Śląsk w końcu wygrał w 2015 roku! Lechia z Milą nie dała rady wrocławianom
W meczu 28. kolejki Ekstraklasy Śląsk Wrocław wygrał na własnym stadionie z Lechią Gdańsk 3:0. Gole dla wrocławian strzelili Mateusz Machaj z rzutu karnego, Piotr Celeban i Marco Paixao. Było to pierwsze zwycięstwo Śląska w 2015 roku. W barwach Lechii zagrał Sebastian Mila, który jeszcze w zeszłym sezonie występował w koszulce Śląska.
Każdy kibic Śląska przed meczem zastanawiał się jak będzie wyglądał skład gospodarzy po małym trzęsieniu ziemi jakie wydarzyło się we Wrocławiu w środku tygodnia. Większość spodziewała się posadzenia na ławie bliźniaków Paixao, obaj jednak wyszli w pierwszym składzie. Zabrakło natomiast kontuzjowanych Dudu, Droppy, Hateleya i słabego ostatnio Grajciara. Zastąpili ich Ostrowski, Danielewicz, Pawelec (za Hołotę, który powędrował do drugiej linii) i Machaj. Skład Lechii także przetrzebiony. Zabrakło w wyjściowym składzie zmagających się z urazami Jakuba Warzyniaka, Piotra Wiśniewskiego i Grzegorza Wojtkowiaka.
W 3. minucie gospodarze po raz pierwszy uderzali na bramkę Mateusza Bąka. Strzał Machaja był jednak niecelny, co nie powinno dziwić biorąc pod uwagę pozycję z jakiej został oddany. To jednak i tak była najciekawsza akcja pierwszego kwadransa, gdy oba zespoły grały wyjątkowo słabo. Niespodziewanie w 19. minucie Śląsk objął prowadzenie. W polu karnym Robert Pich wyprzedził Pietrowskiego i został sfaulowany. Sędzia Kwiatkowski odgwizdał rzut karny, którego pewnie na bramkę zamienił Mateusz Machaj. W 23. minucie z dystansu uderzał Marco Paixao, ale lekko i obok bramki.
Lechia szybko odpowiedziała trzema sytuacjami. Najpierw Sebastian Mila zbyt długo zwlekał z oddaniem strzału, po chwili Colak został zablokowany przez Celebana, ale i tak gracz z Gdańska był na spalonym. Wreszcie Piotr Grzelczak strzelał zza pola karnego, ale wprost w ręce Pawełka. Minęło kilkanaście sekund i idealną sytuację zmarnował Marco Paixao, który będąc sam przed Bąkiem próbował go lobować. Piłka przeszła obok słupka. W 36. minucie Colak kapitalnie podał do Grzelczaka, który znalazł się sam na sam z bramkarzem Śląska. Pawełek świetnie obronił strzał napastnika. W 43. minucie po podaniu Picha w dobrej sytuacji znalazł się Danielewicz, ale Bąk obronił jego strzał.
Sebastian Mila: Kibice Śląska nie muszą nic dla mnie robić. Ja jestem ich dłużnikiem [WYWIAD]
Do przerwy 1:0 dla gospodarzy, ale mecz był wyrównany. I bardzo, bardzo słaby. Tylu błędów, niecelnych zagrań to w Ekstraklasie dawno nie widziałem. Słabi w tym elemencie byli zwłaszcza wrocławianie, ale mimo to prowadzili. Drugą połowę od mocnego uderzenia, dosłownie, rozpoczął Sebastian Mila. Po błędzie Machaja uderzył zza pola karnego, ale wprost w Celebana. W 50. minucie blisko drugiego gola był Śląsk, ale Pich przegrał pojedynek biegowy z Bąkiem. Pich miał również szansę trzy minuty później, ale Janicki zdążył z zablokowaniem jego strzału. Skończyło się na rzucie rożnym, a po nim Śląsk strzelił drugą bramkę. Machaj rozegrał krótko rożnego z Pichem, a ten wrzucił idealnie na 5 metr na głowę Piotra Celebana, który umieścił ją w siatce. Po 55. minutach 2:0 dla gospodarzy.
Po drugiej bramce Śląsk cofnął się, ale z ataków Lechii niewiele wynikało. W 63. minucie po rożnym strzelał Grzelczak, ale bardzo niecelnie. W 70. minucie bardzo dobrą sytuację miał Rudinilson, ale fatalnie przestrzelił z woleja. W 73. minucie Bąk wygrał kolejny pojedynek biegowy, tym razem z Marco Paixao. W 75. minucie Vranjes miał niezłą sytuację, ale został zablokowany. W 84. minucie po dośrodkowaniu Zielińskiego głową uderzał Marco Paixao, ale za słabo. Dwie minuty później Portugalczyk jednak się pomylił. Ostrowski popędził lewym skrzydłem i idealnie zagrał do Marco Paixao, który pokonał Bąka. W 90. minucie uderzał z dystansu Łukasik, ale niecelnie. I to była w zasadzie ostatnia godna uwagi akcja tego meczu, który poziomem rozczarował, ale skończył fatalną serię wrocławian.