Gajos dla Ekstraklasa net: Porażka boli bardziej, bo to my mieliśmy lepsze sytuacje
Pomocnik Lecha Poznań Maciej Gajos po meczu z FC Basel stwierdził, że choć rywal był zespołem lepszym, to poznaniacy stworzyli sobie klarowniejsze okazje do zdobycia bramki. Niestety żadnej z nich nie potrafili wykorzystać, przez co pojedynek zakończył się porażką mistrza Polski 0:1.
fot. Grzegorz Dembiński
- Czwarty mecz Lecha z FC Basel w tym sezonie i czwarta porażka. Po raz kolejny okazało się, że mistrz Szwajcarii jest poza waszym zasięgiem, choć dzisiejszy pojedynek był dość wyrównany.
- Myślę, że nie ma co wspominać wcześniejszych spotkań. Rzeczywiście, mamy cztery mecze i cztery porażki, ale dzisiaj bardzo chcieliśmy przerwać niekorzystną passę i żałujemy, że nam się to nie udało. Tym bardziej, że zagraliśmy niezły mecz, mieliśmy klarowne sytuacje i przy odrobinie szczęścia lub zachowaniu zimnej głowy w kluczowych szczęściach mogliśmy dziś wygrać. Dlatego porażka boli nas jeszcze bardziej.
- W pierwszych minutach wydawało się, że zespół z Bazylei was zdominuje, ale w przekroju całego spotkania – mimo jego przewagi – to wy stworzyliście bardziej klarowne sytuacje. Chociażby strzał Darko Jevticia w poprzeczkę, przegrana sytuacja sam na sam Kaspra Hamalainena czy też niecelne uderzenie Dawida Kownackiego.
- Pierwsze dwadzieścia minut troszkę za bardzo się cofnęliśmy, przez co przeciwnik miał więcej pola do gry. Nie stworzył sobie jednak klarownych sytuacji, a końcówka pierwszej połowy należała już do nas. To my stwarzaliśmy sobie okazje i powtórzę jeszcze raz, że mamy z tego powodu spory niedosyt. Bo czasami gra się spotkania, w których w ogóle nie ma sytuacji bramkowych, a dziś było ich sporo. Grając z takim przeciwnikiem, jak FC Basel, i mając te 2-3 stuprocentowe sytuacje, to coś trzeba wykorzystać.
- Tym bardziej, że między słupkami stał dziś trzeci bramkarz Basel.
- Na boisku naprawdę ciężko jest myśleć o tym, czy w bramce przeciwnika gra pierwszy, czy trzeci bramkarz. Po prostu chcieliśmy wyrównać i nie zwracaliśmy na to uwagi.
- Kończycie więc Ligę Europy na fazie grupowej. Niby cel minimum wykonany, ale apetyty były większe.
- Na pewno, po odpadnięciu z rozgrywek zawsze jest niedosyt, ciężko przełknąć gorycz porażki, ale teraz już nic nie zrobimy.
- W którym momencie przegraliście awans do fazy pucharowej?
- Ciężko powiedzieć. Na pewno wygrywając przedostatni mecz w Portugalii dzisiaj mogliśmy grać o wszystko i losy awansu byłyby w naszych rękach. Może wtedy nastawienie na mecz byłoby trochę inne, bo nie trzeba by patrzeć na wynik tego drugiego spotkania.
- Generalnie chyba problemem było zbyt mało punktów, zdobytych w rywalizacji z Belenenses.
- Fakt, oba zremisowaliśmy, ale teraz nic na to nie poradzimy. Wiadomo, że w każdym meczu chcemy wygrywać, ale nie zawsze to wychodzi. W końcowym rozrachunku brakło tych punktów, by wyjść z grupy i awansować do fazy pucharowej. No cóż, zostaje Ekstraklasa, zostają dwa mecze w tym roku, który chcemy godnie zakończyć.
- Dobrze byłoby utrzymać w nich passę ligowych zwycięstw, bo jest szansa awansu w okolice 4-5 miejsca.
- Tabela jest tak spłaszczona, że wygrywając dwa pozostałe spotkania mamy spore szanse, by doskoczyć do czołówki. Najpierw jednak musimy zdobyć krok w niedzielę, czyli pokonać Zagłębie, a później będziemy myśleć o meczu z Piastem i o miejscu w tabeli.
- Spodziewałeś się w październiku, że tak szybko zdołacie opuścić dolne rejony tabeli?
- Powtarzaliśmy sobie, że potrzebna jest nam seria zwycięstw, musimy się przełamać, żeby odbić się ode dna. Ta seria przyszła i trzeba ją utrzymać jak najdłużej.
- Wszystko wskazuje na to, że zimą Lecha opuści Kasper Hamalainen. W zasadzie już teraz zastępujesz go na pozycji wysuniętego pomocnika, a czy mógłbyś zrobić to również na szpicy?
- Nigdy nie grałem na pozycji napastnika, także nie wiem. A to, czy Kasper odejdzie, czy zostanie, to już nie jest pytanie do mnie.