poprawiły się (zdobył cztery bramki), ale większy progres nie widniał w liczbach, a w postawie piłkarza na boisku. Franco zaczął pokazywać to, z czego słynął w juniorach. Stał się ważnym punktem Belgramo, które ponownie walczyło o promocję do argentyńskiej ekstraklasy. El Mudo zaczął również występować za plecami napastnika, gdzie odnalazł swoją idealną pozycję. Z graczem zaczęli kontaktować się skauci, między innymi z... AC Parmy. Z transferu do Europy nic jednak nie wyszło, kluby nie potrafiły dogadać się w kwestii warunków umowy, a Vazquez rozpoczął kolejny, przełomowy dla siebie i Belgrano sezon. Celestes szli jak burza, Franco strzelił siedem bramek ale prawdziwy popis umiejętności dał w meczu barażowym ze słynnym River Plate. Media w Argentynie zachwycały się Atletico, a przypieczętowanie upadku River Plate, które po porażce z Belgrano spadło do drugiej ligi stało się jednym z najważniejszych wydarzeń piłkarskich w Ameryce Południowej. Nic więc dziwnego, że autor tych sukcesów i główny bohater naszego tekstu z miejsca stał się rozpoznawalny i rozchwytywany.

Vazquez zdecydował jednak, że pozostanie w Atletico. Miejscowi kibice uwielbiali go, a on odpłacał im wspaniałą grą. Wciąż pozostawał skrytym chłopakiem, który unikał błysku fleszy, ale widać było, że ciągnie go do wielkiego świata. Chęć rozwoju piłkarza widzieli również działacze "Piratów" z Belgrano, którzy z żalem serca przyjęli ofertę Palermo opiewającą na 4,5 miliona euro. Franco na Sycylię trafił w styczniowym okienku transferowym, gdy miał już za sobą połowę sezonu w Argentynie. Swój ostatni mecz w barwach Celeste zapamięta na długo. W ramach podziękowania za dokonania El Mudo w spotkaniu z Arsenalem de Sarandi założył opaskę kapitańską, a w 13. minucie gry wpisał się na listę strzelców. Jak się okazało jego gol przesądził o zwycięstwie Belgrano, a po końcowym gwizdku kibice wstali z miejsc i pożegnali go gromkimi brawami. Na konferencji prasowej zdołał jedynie wydukać: - Nie jestem w stanie niczego powiedzieć. Jestem zbyt wzruszony, dziękuję wszystkim fanom za wspólne lata!

Przeprowadzka do Europy była dla Vazqueza ogromnym wyzwaniem nie tylko ze względu na zmianę kulturową, trybu życia czy poziomu rozgrywek, ale też z uwagi na jego rolę w nowym zespole. Palermo właśnie pożegnało Javiera Pastore - jego rodaka, który był ulubieńcem kibiców i reżyserem gry Rosaneri. Co ciekawe z "El Flaco" łączyło go bardzo wiele wspólnych cech: byli równieśnikami, którzy wychowali się w tym samym regionie Argentyny. Pastore został jednak zauważony wcześniej, przez co jego kariera potoczyła się znacznie szybciej, a PSG zapłaciło za niego 43 miliony euro, czym przebiło oferty innych renomowanych klubów z Europy. El Mudo stał więc przed trudnym zadaniem: jego postawa oceniana była przez pryzmat poprzednika, a sam musiał bardzo szybko zaaklimatyzować się w zespole. Vazquez miał jednak duży problem. Jego styl zupełnie nie pasował do sylwetki piłkarskiej Pastore. Wiele osób widziało w nim natomiast młodego Juana Romana Ruiqelme. O ile samo porównanie do Juana oznaczało, że mamy do czynienia z piłkarzem bez wątpienia nietuzinkowym, to jednak nie takiej osoby potrzebowało wówczas Palermo. Franco miał również spore problemy z odnalezieniem się w nowym otoczeniu. Wszystkie te czynniki sprawiły, że akcje Argentyńczyka zaczęły szybko spadać. Pierwszy sezon na Sycylii nie był dla Vazqueza szczególnie udany. W rundzie wiosennej zaliczył 14 występów przebywając na placu gry przez łącznie 491 minut, ale jego statystyki były fatalne. Pusta rubryka asyst i bramek przekonała zarząd do wypożyczenia zawodnika, który wówczas zajmował jedynie miejsce w kadrze nie przynosząc żadnego pożytku.


Statystyki z obecnego sezonu pokazują, że Vazquez nie odstaje od czołowych pomocników Serie A grających w dużo silniejszych klubach. Kolejno: gole strzelone, oddane strzały, praca w defensywie (odbiory piłki)

Tym sposobem Vazquez trafił do Hiszpanii, a konkretnie do stołecznego Rayo Vallecano. W Madrycie ustawiany był na różnych pozycjach z przodu i nieco poprawił statystyki, ale do ideału wciąż było daleko. Franco powoli obywał się z Europą, przyzwyczajał do nowego trybu życia. Równolegle w czasie zdobywania piłkarskich szlifów na Półwyspie Iberyjskim, Palermo rozgrywało najgorszy sezon od lat. Rosaneri regularnie przegrywali i tracili punkty, co ostatecznie zakończyło się degradacją i powrotem do Serie B po dziesięciu latach gry w ekstraklasie. W międzyczasie z klubu odeszli wszyscy ofensywni pomocnicy, łącznie z Josipem Ilicicem, który okazał się odkryciem rozgrywek 2012/2013. W sierpniu 2013 roku, tuż przed startem Serie B, Franco Vazquez miał doskonałą sytuację. Tylko on i młody Giulo Sanseverino znali sycylijską szatnię od środka, a ponadto zyskali tylko jednego konkurenta o miejsce w wyjściowej jedenastce według nominalnych pozycji - Davide Di Gennaro. Po licznych zmianach na ławce trenerskiej, tym razem zasiadł na niej legendarny pomocnik Milanu - Gennaro Gattuso, który nie mógł się pochwalić bogatym doświadczeniem w nowym zawodzie. Ekscentryczny właściciel, Maurizio Zamparini, zaufał (chociaż "zaufał" to nie do końca dobre słowo w przypadku Zampariniego, który w poprzednim sezonie zwolnił pięciu trenerów) Włochowi i jego wizji budowania zespołu, który miał jeszcze w tym samym sezonie wywalczyć awans do Serie A. Mistrz świata z 2006 roku szybko odtrącił El Mudo i postawił na sprowadzonego latem Di Gennaro, który na "10" grał zamiennie z Paulo Dybalą. Vazquez nie tylko nie powąchał murawy, ale nawet nie łapał się do kadry meczowej - tylko raz usiadł na ławce rezerwowych.

Słaby start sprawił jednak, że Gattuso podzielił los swoich poprzedników, a do Palermo zawitał Giuseppe Iachini. Próbował on nowych rozwiązań, ale zdawało się, że Argentyńczyk wciąż pozostaje na uboczu. Franco stracił połowę sezonu nie zaliczając ani jednej minuty na boisku i powoli pakował walizki, ale nagle nastąpił nieoczekiwany zwrot wydarzeń. Iachini postanowił skorzystać z wszechstronności piłkarza, który wcześniej grywał na lewym boku pomocy i tam właśnie zaczął stopniowo wprowadzać go do składu. El Mudo zmieniał Valerio Vierrę, następnie pojawił się w wyjściowej jedenastce Rosaneri, ale prawdziwy przełom nastąpił w 27. kolejce włoskiej drugiej ligi. Lider z Palermo podejmował u siebie słabo radzące sobie Bari. W 79 minucie meczu na placu gry zameldował się Vazquez, a już dwie minuty później przesądził o zwycięstwie gospodarzy asystując przy trafieniu swojego rodaka - Paulo Dybali. W kolejnych występach Franco poprawiał statystyki: gol i asysta z Juve Stabia i taki sam wyczyn przeciwko Brescii dały mu dwie nagrody MVP meczu. Palermo było na fali, serię dwudziestu spotkań bez porażki przerwało dopiero Carpi. W tym samym spotkaniu Vazquez obejrzał czerwoną kartkę, ale nic to nie zmieniało - Sycylijczycy byli pewni powrotu do ekstraklasy, a jednym z architektów sukcesu był autor czterech bramek i pięciu asyst, którego wreszcie zaczęto określać jako prawdziwego następcę Javiera Pastore.


Kolejna porcja statystyk. Tym razem porównaliśmy: kluczowe podania, wykreowane sytuacje bramkowe i asysty.

Powrót do Serie A otwierał przed Vazquezem nowe możliwości. Palermo wróciło do ustawienia z typową "10" na boisku, gdzie Franco czuł się najpewniej, a on sam nie musiał martwić się o grę. Został liderem i reżyserem gry Rosaneri. Zamparini postawił przed drużyną cel: zakończenie rozgrywek w górnej części tabeli. Z pozoru nie było to nic trudnego do wykonania, ale należy pamiętać, że mimo dobrej formy El Mudo, Sycylijczycy nie mieli tak wyrazistej postaci na boisku, jak w czasach Pastore czy Cavaniego. Dodatkowo w ostatnich godzinach letniego mercato z klubu odszedł najlepszy strzelec - Abel Hernandez. Beniaminek stanął przed trudnym wyzwaniem. Ciężki orzech do zgryzienia miał również Giuseppe Iachini, który po słabym starcie rozgrywek mógł stracić pracę. Włoski biznesmen tym razem był jednak cierpliwy i postanowił nie skreślać trenera słynącego z noszenia charakterystycznych klubowych czapek z daszkiem. Przełamanie nastąpiło dość późno - pierwsze zwycięstwo Rosaneri zanotowali dopiero w październiku, w meczu z Ceseną. Wtedy po raz pierwszy "zaiskrzyło" między Vazquezem, a Dybalą. Dwójka Latynosów zaczęła funkcjonować jak perpetum mobile do strzelania bramek. Większy poklask zgarniał oczywiście młody napastnik o polskich korzeniach, który był nie tylko efektywny, ale również efektowny. Dybala szybko stał się gwiazdą, a zagraniami El Mudo zachwycali się nieliczni koneserzy futbolu, ale jego wpływ na grę zespołu był ogromny. W końcu także Franco zaczął udowadniać to nie tylko na boisku, ale i w statystykach. Trzy kolejne mecze z asystą na koncie (plus dwie bramki przeciwko Atalancie), później kolejne - w tym dające zwycięstwo nad faworyzowanym Napoli i remisy z wiceliderem, Romą i rewelacją rozgrywek, Sampdorią. Boiskowe popisy Argentyńskiego pomocnika zwróciły uwagę czołowych klubów ligi włoskiej, a także angielskiej. Mimo, że Palermo obecnie jest w dołku zainteresowanie Vazquezem nie zmalało ani na moment. Cała Europa huczy od plotek: media we Włoszech obwieszczają, że od nowego sezonu Franco będziemy mogli oglądać w barwach Juventusu, a prasa na wyspach oznajmia, że piłkarz jest bliski przenosin do Tottenhamu, bądź Southampton, a w Hiszpanii piłkarz łączony jest z Valencią i Atletico Madryt. Sam zainteresowany oczywiście dementuje doniesienia komentując je utartym: "Nie myślę o przyszłości, mam ważny kontrakt z Palermo i skupiam się na grze."

31 marca 2015 roku Franco Vazquez rozpoczął kolejny rozdział swojej kariery. Argentyńczyk skusił się na ofertę włoskiej federacji i Antonio Conte, który zaoferował mu grę w reprezentacji Włoch. Latynoscy naturalizowani Włosi są od dawien dawna częścią Squadra Azzurra, a liczba Oriundo, którzy zagrali w barwach Italii przekracza czterdziestkę. El Mudo zadebiutował wchodząc na boisko w 59 minucie meczu towarzyskiego z Anglią stając się 43. Oriundim w historii. W wyjściowym składzie Włochów znalazł się również numer 42 - Brazylijczyk Eder. Vazquez swoją decyzją wywołał kolejną dyskusję odnośnie "farbowanych lisów" wśród fanów calcio. Jedni uważają, że Franco i spółka zabierają szansę utalentowanym młodym piłkarzom, podczas gdy sami nie wyróżniają się niczym szczególnym, a inni szukają w nich ratunku dla słabnącej reprezentacji. Matka zawodnika pochodzi z Padwy, a on sam mówi, że w połowie czuje się Włochem. Czy El Mudo pokochał Italię i dlatego zapragnął reprezentować jej barwy? Wątpliwe, jednak szanse na powołanie do drużyny narodowej swojej ojczyzny miał naprawdę niewielkie. Niewykluczone, że niedługo jego śladem podążą kolejni Argentyńczycy, którzy od dłuższego czasu są namawiani na grę dla Azzurrich - Mauro Icardi i wspomniany wcześniej klubowy kolega Vazqueza: Paulo Dybala. Póki co obaj liczą na to, że skuteczność w Serie A przełoży się na zainteresowanie ze strony Gerardo Martino. Rywalizacja o miejsce w ataku Albicelestes jest jednak bardzo ciężka. Jak potoczą się losy Franco Vazqueza? Tego dowiemy się zapewne dopiero w sierpniu tego roku. Cena wywoławcza ustalona przez Zampariniego wynosi 20 milionów euro. Czy ktoś będzie w stanie zapłacić takie pieniądze, za zawodnika, który nie jest już najmłodszy, ale za to gwarantuje pewien poziom jakości? Nie wiadomo, ale kibice Palermo na pewno będą z tego powodu zadowoleni. Jeśli filar Rosaneri zostanie na Sycylii i nie obniży lotów, może zbudować sobie trwały pomnik i zapewnić popularność nie mniejszą od tej, którą w Italii cieszył się Javier Pastore.


Polecamy