Tytoń: Anglicy, jak Niemcy, działają na nas magicznie
- Mecze z Anglią i chyba jeszcze z Niemcami działają na nas, Polaków, magicznie. Jako młody chłopak, gdy oglądałem mecze z Anglią, to zawsze była wojna. Liczę, że teraz też tak będzie. Tyle ze z pozytywnym finiszem - mówi Przemysław Tytoń, bramkarz reprezentacji Polski i PSV Eindhoven.
Tyle zawsze mówiło się o polskiej szkole bramkarzy, aż tu nagle, przed meczem z Anglią, mamy problem. Pan nie gra, Wojciech Szczęsny i Łukasz Fabiański kontuzjowani, a Artur Boruc wraca po dłuższej przerwie.
Ze swojej strony mogę powiedzieć tyle, że przez ostatnie dwa sezony grałem regularnie. A to, że nie zagrałem w ostatnich trzech meczach, nie świadczy o tym, że jestem gorszym zawodnikiem, albo, że moja forma drastycznie się pogorszyła. Nie. Jestem pewny swoich umiejętności, wiem na co mnie stać. W moim odczuciu nie ma czego się bać, jeśli chodzi o obsadę na pozycji bramkarza.
Trener bramkarzy w kadrze, Andrzej Dawidziuk, powiedział, że jedyny kłopot jaki ma z Panem, to jak zareaguje Pan na sytuację, że jest rezerwowym w klubie. Jak ta nowa sytuacja na Pana wpływa?
Na pewno nie negatywnie. Oczywiście, nie jest to dla mnie komfortowa sytuacja, ale nie zawsze życie toczy się w różowych barwach. W tym momencie przyszło mi usiąść na ławce rezerwowych, ale mam nadzieję, że szybko to się zmieni. Podchodzę do tego z wielkim dystansem i spokojem. Trzeba patrzeć do przodu.
To dlaczego Pan nie gra klubie?
Nie wiem. Trener PSV, Dick Advocaat, nie powiedział mi, dlaczego. Po prostu ogłosił decyzję i tyle. Wiem, że pojawiło się wiele plotek na temat. Że niby wiąże się to ze śladem na psychice po kontuzji głowy, jakiej doznałem w meczu z Ajaksem Amsterdam, ale to są kompletnie bzdury. To stało się rok temu, od tamtego czasu zagrałem wiele meczów, w lidze, pucharze, na Euro… Wtedy nikt problemu nie widział, a teraz nagle się pojawił? Sam dla siebie jestem najlepszym lekarzem. Jeśli czułbym jakiś dyskomfort, to na pewno bym o tym powiedział trenerowi. Tymczasem czuję się fantastycznie.
Ale Advocaat szuka nowego bramkarza.
Nie interesuje mnie to. Jeżeli tak, to jego wybór. Ja jestem pracownikiem klubu i profesjonalnie podchodzę do swojego zawodu.
Ile wysiedzi Pan na ławce w PSV spokojnie?
Nie daję sobie żadnego czasu. Życie układa się różnie. Raz się idzie lepiej, potem gorzej, potem znowu lepiej. Wierzę, że taki czas przyjdzie, ale nie myślę o tym, czy będzie to dziś, jutro czy za miesiąc.
Może warto było skorzystać z którejś z ofert transferowych po Euro?
Nie, w Holandii nie zdobyłem jeszcze tego, co chcę zdobyć, czyli mistrzostwa kraju.
Ma Pan wsparcie w kadrze? Selekcjoner Panu powiedział, że jest numerem jeden, tak jak we wcześniejszych meczach?
Trener nie musiał nic mówić. Samo powołanie świadczy o tym, że mnie potrzebuje. Nie grałem w ostatnich trzech meczach, trener to wiedział, a mimo to mnie powołał.
Zwykle w meczach Polski z Anglią bohaterami byli bramkarze. We wtorek w Warszawie inaczej raczej nie będzie.
Oni są faworytami naszej grupy, przyjeżdżają tutaj po trzy punkty. My startujemy z pozycji, nie ma się co oszukiwać, autsajdera. Będzie trudno o punkty. Ale to może nam pomóc, ten brak presji, że musimy.
Woli Pan jak balon jest pompowany, czy gdy wszyscy skazują was na pożarcie?
Dla mnie liczy się moment przed meczem. Gdy wsiadam do autokaru, widzę kibiców, którzy idą na stadion, pozdrawiają nas. To sprawia, że zapominamy o wcześniejszych sprawach. Całej tej nagonce. Myślimy tylko o tym, że cały naród jest za nami, bo jak może być inaczej?
Takimi meczami przechodzi się do historii.
Rzeczywiście, mecze z Anglią i chyba jeszcze z Niemcami, działają na nas, Polaków, magicznie. Czy marzyłem? Jak najbardziej. Jako młody chłopak, gdy oglądałem mecze z Anglią, to zawsze była wojna. Liczę, że teraz też tak będzie. Tyle ze z pozytywnym finiszem.
Któryś mecz wspomina Pan szczególnie?
Ten z 1999 roku, gdy przegraliśmy 1:3 jeszcze na starym Wembley. Wszystkie gole strzelił nam Paul Scholes. Miałem wtedy 12 lat, czekałem na ten mecz. Pamiętam jak przegrywaliśmy 0:2 i kontaktową bramkę zdobył Jerzy Brzęczek. Wróciła nadzieja, ale później niestety… Ale to zawsze są świetne mecze, teraz też taki powinien być, bo gramy na pięknym stadionie.
Na Stadion Narodowy wrócicie z przyjemnością?
Tak, w końcu na nim nie przegraliśmy.