menu

Elana Toruń - Górnik Łęczna 5:0. Kompromitacja zielono-czarnych na starcie rundy wiosennej

29 lutego 2020, 22:31 | KK

Od przegranej w fatalnym stylu rozpoczęli walkę o punkty w 2020 roku piłkarze drugoligowego Górnika Łęczna. Podopieczni trenera Kamila Kieresia całkowicie zawiedli swoich kibiców i ulegli w Toruniu miejscowej Elanie aż 0:5. Trudno sobie wyobrazić gorszy początek drugiej części sezonu dla zielono-czarnych.


fot. fot. Górnik Łęczna

fot. Jacek Smarz

fot. Jacek Smarz

fot. Jacek Smarz

fot. Jacek Smarz

fot. Jacek Smarz

fot. Jacek Smarz

fot. Jacek Smarz

fot. Jacek Smarz

fot. Jacek Smarz

fot. Jacek Smarz

fot. Jacek Smarz

fot. Jacek Smarz
1 / 13

Łęcznianie chcieli zrewanżować się Elanie za odniesioną w trakcie rundy jesiennej porażkę 1:3 przed własną publicznością. "Górnicy" przystępowali do meczu jako wicelider tabeli, którego głównym celem w drugiej części sezonu jest wywalczenie awansu na wyższy szczebel rozgrywkowy. Z kolei torunianie plasowali się przed pierwszym gwizdkiem w drugiej połowie ligowego zestawienia.

W początkowych fragmentach goście prezentowali się nieco lepiej pod względem piłkarskim. Pierwszą groźną akcję przeprowadził lewą stroną boiska Marcin Stromecki. Pomocnik Górnika wpadł w 10. minucie w pole karne i dograł do Dominika Lewandowskiego, ale ze strzałem 20-latka poradził sobie bramkarz gospodarzy.

Pomimo obiecującego wejścia w mecz, zielono-czarni przegrywali już w 19. minucie gry. Po stracie Macieja Orłowskiego na własnej połowie piłka dotarła przed pole karne do kapitana miejscowych, Filipa Kozłowskiego. Zawodnik Elany bez dłuższego namysłu zdecydował się na strzał i zapewnił swojej drużynie prowadzenie. Co ciekawe, dla 24-latka był to trzeci z rzędu gol zdobyty w starciach przeciwko łęcznianom.

Górnik odpowiedział na stratę bramki kąśliwym uderzeniem z dystansu Orłowskiego, lecz dobrą interwencją popisał się wówczas stojący między słupkami żółto-niebieskich Paweł Sokół. Chwilę później podyktowania rzutu karnego domagał się Przemysław Banaszak, ale sędzia Albert Różycki z Łodzi nie zdecydował się użyć w tej sytuacji gwizdka.

Zielono-czarni schodzili na przerwę, przegrywając 0:2. I znów musieli wyjmować piłkę z siatki po stracie futbolówki na własnej połowie. Błąd popełnił tym razem Aron Stasiak, a na listę strzelców wpisał się Matus Marcin. Słowacki napastnik został obsłużony bardzo dobrym podaniem od Krzysztofa Kołodzieja i sprytnym strzałem podwyższył prowadzenie toruńskiego zespołu.

Niekorzystny wynik sprawił, że trener Kamil Kiereś zdecydował się dokonać zmiany w swojej drużynie jeszcze w pierwszej połowie. Szkoleniowiec Górnika zdjął z boiska pomocnika Krystiana Wójcika i na placu gry zameldował się wracający po kontuzji napastnik Paweł Wojciechowski.

Najskuteczniejszy strzelec łęcznian miał pomóc zielono-czarnym w odwróceniu losów spotkania, ale nic takiego nie miało miejsca. Co prawda, po zmianie stron padały w Toruniu kolejne gole, lecz tylko dla Elany. W 53. minucie, po szybkiej kontrze miejscowego zespołu i błędzie Dominika Lewandowskiego, w pole karne wbiegł Marcin, którego faulował wychodzący z bramki Patryk Rojek. Arbiter bez wahania wskazał na "wapno", a z jedenastu metrów nie pomylił się Wojciech Onsorge.

Na 4:0 trafił natomiast Lukas Hrnciar, który wykorzystał zagranie z lewego skrzydła Dominika Kościelniaka, przy biernej postawie łęczyńskiej defensywy. Niedługo po tym golu na toruńskim stadionie pojawiły się problemy z oświetleniem i mecz został przerwany na blisko 20 minut.

Powrót do boiskowej rywalizacji przyniósł kolejną bramkę dla drużyny z województwa kujawsko-pomorskiego. Po stracie Leandro i kolejnych nieporozumieniach oraz błędach w szeregach obrony zielono-czarnych, piąte trafienie dla Elany zdobył strzałem z kilku metrów Mateusz Stryjewski.

Więcej goli już nie padło i spotkanie zakończyło się wysokim, zasłużonym zwycięstwem gospodarzy. Natomiast łęcznianie musieli przełknąć niezwykle gorzką pigułkę na samym starcie drugiej części sezonu. Po raz ostatni "Górnicy" przegrali mecz różnicą pięciu bramek w marcu ubiegłego roku, gdy ulegli 1:6 w wyjazdowej potyczce Olimpii Elbląg.

Ekipa prowadzona przez trenera Kieresia będzie musiała szybko podnieść się mentalnie po blamażu w Toruniu, ponieważ już w następny weekend do Łęcznej przyjedzie lider II ligi, Widzew Łódź. Rywalizację z zespołem czterokrotnego mistrza Polski zaplanowano 8 marca o godzinie 13.05.

Elana Toruń - Górnik Łęczna 5:0 (2:0)
Bramki: Kozłowski 19, Marcin 38, Onsorge 56 (z rzutu karnego), Hrnciar 63, Stryjewski 73

Elana: Sokół – Andrzejewski, Bierzało, Onsorge, Stryjewsk, Kisiel, Hrnčiar (77 Górka), Kołodziej (74 Boniecki), Kościelniak, Kozłowski (79 Jóźwicki), Marcin (66 Pisarek). Trener: Bogusław Pietrzak

Górnik: Rojek – Orłowski, Baranowski, Midzierski, Leandro, Stasiak (77 Turek), Stromecki, Wójcik (44 Wojciechowski), Kalinkowski, Lewandowski (57 Zagórski), Banaszak (60 Śpiączka). Trener: Kamil Kiereś

Żółte kartki: Onsorge - Baranowski

Sędziował: Albert Różycki (Łódź)


Polecamy