Dziesiąty Puchar Mistrzów Realu Madryt! "Królewscy" stłamsili Atletico w dogrywce
Wielkie marzenie milionów kibiców Realu Madryt na świecie, w tym Florentino Pereza, stało się faktem! Królewscy po niezwykle dramatycznym pojedynku pokonali w Lizbonie Atletico 4:1 i sięgnęli po swój dziesiąty Puchar Europy! Bramki dla Los Blancos strzelali Sergio Ramos, Gareth Bale, Marcelo i Cristiano Ronaldo, a jedyne trafienie dla Los Colchoneros zaliczył Diego Godin.
Zobacz więcej zdjęć z finału w Lizbonie!
Wielkie emocje towarzyszyły temu spotkaniu jeszcze przed pierwszym gwizdkiem, bowiem nikt nie był w stanie stwierdzić, w jakich składach wybiegną na plac gry obie drużyny. Tylko najbliżsi współpracownicy Carlo Ancelottiego i Diego Simeone wiedzieli, w jakim stanie zdrowia znajdują się Karim Benzema, Pepe oraz Diego Costa i Arda Turan, a także kto w środku pola Królewskich zastąpi wykartkowanego przed finałem Xabiego Alonso, uważanego bardzo często za mózg ekipy z Santiago Bernabeu. Ostatecznie nie był to Asier Illarramendi, który w ostatniej chwili stracił swój kredyt zaufania u Carlo Ancelottiego, lecz wracający po ciężkiej kontuzji kolana Sami Khedira. Z rekonwalescentów tylko dwóch pojawiło się na placu gry. W Realu był to Karim Benzema, a w Atletico Diego Costa, którego występ jeszcze kilka dni temu był absolutnie wykluczony. Tylko na ławce rezerwowych znalazł się za to Portugalczyk Pepe (jego w jedenastce zastąpił Raphael Varane), a nawet tam swojego miejsca nie miał Turek Arda Turan. Brak byłej gwiazdy Galatasaray i występ w jego miejsce Raula Garcii, to była jedyna zmiana, na jaką Diego Simeone zdecydował się w porównaniu z meczem o mistrzostwo Hiszpanii z Barceloną.
W medycynie cudów nie ma
Wspaniała oprawa przedmeczowa, dobre 20-25 tysięcy niezwykle głośnych kibiców każdej z ekip na trybunach, jednak dla wszystkich liczyło się jedynie tych dwudziestu dwóch ubranych w koszulki białe oraz czerwono-białe. ‘La Decima’ Realu czy ‘La Primera’ i zarazem wspaniały dublet Atletico? – takie pytanie zadawano sobie, zanim Benzema z Modriciem rozpoczęli to spotkanie.
Szybko okazało się, że końskie łożysko stosowane przez serbską znachorkę, Marijanę Kovacević, nie okazało się żadnym nowym cudem medycyny, bowiem Diego Costa na murawie wytrzymał zaledwie dziewięć minut, po czym zmienić go musiał Adrian Lopez, jeden z bohaterów meczu z Chelsea Londyn na Stamford Bridge. Wiele wskazywało na to, że reprezentant Hiszpanii ustalił z Diego Simeone, że nie będzie grał ‘za wszelką cenę’, jeśli nie będzie w stanie grać na 100% możliwości, szczególnie w perspektywie zbliżającego się mundialu. Mecze z Barceloną pokazały przecież, że Los Colchoneros potrafią sobie radzić bez swojego najlepszego strzelca.
Być może podobną decyzję powinien podjąć z Karimem Benzemą Carlo Ancelotti, bowiem będący wyraźnie nie w pełni sił Francuz nie dawał swojej drużynie praktycznie nic, zarówno w ataku, jak i obronie. To był cień piłkarza, od którego na pewno więcej mógł dać niezwykle kreatywny Isco, który dopiero w drugiej połowie zmienił bardzo kiepsko dysponowanego Khedirę. Carlo Ancelotti po raz kolejny przekonał się, że eksperymenty personalne w najważniejszych meczach nie są jego najlepszą stroną, bowiem w październikowym El Clasico na Camp Nou z Barceloną, popełnił identyczny błąd, wystawiając niespodziewanie w środku pola Sergio Ramosa.
W szachach Simeone lepszy od Ancelottiego
Jak można było się spodziewać, pierwsza połowa to były przede wszystkim piłkarskie szachy, pełne wyrafinowanej taktyki oraz pewnej gry w defensywie. Brakowało za to strzałów, goli i pozytywnych emocji, dla których kibice przychodzą na stadion. Pierwsze uderzenie w 13. minucie oddał z dystansu Raul Garcia, ale jego jakość wypada przemilczeć. Real na dobrą sprawę w pierwszej połowie potrafił zagrażać tylko po stałych fragmentach gry, jednak strzały Modricia oraz Ronaldo były na tyle mizerne, że Thibaut Courtois nie miał żadnych problemów ze skuteczną interwencją. Belgijski bramkarz miał za to dużo szczęścia, gdy jego koledzy w defensywie zanotowali fatalną stratę na własnej połowie tuż po pół godziny gry. Piłkę przejął Gareth Bale, przebiegł z nią nieatakowany dobre 20 metrów, ale gdy znalazł się już w szesnastce, naciskany przez Mirandę, w doskonałej sytuacji fatalnie spudłował.
Godin ‘czerwono-białym’ człowiekiem od zadań specjalnych
Nie po raz pierwszy w wielkim futbolu sprawdziło się powiedzenie, że niewykorzystane sytuacje się mszczą, bowiem ledwie cztery minuty po zmarnowanej okazji Bale’a, to Atletico doprowadziło do czystej ekstazy swoich niezwykle głośnych fanów. Podopieczni Diego Simeone, jak często to czynią, wykorzystali do tego dopracowane do perfekcji stałe fragmenty gry. W 36. minucie spotkania rzut rożny wykonywał Gabi, ale to dopiero drugie dośrodkowanie z odbitej przed pole karne piłki trafiło na głowę Diego Godina, który przeskoczył Sergio Ramosa i głową uderzył tuż nad źle ustawionym Ikerem Casillasem. Legendarny już bramkarz Królewskich starał się jeszcze dopaść zmierzającej wolno do bramki piłki, ale to okazało się już zwyczajnie niemożliwe.
Wszystko toczyło się więc wg planu Diego Simeone – kontrola boiskowych poczynań, następnie gol z rzutu rożnego i wytrącenie z psychicznej równowagi rywala, który do końca pierwszej połowy nie mógł się pozbierać po otrzymanym ciosie. Kiepska wytrzymałość psychiczna była nieraz sprawdzana przez niezwykle cwanie grających mistrzów Hiszpanii, bo gdy tylko ci popełniali jakieś twarde lub cyniczne zagranie-faul, Królewscy nie potrafili pohamować swoich nerwów i dochodziło do niepotrzebnych boiskowych spięć. Atletico było bardzo blisko posłania Los Blancos na deski po raz drugi, ale tuż przed przerwą uderzenie głową Adriana poszybowało nieznacznie nad poprzeczką bramki Casillasa.
Żarty się skończyły
W drugiej połowie drużyna Carlo Ancelottiego nie miała już nic do stracenia. Jeśli Cristiano Ronaldo i spółka chcieli jeszcze podtrzymać sen o La Decimie, musieli rzucić się do znacznie agresywniejszych ataków, jednak początek po przerwie należał ponownie do mądrze grających Los Colchoneros. Dopiero w 55. minucie gry sygnał do ataku dał Królewskim Angel Di Maria, po którego indywidualnej akcji faulem ratować się musiał Miranda, który podobnie jak za w pierwszej połowie Raul Garcia obejrzał żółtą kartkę za bezceremonialne powstrzymanie szarżującego Argentyńczyka. Dwie kolejne próby należały do Cristiano Ronaldo, który najpierw z rzutu wolnego, a następnie głową po rzucie rożnym nie dał rady jednak pokonać Courtois.
Po drugiej stronie przesądzić o wyniku spotkania starał się Adrian Lopez, który dwukrotnie w ostatniej chwili był powstrzymywany w polu karnym przez skutecznie interweniujących defensorów z Estadio Santiago Bernabeu. W 59. minucie gry na boisku pojawili się Marcelo oraz Isco, którzy zmienili Khedirę oraz Coentrao. W tej wojnie futbolowej brali udział również trenerzy, bo Diego Simeone po kilku minutach odpowiedział, wprowadzając dynamicznego Jose Sosę za Raula Garcię.
Huraganowe ataki Królewskich i kolejna ‘złota główka’ Ramosa
Intensywność ataków Los Blancos rosła z minuty na minutę, ale w dość częstych zamieszeniach pod polem karnym Atletico drużynie Ancelottiego stać było głównie na zdobywanie kolejnych stałych fragmentów gry, żółtych kartek dla rywali oraz oddawanie niecelnych uderzeń zza szesnastki, jak to czynili Isco oraz Gareth Bale. Na dwanaście minut przed końcem Walijczyk chwilę później miał kolejną doskonałą sytuację, po szybkim ataku wyprzedzając Godina i oddając strzał z kilkunastu metrów, który wylądował tylko i wyłącznie w bocznej siatce. Chwilę później odezwali się wreszcie kibice Realu, ale tylko po to, żeby wygwizdać bardzo słabego Karima Benzemę, którego na murawie zastąpił Alvaro Morata.
Real atakował i atakował, ale odbijał się tylko od ściany, jaką tego dnia była defensywa Atletico. W tej, w końcówce nastąpiła wymuszona zmiana, gdyż kontuzji doznał Filipe Luis i jego miejsce na lewej obronie Los Colchoneros zająć musiał więc Toby Alderweireld. Mimo że do końca spotkania pozostawało około dziesięciu minut, to był to naprawdę zły znak dla drużyny Simeone, która z czwórką Filipe Luis- Godin – Miranda – Juanfran nie przegrała jeszcze meczu (na 33 rozegrane), a gdy któregokolwiek z nich brakowało, tych porażek uzbierało się aż sześć. To się sprawdziło w doliczonym czasie gry. Dobrze prowadzący to spotkanie Holender Bjorn Kuipers dołożył do regulaminowych 90 minut aż pięć, ale Los Blancos potrzebowali zaledwie trzech, żeby rzutem na taśmę doprowadzić do wyrównania. Bramka analogiczna do tej strzelonej przez Atletico, bowiem po centrze z rzutu rożnego Modricia niesamowity w tej edycji Champions League Sergio Ramos zdobył swojego kolejnego gola głową, uderzając po koźle absolutnie nie do obrony nawet dla tak szybkiego bramkarza, jakim jest Thibaut Courtois. Ostateczny wynik - 1:1 i dogrywka, czyli coś, czego jeszcze na pięć minut przed końcem pojedynku mało kto się spodziewał.
Od zera do bohatera
61 tysięcy kibiców zgromadzonych na Estadio da Luz czekało więc dodatkowe trzydzieści minut wielkiej europejskiej piłki. Tym razem spory psychologiczny handicap był po stronie dążącego po dziesiąty Puchar Europy Realu. Przebieg spotkania wskazywał na to, że jeśli w dogrywce padnie jakakolwiek bramka, będzie to gol dla Królewskich. Piłkarze Atletico praktycznie nie byli już w stanie atakować bramki Casillasa. Pierwsze 15 minut to jednak bardzo spokojna gra z obu stron, a ostateczny atak na La Decimę przypadł dopiero po zmianie stron. Już w 109. minucie gry o jej powodzeniu przesądziła fantastyczna akcja najlepszego na boisku Angela Di Marii, który z łatwością przedarł się w pole karne, gdzie jego uderzenie zdołał odbić Courtois, który przy dobitce Garetha Bale’a był już bezradny. Cóż za szczęście Walijczyka, który do tego momentu był najgorszym obok Karima Benzemy piłkarzem na placu gry.
Prawdziwego mężczyznę poznaje się…
Wykończone Atletico nie było w stanie już się pozbierać po tym ciosie, czego efektem były kolejne bramki w końcówce dogrywki dla Los Blancos. Rozbitych rywali dobijali kolejno Marcelo, który płaskim strzałem zza szesnastki pokonał Courtois, a chwilę później także Cristiano Ronaldo. Portugalczyk ustalił wynik spotkania na 4:1, pewnie wykorzystując wypracowany przez siebie (po faulu Godina) rzut karny.
Po krótkim zamieszaniu spowodowanym pogardliwym zachowaniem Raphaela Varane’a, który kopnął piłkę w kierunku Diego Simeone, spotkanie się zakończyło i wielki sen Realu Madryt Florentino Pereza o dziesiątym Pucharze Europy stał się faktem! Atletico było o dwie minuty od swojego drugiego tytułu w tym sezonie, ale przecież, jak dobrze wiemy, prawdziwych mężczyzn poznaje się po tym, jak kończą. Mimo to Los Colchoneros zostali pożegnani wielką owacją przez swoich kibiców, których pieśni po końcowym gwizdku były zdecydowanie głośniejsze od świętujących Madridistas. Trudno temu się dziwić, bo Atletico za sobą ma absolutnie fantastyczny sezon, zakończony mistrzostwem Hiszpanii. Niemniej jednak, dzisiaj to Real Madryt został klubowym mistrzem Europy i dzisiejszej nocy liczyć się będzie tylko ‘Królewska biel’!
Z Lizbony - Jakub Seweryn / Ekstraklasa.net