Droga Legii do piłkarskiego raju wiedzie przez Kazachstan
Kolejną przeszkodą Legii na drodze do Ligi Mistrzów jest FK Astana. Kazachowie u siebie nie zwykli przegrywać, w ostatnich latach zatrzymywali tam takie kluby jak Atletico Madryt, Benfica Lizbona, Galatasaray i Celtic. W środę stołeczny zespół czeka trudne zadanie, choć trener Astany ich szanse na awans ocenia na... pięć procent.
fot. Szymon Starnawski /Polska Press
Prawie 3500 kilometrów. 50 godzin samochodem, około pięciu samolotem. Taki dystans dzieli Warszawę od Astany - miejsca, gdzie w środę piłkarze Legii Warszawa będą walczyć o awans do IV rundy eliminacji Ligi Mistrzów.
- Wyjazd do Kazachstanu będzie bardzo trudny. Leci się tam pięć czy sześć godzin. Będzie gorąco, a mecz rozegramy na sztucznej murawie. Tak czy inaczej jedziemy tam po zwycięstwo, to nie podlega dyskusji. Chcemy zagrać jak najlepiej i wrócić z korzystnym rezultatem przed rewanżem na własnym stadionie. Ważne, żeby coś strzelić. Byłbym zadowolony z dwóch bramek zdobytych na wyjeździe - podkreśla Kasper Hamalainen.
O „ciężkim terenie” w Kazachstanie przekonali się choćby zawodnicy reprezentacji Polski. We wrześniu ubiegłego roku kadra Adama Nawałki właśnie w Astanie rozpoczęła kwalifikacje do mundialu 2018. Po pierwszej połowie prowadziła 2:0, mecz zakończył się jednak remisem. Do tej pory to zresztą jedyne punkty stracone w tych eliminacjach przez Biało-Czerwonych.
- Na pewno nie będzie łatwo. Ja akurat nie miałem okazji grać w tamtym spotkaniu, ale wielu chłopaków z reprezentacji narzekało na nawierzchnię. Jest duża różnica pomiędzy grą na naturalnej murawie i na sztucznej. Trzeba dobrze się na to przygotować, przyzwyczaić do nowych warunków - przekonuje Krzysztof Mączyński, pomocnik Legii i 24-krotny reprezentant Polski.
Żadnych obaw nie ma za to inny nowy zawodnik Wojskowych, Armando Sadiku.
- Astana będzie grała w takich samych warunkach. A kiedy przyjadą na rewanż, rywale też zaliczą długą podróż i będą musieli przyzwyczaić się do naturalnej murawy na naszym stadionie. Będziemy gotowi na mecz w Kazachstanie. Chcemy wrócić stamtąd z korzystnym rezultatem. A w Warszawie cieszyć się z awansu - zapowiada 26-letni napastnik z Albanii.
Piłkarski dystans dzielący Astanę od Legii jest znacznie mniejszy niż ten geograficzny. Od trzech lat, po objęciu posady trenera przez byłego zawodnika i selekcjonera reprezentacji Bułgarii Stanimira Stoiłowa klub przeżywa najlepszy okres w historii (dodajmy - bardzo krótkiej, bo został założony w... 2009 r). Zdobył trzy mistrzostwa z rzędu i jest na najlepszej drodze do czwartego. W ubiegłym roku awans do IV rundy el. LM zabrał im gol Celtiku z rzutu karnego w ostatniej minucie rewanżu. W grupie Ligi Europy Kazachowie zajęli trzecie miejsce, ale zdobyli pięć punktów w meczach z Olympiakosem Pireus, APOEL-em Nikozja i Young Boys Berno.
Sezon wcześniej, po wyeliminowaniu NK Maribor, HJK Helsinki i APOEL-u, Astana zagrała w fazie grupowej Ligi Mistrzów, gdzie przegrała tylko dwa mecze. Na własnym terenie nie dała się pokonać Atletico Madryt (0:0), Benfice Lizbona (2:2) i Galatasaray Stambuł (1:1). Z Turkami zremisowała też na wyjeździe (2:2).
W poprzedniej rundzie Astana męczyła się co prawda z łotewskim Spartaksem Jurmała (1:0 i 1:1), ale lekceważenie jej może skończyć się źle. Dość powiedzieć, że od czterech sezonów z 17. meczów w pucharach Kazachowie na własnym stadionie przegrali jeden - z Villarrealem w sierpniu 2014 roku.
Nie grają tam też przypadkowi zawodnicy. Obok siedmiu reprezentantów Kazachstanu Stoiłow ma do dyspozycji Białorusinów: Ihara Szytaua (54 mecze w kadrze) i Iwana Majeuskija (14 spotkań), byłego zawodnika Zawiszy Bydgoszcz. Gwiazdami drużyny są wypożyczony z Werderu Brema László Kleinheisler (niedawno mocno interesowały się nim Legia i Lech) oraz afrykańscy napastnicy: Junior Kabananga (w tym roku 16 goli i pięć asyst w 32 meczach) oraz Patrick Twumasi (osiem bramek, sześć asyst).
Ten ostatni strzelił oba gole w wygranym 2:0 sobotnim spotkaniu z Tobyłem Kostanaj. Tego samego dnia Legia tylko zremisowała z Koroną Kielce 1:1. Trener Astany uważa jednak mistrza Polski za zdecydowanych faworytów.
- Ze Spartaksem nie zagraliśmy na wysokim poziomie, brakowało nam przede wszystkim skuteczności. Mam nadzieję, że w kolejnej rundzie pokażemy się z lepszej strony. Będziemy walczyć, ale jeśli mam oceniać szanse na awans, daję nam pięć procent - skomentował Stoiłow.
Więcej optymizmu wykazują jego piłkarze. - Legia to wielki klub z bogatą historią i mnóstwem kibiców. Ale we współczesnym futbolu bogatszy nie zawsze wygrywa. Sami się o tym przekonaliśmy mając spore problemy ze Spartaksem. Mamy coś do udowodnienia. U siebie musimy strzelić jak najwięcej goli i nie stracić żadnego. A na wyjeździe zagrać mądrze taktycznie - podkreśla na łamach lokalnych mediów Bośniak Srđan Grahovac.
- Wszyscy znamy Legię, to drużyna regularnie grająca w Europie. Pokazuje dobry futbol, choćby w wygranym 9:0 dwumeczu z Mariehamn. Ale jeśli zagramy na swoim poziomie, mamy szanse - dodaje doświadczony bramkarz Nenad Erić.
Niewiele o najbliższych rywalach wiedział z kolei Sadiku. - Nigdy nie widziałem meczu tego zespołu. Zobaczę ich w akcji w najbliższych dniach. Przed meczem trener przedstawi nam szczegółową analizę gry Astany, wtedy poznamy ich słabsze strony. W tym momencie nie jestem w stanie powiedzieć o Astanie niczego konkretnego - przyznał nam w piątek Albańczyk.
Możemy tylko liczyć na to, że legioniści po dwumeczach z Kazachami nie zapamiętają nazwy Astana na długo. Pierwszy mecz w środę o godz 16. czasu polskiego (transmisje na antenach TVP 1 i TVP Sport), rewanż tydzień później o 20.45.