menu

Droga do Lizbony: That’s all folks! (11)

27 maja 2014, 08:31 | Jakub Seweryn

Cóż, wszystko, co dobre, szybko się kończy. Nie inaczej jest z naszą wyprawą do Lizbony. Czas powoli zapominać o sobotnim fenomenalnym finale i wracać do rzeczywistości.

To by było na tyle
To by było na tyle
fot. Looney Tunes

W ciągu tych kilku dni udało się trafić na dwa fantastyczne spotkania finałowe Ligi Mistrzów, zarówno kobiet (Tyreso – Wolfsburg) jak i mężczyzn (Real – Atletico). Spotkaliśmy przy okazji Festiwalu Mistrzów piłkarskie legendy ostatnich lat z Luisem Figo, Fernando Hierro, Fabio Cannavaro na czele. Byliśmy także w centrum Lizbony i poznawaliśmy dwa największe kluby z tego miasta – Benfikę oraz Sporting. Niewiele jednak powiedzieliśmy sobie o samych mieszkańcach Portugalii. Oto, co niecodziennego w czasie całej podróży udało mi się zaobserwować wśród rodaków Cristiano Ronaldo i Luisa Figo.

Do you speak English?

Portugalczycy to ludzie bardzo pomocni. W wielu przypadkach problem zaczyna się jednak wtedy, kiedy trzeba się z nimi porozumieć. Znajomość języka angielskiego wśród mieszkańców Lizbony można opisać ‘zero-jedynkowo’ - osoby, które mają do czynienia z tym językiem, w zdecydowanej większości przypadków mówią naprawdę bardzo dobrze. Bardzo wiele jednak, przede wszystkim nieco starszych osób, po angielsku nie mówi ‘ani me, ani be, ani kukuryku’. Nie wiem, czy gdziekolwiek można spotkać się z tak znacznym zróżnicowaniem pod tym względem, ale na pewno jest to coś godnego uwagi. Jeśli Portugalczyk odpowie ci, że mówi po angielsku, to znaczy, że za chwilę będzie można z nim płynnie porozmawiać na wiele różnych tematów.

Jeśli jednak nie, to z pewnością musisz szukać kogoś innego. Jako ciekawostkę w temacie porozumiewania się w Portugalii podam jedną ciekawą sytuację z hostelu, gdzie chciałem dogadać się z recepcjonistką. Hostel, jak to hostel – osoba prowadząca ten skromny interes wcale nie przejmuje się specjalnie swoją znajomością języków obcych. ‘Hello’, ‘Thank you’, ‘OK.’ – czego chcieć więcej? No i właśnie z jedną z tych osób próbuję się porozumieć – okazało się, że nie zna ona angielskiego, ale za to zna język hiszpański. No to zagaduję po hiszpańsku i otrzymuję odpowiedź, w której na dziesięć wypowiedzianych słów dziewięć jest portugalskich, a jedno hiszpańskie. Na szczęście portugalski do hiszpańskiego jest w jakimś stopniu podobny, a w ostateczności zawsze pozostaje język migowy, prawda?

Portugalscy mistrzowie kierownicy

Wyczyny portugalskich kierowców, to prawdziwy ‘temat-rzeka’. Jak to stwierdził mój kolega, ‘jeśli miałbym jeździć samochodem w Lizbonie, to tylko takim, którego mi nie byłoby szkoda’. Największa plaga w tym temacie dotyczy parkowania. Portugalczycy parkują dosłownie wszędzie, gdzie tylko się da. Nie mają skrupułów, żeby zostawić samochód na ‘wysepce’ na skrzyżowaniu, na jezdni, czy na zakręcie. Nawet najwęższe ulice kierunkowe w centrum Lizbony są często tak zastawione, że nie da się tam znaleźć ani jednego wolnego miejsca. To powoduje też ogromne korki, a te z kolei wpływają na spore utrudnienia dla komunikacji miejskiej. Mówiąc szczerze, planowanie podróży według lizbońskich rozkładów jazdy autobusów czy tramwajów absolutnie mija się z celem. Nie ma co się łudzić, że dojedzie się w określone miejsce w zamierzonym czasie. Dlatego też jedynymi ‘rzetelnymi’ środkami transportu w Lizbonie są kolej miejska oraz metra, ale to tylko dlatego, że Portugalczykom jeszcze nie przychodzi do głowy parkować własne samochody na torach.

Krytykując pod tym względem Portugalczyków, trzeba im jednak jedno oddać. Są wręcz kapitalni w stosunku do pieszych i w przypadku żółtego światła na sygnalizatorze wcale nie dodają maksymalnie gazu, żeby jeszcze za wszelką cenę zdążyć przed koniecznością zatrzymania się. Portugalscy kierowcy żadnych problemów z tym nie mają, podobnie jak z przepuszczaniem pieszych nawet na przejściu bez świateł. Nie zdarza się tak, żeby pieszy czekał w nieskończoność na możliwość przejścia przez jezdnię. Nie, ma on praktycznie pewność, że jak nie najbliższy, to kolejny samochód zdecyduje się zatrzymać. Pod tym względem kierowcy portugalscy są niezwykle wyrozumiali. Co więcej, w tej części Półwyspu Iberyjskiego absolutnie na porządku dziennym jest przechodzenie na czerwonym świetle, na co nawet nie reagują oddaleni o kilka metrów od miejsca ‘przestępstwa’ policjanci. I choć czasem łamiący ten przepis delikwent zostaje słusznie ‘ukarany’ przez kierowcę sygnałem dźwiękowym, to generalnie zasada jest jedna – masz nie zrobić sobie krzywdy.

Czy tu jest jakiś sklep?

W centralnej części Lizbony roi się od kawiarni, cukierni, różnego rodzaju knajp i restauracji. Niemniej jednak, jeśli chcesz znaleźć jakiś typowy sklep spożywczy, często musisz się solidnie nachodzić. Przez cały swój pobyt udało się mi znaleźć dwa takie obiekty. Jednym z nich był Lidl znajdujący się wewnątrz Estadio Jose Alvalade położonego w północnej części miasta, a drugim malutki sklepik przy stacji metra Alameda, który objawił mi się po dobrych 40 minutach intensywnego spaceru. Portugalczycy po prostu nie preferują takiej formy biznesu, w przeciwieństwie do Polski, gdzie przecież dobre spożywcze zakupy można zrobić nawet w samym centrum Warszawy.

Co nie moje, to nieważne

Chyba najbardziej negatywną z wymienionych cech Portugalczyków jest jednak kompletny brak poczucia obowiązku do utrzymywania czystości we własnym mieście. Nie, wiele ulic Lizbony niemalże tonie w śmieciach. Owszem do tego często przyczyniają się również przyjeżdżający do stolicy turyści, ale przede wszystkim sami gospodarze mają, delikatnie mówiąc, w nosie dobro publiczne. Śmieci i smród na ulicach, zamazane, brudne i śmierdzące stacje metra – to codzienność w Lizbonie, uwłaczająca tak pięknemu miastu.

Cóż, to już wszystko. Ze swojej strony mam skromną nadzieję, że przez ostatni tydzień, czytając kolejne wpisy na blogu, choćby w jakimś małym stopniu mogliście poczuć się częścią tej wyprawy. Jego prowadzenie było dla mnie czystą przyjemnością. Wszystkim czytelnikom wielkie dzięki i być może ‘do zobaczenia’ za rok w Berlinie!

Śledź "Drogę do Lizbony" Kuby Seweryna - blog z finału Ligi Mistrzów Ekstraklasa.net

Czytaj więcej o finale Ligi Mistrzów.


Polecamy