menu

Fachowcy pomogli Wiśle, kto pomógłby Śląskowi?

6 lutego 2019, 02:37 | Jakub Guder

Fenomen, który w ostatnich dniach wytworzył się wokół Wisły Kraków, to precedens na skalę kraju. Bo "Biała Gwiazda" leżała już na deskach, nie miała niczego, a pomimo tego zagra na wiosnę w piłkarskiej ekstraklasie. Pomogli jej oczywiście w dużej mierze kibice, ale przede wszystkim - fachowcy. A kto pomógłby Śląskowi, gdyby była taka potrzeba?

Jarosław Królewski, biznesmen, który zdecydował się pomóc Wiśle Kraków, sprzedawał ostatnio na stadionie karnety krakowskim kibicom
Jarosław Królewski, biznesmen, który zdecydował się pomóc Wiśle Kraków, sprzedawał ostatnio na stadionie karnety krakowskim kibicom
fot. fot. Andrzej Banaś

Krzysztof Stanowski opublikował tekst, w którym dzień po dniu opisuje, jak ratowano Wisłę Kraków. Wisłę, która - jak słusznie zauważył - nie miała niczego: zarządu, pieniędzy i właściwie piłkarzy, którzy na poważnie zaczęli myśleć o rozwiązywaniu kontraktów. Do tego wszystkiego trzeba doliczyć kibicowską mafię, która oplotła Reymonta właściwie z każdej strony i groteskowego inwestora z Kambodży. Obraz nędzy i rozpaczy.

Kilka niewiarygodnych zbiegów okoliczności sprawiło jednak, że w pomoc klubowi zaangażowali się fachowcy. Lawina ruszyła po deklaracji byłego prezesa Legii Warszawa Bogusława Leśnodorskiego. Potem pojawił się Jarosław Królewski - nieco ekscentryczny, młody biznesmen, który aparycją przypomina bardziej Harry'ego Pottera niż rekina biznesu. No i na koniec - Wiśle z nieba spadł oczywiście Jakub Błaszczykowski, który nie dość, że jest świetnym piłkarzem, to jeszcze ma pieniądze i autentycznie jest w tym klubie zakochany.

Tekst Stanowskiego pokazuje, w jak krótkim czasie udało się przywrócić z niebytu krakowską drużynę. Warunek był jeden: musieli tym zająć się fachowcy. Leśnodorski przyznał, że za pracę wykonaną na rzecz Wisły, sztab ludzi z jego kancelarii prawnej w normalnych warunkach zainkasowałby 400 tys. zł. W cięciu kosztów pomógł Piotr Obidziński - ekspert od restrukturyzacji przedsiębiorstw. Fachowa agencja reklamowa (za darmo) stworzyła kapitalną kampanię "Czyny. Nie słowa". Firma Murapol zasponsorowała krakowianom zagraniczne zgrupowanie. Być może w dalszą pomoc zaangażuje się też Krzysztof Sachs - były szef komisji licencyjnej. Notabene wrocławianin.

A teraz zadajmy sobie pytanie - kto przez ostatnie lata pomagał Śląskowi? Kto pomógłby mu, gdyby znalazł się w sytuacji Wisły?

W ostatnich latach przez Oporowską przewinęło się mnóstwo osób. Było kilku prezesów - niektórzy całkiem oderwani od piłkarskiej rzeczywistości. Były rady nadzorcze, które bez mrugnięcia okiem zgadzały się na wysokie kontrakty dla przeciętnych piłkarzy. Byli wiceprezesi i dyrektorzy sportowi, którzy do funkcjonowania klubu wnosili niewiele. Różni doradcy - najczęściej bez doświadczenia piłkarskiego, czy ekonomicznego, a czasem i bez obu tych rzeczy naraz.

Ilu z nich było fachowcami?

Dopóki miasto jest właścicielem Śląska, to oczywiście nie powtórzy się tu sytuacja z Krakowa. Ratusz za dużo by stracił, gdyby WKS upadł. Zawsze więc w tej najtrudniejszej sytuacji pomoże, a radni podniosą ręką, za kolejną dotacją. Mam jednak nieodparte wrażenie, że gdyby faktycznie działo się coś niedobrego, to mało kto przejąłby się tym wszystkim. Kibice zorganizowaliby jakąś akcję, zebrali trochę grosza, ale raczej żaden szanujący się biznesmen z regionu nie podjąłby rękawicy. Wśród radnych odbyłaby się debata, że to już ten ostatni raz pomagamy klubowi. Żaden z piłkarzy Śląska nie dorobił się też w ostatnich latach tak jak Jakub Błaszczykowski, którego stać było, by pożyczyć swojej drużynie 1,3 mln zł. Wreszcie - kto kupiłby akcje klubu, który jest miejski? Kibice? Wątpię.

Zresztą już teraz Śląsk Wrocław na liście priorytetów nowej administracji jest bardzo daleko. Owszem - prezydent Jacek Sutryk mówi, że "Śląsk Wrocław to brand miejski. Należy o niego dbać" (dla tuWrocław), ale trudno oprzeć się wrażeniu, że więcej uwagi w ostatnich dniach przykuwał kot w prezydenckim gabinecie, niż WKS. Prezes Piotr Waśniewski został rzucony na głęboką wodę - ma sobie radzić z tym, co jest. A - jak się okazuje - długi za poprzedniego zarządu zmalały nieznacznie. Przesunął się tylko ich ciężar.

Panie prezydencie, tych zmian, tej debaty (może okrągłego stołu?) nie można odkładać. Trzeba działać. Lecz tu apel nie tylko do władz, ale też do nas - kibiców. Warto pokazać, że nas ten Śląsk jednak coś obchodzi. Nawet, gdy na Stadionie Wrocław jest nam w lutym za zimno, to może warto kupić karnet na wiosnę - niech to będzie nasz głos, nasza "akcja" Śląska i realna pomoc dla klubu. Kropla drąży skałę. Właśnie - czyny, nie słowa!


Polecamy