Novo: Znajomi z całego świata gratulują mi przejścia do Legii
- Dla mnie najważniejsza jest teraz Legia. I zrobię dla niej wszystko, aby wygrać te dwa tytuły i może jeszcze zagrać w Lidze Mistrzów. Aby cieszyć się z tymi kibicami tutaj. Warszawska publiczność jest naprawdę wyjątkowa - mówi Nacho Novo, nowy napastnik Legii Warszawa.
fot. Polskapresse
Co skłoniło bardzo rozpoznawalnego zawodnika europejskiego formatu, aby przyjął propozycję z polskiej ligi?
Dlaczego chciałem tu grać? Prawda jest taka, że Legia to wielki klub. I to jest drużyna, która może wygrać wszystko w Polsce i powalczyć w Europie. A ja uwielbiam wygrywać. Kiedy dowiedziałem się, że mają ochotę mnie zatrudnić, to odpowiedziałem takim samym zainteresowaniem. Zobaczyłem, jak to wygląda, i przyjrzałem się tej ofercie z bliska. W tym celu przyjechałem do Warszawy, która okazała się bardzo ładnym miastem. A mnie przekonało to, że oferta była poważna i konkretna. Taka realna, nie jakieś obiecanki. Wszystko przebiegało bardzo szybko. Zaraz prosto z Polski pojechałem z drużyną do Lizbony jako kibic. Aby wczuć się jak najszybciej w nową rolę. Obraz tych kilku dni zmotywował mnie do gry tutaj.
Ktoś Pana namawiał do takiego wyboru poza działaczami Legii?
Jestem dorosłym człowiekiem, sam podejmuję decyzje. Teraz naprawdę jestem szczęśliwy, że tak szybko i pozytywnie zareagowałem na tę ofertę. Od pierwszej chwili wiedziałem, że dobrze trafiłem. Znajomi z całego świata gratulują mi takiego ruchu. Już w pierwszej chwili spotkałem się z dobrym przyjęciem, dobrymi kolegami. Nie wszystkich rozumiem i nie zawsze wiem, z czego się śmieją, a takiego Inakiego Astiza pamiętam z czasów, kiedy grał w Osasunie Pampeluna.
Pana kariera toczy się dość nietypowo. Wyjeżdżał Pan z Hiszpanii jako zawodnik kompletnie nieznany. Zrobił karierę za granicą, aby wrócić do Primera Division jako gwiazda.
Nie wiem, dlaczego moja kariera potoczyła się tak dziwnie, że na szersze wody wypłynąłem dopiero poza Hiszpanią. Ale taka jest prawda. W Hiszpanii często większym szacunkiem darzy się zawodników z zagranicy. Nie jestem pierwszy ani ostatni. Znam mnóstwo takich przypadków. Szkoda, że tak jest, ale jedziesz do innego kraju i traktują cię dobrze. Tutaj też na to liczę.
Zasięgnął Pan języka na temat Polski?
Wiedziałem, że jest bardzo zimno. Ale jestem przyzwyczajony do zimna. Bo w Galicji na północy Hiszpanii, gdzie się wychowałem, również bywa bardzo zimno. W Glasgow, gdzie grałem w Rangers, może nie było minus 20 stopni Celsjusza, ale znacznie poniżej zera. To dla mnie zatem normalne i naturalne. I wszystko mi jedno, w jakiej temperaturze gram. Warszawa to bardzo ładne miejsce i fajne do życia. Mam tu już kilku kolegów, w tym jednego bardzo dobrego z Polski, który perfekcyjnie mówi po hiszpańsku. Dopiero od niedawna przemieszczam się po mieście. Widziałem Stare Miasto, rynek, centrum, stadion. To wszystko robi wrażenie. Ale zostało mi jeszcze bardzo dużo do zobaczenia. Nie zamierzam tylko siedzieć w domu, jestem otwarty na ludzi i wszystko, co nowe. Zamierzam poznawać wasz kraj i kulturę.
Co Pan powie o poziomie sportowym drużyny [rozmawialiśmy jeszcze przed meczem we Wrocławiu - przyp. red.]?
Zobaczyłem mecz w Lizbonie ze Sportingiem i byłem bardzo pozytywnie zaskoczony. Legia to naprawdę bardzo dobry zespół. Nie osiągnęliśmy takiego rezultatu, na jaki zasługiwaliśmy. Widziałem, jak moi nowi koledzy mocno pracują i potrafią dominować w starciu z tak dobrą i znaną drużyną. Były też sytuacje kontrowersyjne. Powinniśmy dostać rzut karny, co zmieniłoby sytuację w meczu i bylibyśmy bliżsi zwycięstwa. Cóż, taki jest futbol. Teraz pozostaje nam wygranie ligi i zdobycie pucharu. W tej szatni jest grupa ludzi, która w Polsce może wygrać wszystko. To jest pewne.
Madrycki dziennik "Marca" opublikował wypowiedź Pana dotychczasowego trenera w Sportingu Gijon Javiera Clemente, który nazwał Pana tchórzem...
Kiedy Clemente dowiedział się, że prowadzę rozmowy z Legią, powiedział, że jestem tchórzem. Myślę, że nikt w to nie uwierzył, bo to nie jest moja twarz. Każdy, kto mnie zna, o tym wie. Dziennikarze i kibice stanęli po mojej stronie. To tylko jedno słowa. Może chciał tak zmobilizować tych, którzy zostali? Ani mi to nie szkodzi, ani nie pomaga. Dla mnie najważniejsza jest teraz Legia. I zrobię dla niej wszystko, aby wygrać te dwa tytuły i może jeszcze zagrać w Lidze Mistrzów. Aby cieszyć się z tymi kibicami tutaj. Dla piłkarza mieć taką publiczność jak ta w Warszawie to coś, co może ci się najlepszego zdarzyć. Jest naprawdę wyjątkowa.
W polskiej lidze grają zdolni polscy piłkarze i zagraniczni emeryci, którzy często przyjeżdżają tylko po to, aby odłożyć jeszcze trochę na starość. Słyszał Pan o tym?
Młodym Polakiem to na pewno nie jestem, ale starym Hiszpanem też nie. Absolutnie nie czuję się emerytem. Nie skończyłem jeszcze 33 lat. Nigdy wcześniej nie miałem żadnej poważnej kontuzji, czuję się bardzo dobrze, jestem zdrowy. Myślę, że jestem na bardzo dobrym etapie swojej kariery. Mógłbym podpowiedzieć coś ludziom, którzy nazywają piłkarzy emerytami albo półemerytami. To, czy taką osobą jesteś, to jest głównie sprawa mentalności. A ja mam taką mentalność, że każdego dnia, jak się budzę, chcę wyjść i coś wygrać. Pójść potrenować, spotkać kumpli z drużyny, pośmiać się z nimi i przede wszystkim grać w piłkę. Jak to masz, to to jest najważniejsze.