Emilian Dolha – od bohatera do zera
- Gdybym mógł zagrać to jeszcze raz, na przykład jutro, to ten mecz byłby dla mnie ciastkiem z kremem. Dziś umiem kontrolować swoje emocje, nerwy. Wtedy nie byłem na to gotowy. Wszyscy przeciwko mnie, cały stadion i kolejne ciosy: bach, bach, bach, bach – mówił po spotkaniu Wisły Kraków z Lechem Poznań w jednym z wywiadów Emilian Dolha – były bramkarz zarówno „Kolejorza”, jak i „Białej Gwiazdy”, który podczas tamtego spotkania cztery razy wyciągał piłkę z siatki.
fot. Andrzej Szozda
Kiedy w 2006 roku, Dan Petrescu sprowadzał go do Wisły, wszyscy zastanawiali się, czy robi dobrze stawiając na zawodnika, który popadł w konflikt z prezesem Rapidu Bukareszt i wylądował poza kadrą zespołu. - Przyjście do Wisły jest dla mnie dużym wyzwaniem. Trener mówił mi, że w Krakowie są bardzo dobrzy bramkarze i jeśli będę chciał grać, to muszę ich przewyższać umiejętnościami. Mariusz Pawełek zrobił na mnie bardzo dobre wrażenie i jest to zawodnik o bardzo dużych umiejętnościach – mówił ówcześnie Rumun. Również Petrescu był pewny co do umiejętności Dolhy - Emiliana znam jeszcze z czasów, gdy byłem w Rapidzie Bukareszt. Był on wtedy kapitanem drużyny. Nie ściągnąłem go tutaj dlatego, żeby w Krakowie był kolejny Rumun, ale dlatego, że jest to bardzo dobry bramkarz, co niejednokrotnie udowodni.
Nowy bramkarz „Białej Gwiazdy” początkowo trafił na ławkę, jako zmiennik broniącego wówczas świetnie Mariusza Pawełka. Sam rozegrał kilka spotkań w rezerwach Wisły Kraków, o których wypowiadał się w następujący sposób rumuńskim mediom - Przeszedłem przez grę w rezerwach Wisły i było nawet gorzej niż w klubie Electomagnetica. Spotkałem się tu z wieloma zawodnikami, takimi „od siekiery”.
Mimo, iż trenerem Wisły był jego rodak, to nie znalazł on w jego oczach uznania. Dopiero pojawienie się w klubie Dragomira Okuki sprawiło, że Dolha zajął miejsce Mariusza Pawełka między słupkami Wisły Kraków. Dolha zadebiutował w meczu z Widzewem 23 września 2006 roku. - Mogłem się wykazać. Udowodniłem, że umiem bronić i zszedłem z boiska z podniesioną głową. W piłce raz się wygrywa, raz się przegrywa, ale najważniejsze jest, żeby dać z siebie wszystko. Wykonałem tylko swoją pracę z odrobiną szczęścia. W piłce jest ono potrzebne. Jeśli szczęście ci nie dopisuje, nie powinieneś być bramkarzem - opowiadał po meczu.
Po tym spotkaniu pod adresem Dolhy spływały same pochwały. Kolejne mecze utwierdziły wszystkich w przekonaniu, że to Rumun będzie pierwszym bramkarzem Wisły. Dolha popisywał się niesamowitymi interwencjami, czym zaskarbiał sobie serca kibiców „Białej Gwiazdy”. Forma Rumuna rosła, co zaowocowało tym, że został nominowany w kategorii „Najlepszy bramkarz ligi” w prestiżowym plebiscycie Canal Plus – „Piłkarskie Oskary”. Emilian Dolha zajął w owym plebiscycie drugie miejsce, ustępując zaledwie jednym głosem bramkarzowi Legii Warszawa – Łukaszowi Fabiańskiemu. Mimo to, Dolha został wybrany przez czytelników „Gazety Krakowskiej” najlepszym piłkarzem Wisły w rundzie jesiennej sezonu 2006/2007, a tygodnik „Piłka Nożna” umieścił go w swojej „11” najlepszych obcokrajowców ligi.
W sumie w Wiśle Dolha zagrał 20 razy. Jego kontrakt z Wisłą obowiązywał do końca czerwca 2007 roku. Zawarta w nim była opcja automatycznego przedłużenia umowy o kolejne cztery lata. Wisła postanowiła z tego skorzystać, lecz według Dolhy zapis o jednostronnym podjęciu decyzji o przedłużeniu umowy był niezgodny z prawem. - Nie doczekałem się żadnej konkretnej oferty. Jestem bardzo rozczarowany. Do rozmów nie mam już zamiaru wracać. Ile zarabiałem w Wiśle? 5 tys. euro! Na złotówki to było 20 tysięcy. Musiałem opłacić wynajem mieszkania, samochód. Życie w Krakowie też kosztuje. Po odliczeniu wszystkiego zostawało mi 3-4 tys. euro. To dużo? Powiedziałem Mariuszowi Helerowi, (ówczesny prezes Wisły Kraków): dajcie mi trochę większy kontrakt, to zostanę. Nie chciałem ruszać się z Krakowa. To był mój drugi dom, do dziś kocham to miasto. No, ale nie mogłem przecież grać za 5 tys. euro miesięcznie. Propozycje złożyła mi Steaua Bukareszt oraz kluby niemieckie i tureckie, zastanowię się też nad ofertą Lecha – mówił w jednym z wywiadów.
Lechowi bardzo zależało na sprowadzeniu rumuńskiego bramkarza. 5 czerwca 2007 roku dopięli swego. Podpisali kontrakt, który miał obowiązywać do 2010 roku. - Przedstawiciele Lecha mają zupełnie inne podejście. Przyjechali do mnie do Rumunii i przystali na wszystkie detale przy ustalaniu nowego kontraktu. Lech to duży klub, który ma równie wspaniałych kibiców jak ci z Wisły. Chciałem, naprawdę bardzo chciałem zostać w Wiśle, ale po tym, jak potraktował mnie zarząd tego klubu odchodzę do Lecha. Myślę, że tacy ludzie jak pan Heler, czy Pilch, nie powinni pracować w futbolu – mówił ówcześnie w jednym z wywiadów Rumun.
Dolha zadebiutował w Lechu w meczu trzeciej kolejki z Górnikiem Zabrze. W Poznaniu wiązano z nim spore nadzieje. O Rumunie mówiło się wtedy, jako o najlepszym bramkarzu w całej lidze. - Dolha to nasz mocny punkt, ale po tej przerwie musi jeszcze popracować, żeby uspokoić swoją grę na przedpolu – mówił, po meczu z Górnikiem, trener Lecha Poznań Franciszek Smuda.
To co zdarzyło się w szóstej kolejce sezonu 2007/2008 do dziś wspominane jest niczym senny koszmar przez Dolhę. Na mecz do Krakowa z Wisłą zawitał Lech Poznań z Rumunem w bramce. Nowy nabytek Lecha Poznań zdawał sobie sprawę jak specyficzny będzie to mecz. - Dlaczego miałbym się obawiać tego spotkania? Dla piłkarza nie powinno w ogóle istnieć słowo "obawa" w tym znaczeniu. Jeśli będą krzyczeć pod moim adresem, to będzie znaczyło, że jestem dobrym piłkarzem. Wiadomo przecież, że kibice reagują i krzyczą na najlepszych, więc jeśli będą krzyczeć na mnie, to będę czuł się dobrze – mówił przed spotkaniem.
Już od pierwszych minut, Dolha mógł się spodziewać, że nie będzie to zwykłe spotkanie. Przywitano go przeraźliwymi gwizdami, a na trybunach dało się zauważyć kilka transparentów obrażających Rumuna i wyzywających go od „zdrajców”. Najgorsze miało jednak dopiero nadejść...
Dolha nie wytrzymał presji związanej z tym spotkaniem. Popełniał katastrofalne błędy. Do przerwy zawodnicy Wisły Kraków strzelili... cztery gole! Po dwie bramki zdobyli Paweł Brożek i Jean Paulista. Trener Lecha Poznań – Franciszek Smuda nie mógł dłużej patrzeć na nieporadność swojego bramkarza. Zdjął go z murawy w przerwie meczu. - Na pewno nie spodziewałem się takiego wyniku. Zaczęliśmy w bardzo dobrym stylu, mieliśmy dwie sytuacje do strzelenia gola, ale potem zaczęła się tragedia Dolhy. Jest mi go żal, na pewno jest bardzo dobrym bramkarzem. Trzeba mu pomóc, aby w najbliższym czasie znów grał tak, jak jeszcze niedawno w Krakowie. W przerwie był blady jak ściana, ale to ja podjąłem decyzję o zmianie. - mówił po meczu Smuda.
Lech przegrał 2:4, a Dolha na dłużej stracił miejsce między słupkami „Kolejorza”. Po latach tak mówił na temat tamtego pamiętnego spotkania - Wszyscy mówili: trzy szmaty Dolhy. Przez ponad rok nie miałem siły, aby obejrzeć powtórkę, ale później stwierdziłem, że tylko jedna bramka padła po moim ewidentnym błędzie. Przy trzech pozostałych może i mogłem zachować się trochę lepiej, ale nie jestem Oliverem Kahnem. Zrobili ze mnie pajaca i głównego winowajcę. Kraków się cieszył, bo głupi Rumun dostał za swoje. Po tym meczu czułem, że żyję. Serio. Ból daje ci świadomość, że jeszcze nie umarłeś. Nie wiedziałem co się dzieje, byłem całkowicie rozbity, ale przeżyłem to. Chociaż na boisku myślałem, że zemdleję. Gdybym mógł zagrać to jeszcze raz, na przykład jutro, to ten mecz byłby dla mnie ciastkiem z kremem. Dziś umiem kontrolować swoje emocje, nerwy. Wtedy nie byłem na to gotowy. Wszyscy przeciwko mnie, cały stadion i kolejne ciosy: bach, bach, bach, bach.
Kolejne spotkanie w lidze, Dolha zagrał 29 września, ale po rozegranych trzech kolejkach doznał urazu łokcia i znów musiał pauzować. Świetnie zastępował Rumuna Kotorowski i wydawało się, że to „Kotor” będzie pierwszym bramkarzem „Kolejorza” na dłużej, zwłaszcza, że Dolha zarabiał w Lechu „kokosy”, a jego forma była daleka od idealnej. Jednak i Kotorowskiemu przydarzył się słabszy występ (w meczu z Cracovią). Ponownie swoją szansę dostał Dolha. W ostatnim meczu sezonu z ŁKS-em , Rumun popełnił jednak katastrofalny błąd, co ostatecznie przelało szalę goryczy na jego niekorzyść. Stało się jasne, że to koniec Dolhy w Poznaniu. - Schrzaniłem kolejny mecz. K...a. No cóż, to nie był dla mnie dobry sezon... Co mogę zrobić? Mogę tylko przeprosić moich kolegów, bo to było bardzo ważne spotkanie, a oni naprawdę dziś walczyli. Dobrze, że ten sezon się skończył. Co mogę powiedzieć? Powinienem się rozejrzeć, zanim rzuciłem piłkę, ale nie zrobiłem tego i nie widziałem tego gościa Arifovicia. Powinienem był bardziej uważać. Ale już jest za późno, by o tym gadać. Czekam już na nowy sezon. Czytałem ostatnio wypowiedź Thierry'ego Henry'ego, który przyznał, że miał kiepski sezon. To ja dodam, że Dolha też - mówił po tym meczu w wywiadzie dla Gazety Wyborczej.
15 maja 2008 roku dyrektor sportowy Lecha Poznań, Marek Pogorzelczyk poinformował o rozwiązaniu za porozumieniem stron z rumuńskim bramkarzem. Jego licznik zatrzymał się na 10 występach w koszulce klubu z Poznania. Dolha zdecydował się na powrót do Rumunii i podpisał trzyletni kontrakt z Dinamem Bukareszt. Klub z Bukaresztu zajął w poprzednim sezonie 4. miejsce i miał występować w Pucharze UEFA. Był jednak tylko rezerwowym bramkarzem, zmiennikiem Bogdana Lobonta.
W ostatnim sezonie o Rumunie znowu było głośno. Jako zawodnik Glorii Bistrita robił furorę. Zachwycali się nim rumuńscy dziennikarze - „W obecnym sezonie sędziowie dyktowali aż osiem rzutów karnych przeciwko Glorii. W bramce stoi jednak Dolha, więc rywale cieszyli się tylko dwukrotnie po strzałach z 11. metra”. Dobra forma zaowocowała transferem do Universitatea Cluj.
Dziś Dolha ma już 34 lata na karku i zbliża się wielkimi krokami do zawieszenia swoich bramkarskich rękawic na kołku. Miał w swojej przygodzie z piłką momenty, w których wydawało się, że zostanie wyśmienitym bramkarzem, jednak zawsze w najważniejszych momentach zawodziła go psychika. Wpisał się jednak w historię polskiej ligi, w której takich postaci jak on, musimy szukać ze świeczką w dłoni...
W artykule wykorzystano fragmenty wywiadu Sebastiana Staszewskiego z Emilianem Dolhą z 2011 roku.