menu

Sebastian Mila: Kibice Śląska nie muszą nic dla mnie robić. Ja jestem ich dłużnikiem [WYWIAD]

18 kwietnia 2015, 09:47 | Paweł Stankiewicz/Dziennik Bałtycki

- Kibice nie muszą nic dla mnie robić, bo zrobili bardzo wiele przez ten czas, kiedy grałem w Śląsku. Wspierali mnie w naprawdę trudnych momentach. Jeśli ktoś jest komuś coś winien, to ja im - mówi Sebastian Mila, pomocnik Lechii Gdańsk.

Sebastian Mila dołączył do Lechii przed rundą wiosenną
Sebastian Mila dołączył do Lechii przed rundą wiosenną
fot. Tomasz Bolt/Polskapresse

Jesienią Lechia przegrała w Gdańsku ze Śląskiem 1:4, a Ty byłeś jednym z katów. Może teraz sytuacja się odwróci?
Mam nadzieję, że to się spełni i wygramy we Wrocławiu. To będzie szalenie trudny mecz dla nas. Śląsk raczej nie przegrywa u siebie i wbrew pozorom gra dobrą piłkę.

To ważny mecz w kontekście walki o grupę mistrzowską, bo Śląsk ma nad Lechią tylko dwa punkty przewagi.
Wiemy, jakie drużyny nas wyprzedzają w tabeli, ale też wiemy, jak wygląda sytuacja za nami, dlatego też chcemy wygrać te trzy mecze, które nam zostały.

Spodziewasz się ciepłego przywitania we Wrocławiu?
Trudno powiedzieć. Na pewno kibice nie muszą nic dla mnie robić, bo zrobili bardzo wiele przez ten czas, kiedy grałem w Śląsku. Wspierali mnie w naprawdę trudnych momentach. Jeśli ktoś jest komuś coś winien, to ja im.

Z czego wynika kryzys Śląska, który wiosną jeszcze nie wygrał i zdobył zaledwie 5 punktów? Z braku Sebastiana Mili?
Nie łączyłbym tego. W futbolu zdarzają się takie sytuacje, że drużyna wpada w dołek i to jest tylko kwestia czasu, kiedy z niego wyjdzie. Śląsk ma bardzo dobrych zawodników i będzie chciał nas pokonać.

Z którymi zawodnikami Śląska wciąż utrzymujesz bliski kontakt?
Z Krzysiem Ostrowskim, Piotrkiem Celebanem, Mariuszem Pawelcem czy Mariuszem Pawełkiem, który został nowym kapitanem. Spędzałem z nimi bardzo dużo czasu, a teraz po raz pierwszy będziemy się konfrontować.

Masz z pewnością kilku dobrych znajomych we Wrocławiu. Będą mieli rozdarte serca?
Myślę, że tak. Będą kibicować swojej drużynie, ale jednocześnie mi trochę też. Wygra drużyna lepsza, ale mam nadzieję, że będziemy to my. Zostawiłem we Wrocławiu nie tylko piękne wspomnienia, ale i świetnych ludzi, więc wracam tam z przyjemnością.

A o tych rzeczach nieprzyjemnych dla Ciebie we Wrocławiu już zapomniałeś? Może chcesz komuś coś udowodnić?
Absolutnie nie. Były sytuacje trudne, z którymi ciężko mi się żyło, ale tego staram się nie pamiętać. We Wrocławiu byłem dobrze traktowany i do wszystkich mam szacunek.

Mariusz Pawełek powiedział dla Radia Wrocław, że nie wie, jak mają przywitać Sebastiana Milę, bo on się z nimi jeszcze nie pożegnał...
Znowu nie było bankietu. (śmiech) Sytuacja była jasna. O 23 dostałem informację, że sprawy transferowe zostały załatwione, a o 7 rano drużyna Śląska wyjeżdżała na obóz. Nie było jak tego załatwić. Może Mariusz nie oglądał konferencji prasowej, na której pożegnałem się i podziękowałem całej drużynie, kibicom i trenerom. Musiałbym zrezygnować z meczu Lechii, żeby się z nimi pożegnać, więc myślę, że "Mario" mi wybaczy.

W Śląsku miałeś kilku trenerów. Był Ryszard Tarasiewicz, Orest Lenczyk, Tadeusz Pawłowski. Któremu zawdzięczasz najwięcej?
Przede wszystkim trenerowi Tarasiewiczowi, który uwierzył we mnie i postawił na mnie od samego początku. Bardzo nalegał na moje przyjście i od niego brała się wielka wiara, że możemy w Śląsku coś osiągnąć. Również wiele zawdzięczam trenerowi Lenczykowi, który spełnił moje dziecięce marzenia o mistrzostwie Polski. A trener Pawłowski poświęcił mi bardzo dużo czasu i pracy, żebym mógł spełniać się w reprezentacji i to dzięki niemu strzeliłem gola i miałem niesamowity wieczór w meczu z Niemcami. Ci trenerzy są dla mnie wyjątkowi.

A trener Stanislav Levy?
Trener Levy nie.

Jak odbierasz zamieszanie w Śląsku, kolejną zmianę kapitana?
Trener siedzi w środku i pewnie wie, co trzeba było zrobić, żeby było lepiej. Jest to małe trzęsienie ziemi i sam byłem zaskoczony, ale gratuluję Mariuszowi Pawełkowi. Musimy być bardziej skoncentrowani, bo ta sytuacja spowoduje, że Śląsk będzie bardziej zdeterminowany, żeby nas pokonać.

Lechia też chce wygrać, bo niby jesteście w "8", ale patrząc na różnice punktowe, to możecie z niej jeszcze wypaść.
Zdążyliśmy pocieszyć sięzasłużonym zwycięstwem nad Legią. Jednak już w tygodniu świadomość drużyny była ogromna, że we Wrocławiu być może czeka nas trudniejszy mecz. Grupa mistrzowska wciąż jest bardzo daleko, bo przed nami trzy bardzo trudne spotkania. Piłka nożna jest taką dyscypliną, że w pewnym momencie możemy nabić sobie guza i będzie problem.

Bierzesz pod uwagę, że usiądziesz na ławce, a mecz we Wrocławiu zacznie drużyna, która wygrała z Legią?
Jak wchodziłem na boisko, to było 0:0. Skoro miałby zagrać skład zwycięski, to dobrze,bo znaczy, że wystąpię od początku. (śmiech) Będę czekał na decyzję trenera. Cały tydzień trenowałem z zespołem i jestem w pełni gotowy do gry.

Na koniec roku traciliście do Śląska 14 punktów, a dziś już tylko dwa. Spodziewaliście się, że tak szybko odrobicie straty i już po dziewiątym meczu będziecie mogli minąć w tabeli drużynę z Wrocławia?
Trudne pytanie. Ja wierzyłem w zespół Lechii, któremu bacznie się przyglądałem na obozie w Hiszpanii. Widziałem młodych chłopaków, którzy wcześniej grali w dobrych klubach, a teraz chcą się identyfikować z Lechią i odnosić z nią sukcesy. Śląsk stracił trochę punktów, ale zostawiłem go na dobrym miejscu w tabeli jak odchodziłem i wciąż na takim jest. Jak po meczu z nami zacznie punktować w dwóch ostatnich kolejkach, to utrzyma tę dobrą pozycję.

Dziennik Bałtycki


Polecamy