menu

Jutro też wzejdzie słońce... Na Euro 2020 zabrakło klasy i obycia Piszczka oraz Błaszczykowskiego [ANALIZA]

29 czerwca 2021, 00:47 | Adam Godlewski

Skoro miało być tak dobrze, to dlaczego jest tak źle? Pytanie postawione w trakcie mistrzostw świata w Azji w 2002 roku przez legendarnego selekcjonera Kazimierza Górskiego jest aktualne także po Euro2020+1.

Na finały Euro 2020+1 pojechaliśmy z najlepszym piłkarzem świata, ale bez gotowego zespołu. To nie miało prawa się udać...
Na finały Euro 2020+1 pojechaliśmy z najlepszym piłkarzem świata, ale bez gotowego zespołu. To nie miało prawa się udać...
fot. Sylwia Dabrowa

Warto przypomnieć, że wtedy szefem koreańskiej misji Biało-Czerwonych był ówczesny wiceprezes PZPN Zbigniew Boniek. Raczej nieprzypadkowo to ta sama osoba, która firmowała sromotne porażki reprezentacji Polski w mundialu w Rosji przed trzema laty i podczas tegorocznych pandemicznych finałów mistrzostw Europy.

Ustępujący 18 sierpnia prezes PZPN nie potrafił jednak - lub tylko nie chciał - na czwartkowej konferencji prasowej podsumowującej nieudany start drużyny Paulo Sousy wskazać własnych pomyłek. Jakby zapomniał, że błędnie wytypował Jerzego Brzęczka na poprzedniego selekcjonera. A potem - wbrew logice i zmasowanej krytyce - utrzymywał faworyta na stanowisku aż do stycznia 2021 roku. By w najbardziej absurdalnym momencie, niespełna 150 dni przed rozpoczęciem Euro, wymienić go na Portugalczyka. Aby było śmieszniej, w sztabie obcokrajowca nie znalazł miejsca dla naszych rodaków, którzy mogliby błyskawicznie wprowadzić cudzoziemca w realia polskiego futbolu. Słowem, wszystko zrobił wbrew sztuce, a mimo to po zawstydzającym wyniku - za jaki trzeba uznać zaledwie punkt wywalczony w średnio trudnej grupie E - Boniek z uśmiechem przekonywał, że jutro… także wzejdzie słońce.

Autor zmian i reform, które nic nie dały

Skoro zatem największy winowajca, praktycznie jednoosobowo podejmujący wszystkie najważniejsze decyzje dotyczące kadry narodowej od niemal 9 lat, nie jest w stanie zrobić rachunku sumienia, przyczyny porażki/kompromitacji muszą wskazać inni. - Wymiana Brzęczka na Sousę nie obroniła się podczas Euro. Jurek wygrywał przecież z Austrią, Bośnią czy Ukrainą, a zatem zespołami klasy Słowacji, a nawet mocniejszymi niż nasz pierwszy grupowy rywal w mistrzostwach Europy. Portugalczyk umiał pokonać tylko Andorę, której nie sposób traktować poważnie. Zatem sprawę trzeba postawić jasno: ten zagraniczny trener nie nauczył naszych piłkarzy zwyciężać, oni tego podczas jego kadencji nie potrafią! - stwierdził już po drugim meczu grupowym Wojciech Kowalczyk, były reprezentant Polski, srebrny medalista olimpijski z Barcelony, a obecnie komentator Kanału Sportowego i portalu Weszło. - To dowód, że zwolnienie Brzęczka w styczniowym terminie było równie absurdalne, jak zmiana systemu gry na ten z trójką obrońców, którego nasi piłkarze nie byli w stanie opanować w tak krótkim czasie. Jeśli do tego dołożymy, że obecny prezes związku zadecydował na przykład o tym, że w ekstraklasie ma grać 18 zespołów, choć wiadomo, że piłkarsko nie stać nas nawet na 16, wyjdzie na to, że przejdzie on do historii jako ten, który wprowadził najwięcej zmian i reform ekstraklasy, które nic nie dały.

Zabrakło klasy i obycia Piszczka i Błaszczykowskiego

Oczywiście, na niepowodzenie w turnieju złożyły się również tak zwane przyczyny obiektywne. Choćby kontuzje czołowych napastników, Arkadiusza Milika oraz Krzysztofa Piątka, a także defensywnych pomocników - Krystiana Bielika i Jacka Góralskiego. - Czy podczas Euro 2020 nam zabrakło jakości? - zastanawia się długoletni kierownik juniorskich i młodzieżowych reprezentacji Polski Stanisław Baczyński. - Owszem, choć nie tylko jakości. Również doświadczenia i międzynarodowego obycia. Dopiero na tym turnieju do wszystkich dotarło, a w każdym razie powinno, ile dla naszej drużyny narodowej znaczyli Kuba Błaszczykowski i Łukasz Piszczek. To byli piłkarze klasy międzynarodowej, którzy wiele wnosili nie tylko do kadry. Stanowili przecież również o sile wygrywającego Bundesligę Dortmundu,

Baczyński dodaje: - Znam wszystkich młodych zawodników, którzy weszli ostatnio do reprezentacji, łącznie z Kacprem Kozłowskim. Kolokwialnie mówiąc, przechodzili przeze mnie w młodzieżówce, lub kadrach juniorskich. To w komplecie, łącznie z najmłodszym Koziołkiem, fajni chłopcy. Tyle że ich walory jeszcze nie zrekompensowały w reprezentacji ubytku atutów, jakie wnosili Piszczek i Błaszczykowski. Zresztą, miałem w ręku opracowania, z których niezbicie wynikało, że piłkarze w Polsce w pełni dojrzewają w wieku 25 lat. A apogeum osiągają około roku 27 życia. Dla młodzieży, którą lansował Paulo Sousa, a szerokim frontem wprowadzał Jerzy Brzęczek, było po prostu za wcześnie nawet na przesuniętym o rok Euro 2020 na wielkie granie. Jeszcze za wcześnie. Choć oczywiście dziś nikt nie da gwarancji, że w ogóle ktokolwiek z tej grupy osiągnie pułap Łukasza i Kuby.

Polacy i Portugalczycy. Podobieństwa i różnice

Nieobecność (nie)dawnych liderów to tylko jedna strona medalu. Tak naprawdę przed turniejem nie mieliśmy przecież gotowego zespołu, trener Sousa eksperymentował jeszcze na inaugurację ze Słowacją. Niestety, również pod względem motorycznym, przez co nie zdążyliśmy z formą fizyczną na pierwsze spotkanie. I generalnie na światowym poziomie w Euro 2020+1 zdążył zagrać jedynie Robert Lewandowski. Oczywiście, dopiero od drugiego meczu. Gdyż na dzień dobry piłka zupełnie nie chciała słuchać naszego kapitana. - Nie słuchała, ponieważ ze Słowacją wyszedł na zmęczonych, czyli sztywnych nogach. Robert nie był sobą, wyglądał na zamulonego. Zresztą wszyscy nasi piłkarze sprawiali wrażenie spowolnionych - ocenia były napastnik reprezentacji Polski, Legii Warszawa, czy Borussii Moenchengladbach, Marcin Mięciel. - Sądzę zatem, że Sousa popełnił ten sam błąd, co wszyscy nasi poprzedni selekcjonerzy przed dużymi turniejami przygotowując zbyt mocne treningi. Jak to możliwe, żeby od czasu Jerzego Engela, poprzez Leo Beenhakkera i Adama Nawałkę w Rosji, aż do obecnego Portugalczyka każdy popełniał ten sam, i to podstawowy w sumie błąd? Polacy i obcokrajowcy, bez różnicy. Tego nie rozumiem…

Nie tylko po szefie misji oraz selekcjonerze, ale również po zawodnikach, spodziewaliśmy się więcej. O ile Lewy rozegrał swój najlepszy duży turniej w karierze, o tyle znów rozczarował Wojciech Szczęsny. - Nie popełnił co prawda błędów przy utracie goli ze Szwecją, ale też i nie pomógł zespołowi, nie dał nic ekstra. A na pewno mógł zachować się lepiej przy utracie zarówno pierwszego gola, jak i trzeciego - uważa Robert Kiłdanowicz, były zawodnik klubów ekstraklasy, były prezes Stomilu Olsztyn, obecnie ekspert prawa międzynarodowego. - W pierwszej z omawianych sytuacji Wojtek powinien lepiej się ustawić, odkrył przecież zupełnie długi róg. Przy trzecim, zanim Szwed na dobre pozbył się piłki przy uderzeniu już leżał. Interweniując w taki sposób trudno dołożyć coś od siebie do wyniku zespołu. A przecież mówimy o bramkarzu klasy światowej, zawodniku wielkiego Juventusu.

Kiłdanowicz zwrócił uwagę na jeszcze jeden istotny aspekt: - Otóż nasi zawodnicy, choćby Grzegorz Krychowiak, Szczęsny, Piotr Zieliński - pomijając oczywiście Roberta Lewandowskiego - wyglądają na boisku niczym modele. Są świetnie uczesani, z celebrycką dbałością o image, z nienagannymi fryzurami do 90 minuty. Nawet schodząc do szatni po rywalizacji w sporcie walki, jakim jest piłka nożna, wyglądają lepiej - a w każdym razie nie gorzej - niż nawet ich partnerki. OK., rozumiem, że Cristiano Ronaldo wprowadził taki sznyt na światowe boiska. Tylko jeśli już decydujemy się naśladować tego Portugalczyka, to spróbujmy walczyć tak jak on w środę z Francuzami, również wręcz i bez odstawiania nogi, do końcowego gwizdka. Mam świadomość, że żyjemy w czasach politycznej poprawności, ale futbol to nadal bardzo męski sport, w którym zniewieściali faceci raczej nie odnoszą sukcesów...


Polecamy