Emmanuel Olisadebe zakończył karierę. Teraz ławka trenerska?
Emmanuel Olisadebe urodził się w Nigerii, ale to w Polsce stawiał poważne piłkarskie kroki. "Emsi" zapowiadał się na europejską gwiazdę, niektórzy przyrównywali go nawet do Ronaldo. Jego losy toczyły się różnie, ale ostatnie lata to już okres wegetacji. W końcu Olisadebe postanowił zakończyć karierę i zawiesił buty na kołku.
Czytaj koniecznie: Marek Jóźwiak odchodzi z Legii Warszawa
EMMANUEL OLISADEBE przyszedł na świat w mieście Warri na południu Nigerii. Wokół unosiły się zapachy ropy i gazu, bowiem z tego (oraz z portu) znane było miasto. Ten afrykański kraj, to jednak smakowity kąsek dla wielu europejskich klubów - szczególnie francuskich, które szukają tam swoich przyszłych gwiazd. Olisadebe rozpoczął swoją piłkarską drogę w Jasper United. Tam zagrał w sumie 40 meczów, w dwa lata strzelając 20 goli. Miał wtedy tylko 19 lat. Dobre rezultaty skutkowały tym, że "Olim" zaczęto się interesować w Europie.
W 1997 roku na horyzoncie pojawiła się Polska. Emmanuel Olisadebe został nad Wisłą jedyną w swoim rodzaju gwiazdą, chociaż droga do sławy nie była łatwa. Rozważał grę dla Ruchu Chorzów i Wisły Kraków. Ostatecznie jednak wybrał zespół Polonii Warszawa, do której trafił za 150 tys. dolarów. Aklimatyzacja nie przychodziła mu łatwo. W swoim pierwszy sezonie "Emsi" strzelił zaledwie jedną bramkę. Ruch i Wisła zaczęły się cieszyć, że nie kupiły "kota w worku", a włodarze z Konwiktorskiej zastanawiali się: "Co my najlepszego zrobiliśmy?".
Jeżeli ktoś teraz uważa, że w polskiej lidze rasizm jest problemem, to niech przypomni sobie tamte czasy. Czarnoskóry zawodnik nie miał u nas łatwo. Po pierwsze, co jest oczywiście do dzisiaj, to zmiana klimatu. Upalną Nigerię musiał zmienić na mroźną Polskę. Drugą sprawą był kolor skóry. Olisadebe był dla polskiego kibica "egzotycznym okazem", o czym zresztą sam wspomina. Nutkę rasizmu można było wyczuć nawet wśród kolegów z klubu, którzy (niekoniecznie w złej intencji) nazywali go czasem "Czarniecki".
Przełamanie zaczęło przychodzić z czasem. W sezonie 1998/1999 Oli strzelił cztery bramki w 16 meczach. Nie zapominajmy, że był to ciągle bardzo młody piłkarz. Prawdziwa euforia i "bum" na Olisadebe nadszedł z sezonem 1999/2000, który był złotym okresem Polonii Warszawa. Wtedy to Czarne Koszule wywalczyły po 54 latach, swój drugi w historii tytuł mistrza Polski, a Emmanuel Olisadebe zagrał w tamtej drużynie pierwszej skrzypce. Zespół ze stolicy trenował wtedy Jerzy Engel, który miał później objąć stery reprezentacji Polski. Oczywiście nie omieszkał ściągnąć do niej swojego polonijnego asa.
Emmanuel Olisadebe - wszystkie bramki dla reprezentacji Polski
Dla "Olego" rok 2000 był przełomowy, nie tylko ze względu na mistrzostwo Polski. Niestety spotkała go wtedy bardzo nieprzyjemna historia. Podczas meczu z Zagłębiem Lubin kibice obrzucili go bananami. Pomimo trzech lat spędzonych w kraju, Olisadebe wciąż czuł się u nas obco. Nie mógł się w pełni zaaklimatyzować. Do nauki polskiego podchodził opieszale - do dzisiaj mówi w naszym języku bardzo słabo. Dla polskiego odbiorcy był wyjątkowy. Po strzelonych bramkach fikał koziołki, robił salta, słowem - robił show. A jak to się ma do dobrego show, zostaje w końcu zauważone. Kariera Olisadebe zaczęła nabierać tempa.
W 2001 roku "Emsi" został wybrany najlepszym piłkarzem w Polsce wg. "Piłki Nożnej". Został także nominowany do "Złotej Piłki" tygodnika "France Football", znalazł się więc w gronie najlepszych na kontynencie. Olisadebe został także sztandarową postacią marki Pepsi, obok m.in. Davida Beckhama. Jeśli chodzi o osiągnięcia piłkarskie, to oczywiście wielkim krokiem było dla niego otrzymanie obywatelstwa w 2000 roku. Procedura została wybitnie przyspieszona i wielu twierdziło, że nagięto wtedy wiele zasad i norm. Rok później Olisadebe ożenił się z Beatą Smolińską - wtedy maturzystką. Wszystko zaczęło się układać. Ale nie do końca. "Oli" wciąż nie czuł się w pełni Polakiem. Powiedzenie przez niego "TAK" na ślubnym kobiercu w naszym języku, to był już "coś".
Runda jesienna sezonu 2000/2001 była ostatnią jaką spędził w Polonii. Wreszcie przyciągnął uwagę zagranicznych klubów i, jak to niestety bywa w Polsce, wyróżniający się zawodnik odszedł do silniejszej ligi. Czarne Koszule otrzymały za niego 1,7 mln dolarów. Ręce wyciągnął po niego grecki Panathinaikos Ateny. Zmiana otoczenia była dla Olisadebe dobra, szczególnie w kwestii męczącej go sławy. "Emsi" nigdy nie ukrywał, że nie lubi zbytniego zainteresowania swoją osobą. - Na szczęście w Atenach łatwiej zachować mi anonimowość niż w Warszawie. A to dla mnie bardzo cenne - mówił wówczas.
Emmanuel Olisadebe od zawsze był skryty, o czym mówią zresztą osoby, które miały przyjemność z nim pracować. Początki w greckim zespole miał średnie, w swoim pierwszym sezonie zdobył ledwie cztery bramki. Później było lepiej, ale to nie był już "Oli" z Polski.
Szczególny był tutaj rok 2002. Reprezentacja Polski pod wodzą Jerzego Engela wywalczyła (w dużej mierze dzięki trafieniom Emmanuela) awans na Mundial. Olisadebe zagrał wówczas we wszystkim meczach w grupie. Wpisał się także w historię biało-czerwonych zdobywając gola w meczu przeciwko USA (wygrany 3:1). Trafił do siatki rywali w 3. minucie, co daje najszybciej strzeloną bramkę przez Polaków na mundialu. Ogółem w reprezentacji naszego kraju zagrał 25 meczów, strzelając 11 bramek.
Niestety dla "Emsiego", rok 2002 to także problemy w Grecji. Trener Sergio Makarian odsunął go od pierwszego zespołu, uznając, że "Oli" ma nadwagę i potrzebuje indywidualnych treningów. Sam zainteresowany komentował to tak: - Nie jestem za gruby, to przyrost masy mięśniowej.
W Panathinaikosie Olisadebe grał do sezonu 2005/2006. W tym czasie jeszcze w 2004 roku zdobył z tym zespołem dublet, ale wkład w niego miał niewielki. Ogień, który w nim płonął, zgasł. To nie był ten sam "Oli". Próbował jeszcze swoich sił w Portsmouth, Skodzie Xanthi czy cypryjskim Peyias Kinyras. Potem przyszły Chiny.
Na Dalekim Wschodzie nieco się odbudował. Mówiono nawet, że jest gwiazdą tamtejszej ligi, kibice byli nim zachwyceni. W Henan Jianye Olisadebe zagrał 63 mecze, strzelając 24 gole. Rocznie zarabiał 780 tys. złotych. W końcu jednak postanowił opuścić Chiny. Długo nie mógł znaleźć pracodawcy.
Wtem przyszła niespodziewana wiadomość. Olisadebe w Lechii Gdańsk! Wszyscy zdziwieni, większość kibiców nie słyszała o nim od mundialu w Korei i Japonii. W 2011 roku gdańszczanie testowali byłego reprezentanta Polski, ale ostatecznie nie zdecydowali się go zatrudnić. Był daleki od optymalnej formy, nawet na Ekstraklasę. Niegdysiejsza gwiazda ligi została odrzucona. "Oli" unikał polskich dziennikarzy, bo nawet po tylu latach wciąż kiepsko mówi po polsku.
Zobacz więcej: Olisadebe nie będzie zawodnikiem Lechii
Później szukał jeszcze dla siebie miejsca w Grecji. Nie znalazł pracodawcy w niższych ligach tamtego kraju. W końcu postanowił, że to koniec. Emmanuel Olisadebe zawiesił buty na kołku.
W wywiadzie dla "Super Expressu" dziękuje Polsce, która miała wielki wkład w jego karierę. Sam postanawia teraz udać się do Nigerii, gdzie robi licencję trenerską. Swoją przyszłość wciąż wiążę z piłką, ale tym razem z perspektywy ławki trenerskiej. Nie wyklucza powrotu do Polski w roli szkoleniowca, ale jak sam twierdzi - do tego droga daleka.