Dominik Nowak: Polskiej piłki nie zmienię, ale mogę próbować
W Miedzi Legnica panuje pełne skupienie na nadchodzącym sezonie Fortuna 1 Ligi, natomiast nikt nie zapomniał o przygodzie w ekstraklasie. Dominik Nowak, mądrzejszy o spory bagaż nowych doświadczeń, mówi że jego jasnym celem jest powrót do elity. Razem z Miedzią, oczywiście.
fot. Przemyslaw Swiderski
Wymienił Pan kadrę niczym trener siatkarski albo koszykarski. Spodziewał się Pan aż takich roszad?
Oczywiście, z dwóch względów. Po pierwsze spadliśmy, czyli zmiany stały się konieczne. Relegacja to nie jest przypadek, tylko coś w tej drużynie nie grało, więc trzeba było pomyśleć o przyszłości. Z drugiej strony część zawodników chciała utrzymać wysoki poziom. Największym wygranym takiego stanu rzeczy jest Rafał Augustyniak. Cieszę się z jego transferu (Przeniósł się do Urala Jekaterynburg – przyp. RH), gdyż obserwowałem jego postępy już w Wigrach Suwałki, potem też w Miedzi, pracowaliśmy ze sobą od wielu lat. Jego oraz Damian Kądziora przykłady udowadniają, że ciężką pracą można osiągnąć cel. Pracą, nie minimalizmem.
Jest Pan zadowolony ze stanu personalnego kadry na dziś?
Tak, wielu zawodników mimo wszystko z nami zostało, wielu też udało się pozyskać. Względem poprzedniego sezonu zostali z nami tylko ci zawodnicy, których udało się utrzymać i przede wszystkim – których ja chciałem utrzymać. Dla niektórych zawodników już po prostu nie widziałem miejsca w drużynie. Zostają z nami boczni obrońcy: Paweł Zieliński i Artur Pikk, Adrian Purzycki, Bożo Musa, Grzegorz Bartczak, Marquitos, Henrik Ojamaa i Petteri Forsell – to stabilny trzon zespołu. Okno nadal jest otwarte, ale chcemy zachować pewną systematyczność w naszych wzmocnieniach, decyzje muszą być przemyślane.
Kibice chcieli utrzymać także Bozicia.
Nie byliśmy w stanie Tomislavowi zaproponować satysfakcjonującej go ilości minut. Duży wpływ na tę decyzję miały jego urazy z poprzedniego sezonu. Rozumiem kibiców, którzy obdarzyli go olbrzymią sympatią. Ja również będę mu kibicował. Muszę też przyznać, że mieliśmy w głowie też plan wymiany pokoleniowej w Miedzi. Właściciel także działa w sposób racjonalny i zadecydował, że nie będzie renegocjował z zawodnikiem kontraktu. Myślę, że po tych wszystkich urazach Tomislav nie wróci już do dyspozycji z poprzednich sezonów. Nie była to łatwa decyzja, bo to zawodnik, który odcisnął duże piętno na Miedzi, ale musiała zostać podjęta.
A Petteri Forsell? Rozumiem, że nie wpłynęła oferta, która satysfakcjonowałaby obie strony?
Tak, zawsze tak jest. Rozumiemy ambicje piłkarzy i rozważaliśmy każdą z napływających ofert. Podobnie w przypadku Augustyniaka, mimo ważnego kontraktu przyjęliśmy ofertę z Rosji. Nie wyobrażam sobie, by zablokować mu taką możliwość, zwłaszcza, że ta propozycja była atrakcyjna także dla nas.
Tuż po spadku pojawiła się informacja o deklaracji Augustyniaka w kwestii walki z Miedzią o powrót do ekstraklasy. Dziś tego piłkarza w Legnicy nie ma. Te słowa padły, czy nie?
Rafał złożył deklarację i to jasną. Miał kilka ofert z klubów ekstraklasy, ale w żadnym z nich nie chciał kontynuować swojej kariery. Zaznaczył jasno, że interesują go wyłącznie poważne kluby, które gwarantują mu dalszy rozwój. Jeżeliby jednak na biurku prezesa nie pojawiła się oferta z Urala, to Rafał byłby z nami, a nie w przeciętnym klubie polskiej ekstraklasy. To bardzo mądry i rozważny piłkarz, który systematycznie podejmuje kroki zgodnie z oceną własnych umiejętności. Kibicuję mu i wierzę, że prędzej czy później znajdzie się w kręgu zainteresowań selekcjonera reprezentacji Polski.
Najgorętszym tematem jest teraz obsada pozycji młodzieżowca. Macie odpowiednią jakość w tym aspekcie?
Młodzieżowcy muszą się dostosować do jakości zespołu, więc krok po kroku będziemy obserwować ich adaptację. Przyszedł do nas Maciej Śliwa, melodia przyszłości, obdarzony niezłymi umiejętnościami. Tak jak pozostali, musi pracować jeszcze nad szybkością podejmowania decyzji w seniorskiej piłce. Także u Janka Ostrowskiego widzę cechy, które pozwolą mu osiągnąć wysoki pułap. Sparingi pokazały, że idą w dobrym kierunku, ale wszystko ostatecznie zweryfikuje sezon ligowy. Ci zawodnicy też muszą nauczyć się brać na siebie odpowiedzialność, a nie chować się za plecami pozostałych dziesięciu. Moja przygoda w Wigrach pokazała, że nie boję się stawiać na młodzież, ale nigdy nie będę zwolennikiem stawiania na zawodników, którzy na to nie zasługują. Nowe przepisy mają wymusić promocję młodych polskich piłkarzy, ale rynek jest już przetrzebiony, zwłaszcza od poziomu 1 ligi. Na zachód wyjeżdżają już zawodnicy, którzy nie zdążyli nawet ustabilizować swojej pozycji w ekstraklasie. Takie jest prawo rynku.
W Legnicy nie ma odpowiedniej młodzieży?
Przygotowujemy ich, włączamy w treningi, ale nie mogę niestety powiedzieć, że ich poziom jest na tyle satysfakcjonujący, by myśleć o nich jak o realnych wzmocnieniach pierwszego składu. W pierwszych sparingach okresu przygotowawczego zweryfikowaliśmy ich umiejętności na poziom tylko i wyłącznie trzecioligowy, gdzie muszą się ograć w rezerwach. Bynajmniej nie wykluczam, że nie trafią do pierwszej drużyny, ale to nie może być nagroda sama w sobie. Biorąc do kadry zawodnika z rezerw, który na poziomie trzeciej ligi się nie wyróżniał robimy krzywdę nie tylko jemu, ale i sobie, obniżając jakość treningów.
Ciekawym ruchem było sprowadzenie Aboubacara Condé. On też jednak nie ma minut w seniorskim futbolu. To zawodnik na tu i teraz?
W tym momencie gotowy nie jest. Będziemy jednak pieczołowicie pracować nad tym zawodnikiem, jego zrozumieniem taktyki, ale i umiejętnościami. Mimo wszystko, Condé ma jeszcze bardzo duże problemy z ustawieniem na boisku i podejmowaniem szybkich decyzji. Na poziomie motoryki i przygotowania fizycznego bije na głowę swoich rówieśników. Pod tym względem jest gotowym produktem. Musimy na tyle mądrze w treningu stymulować jego umiejętności, by rozwinąć pozostałe aspekty. Skłamałbym jednak, gdybym powiedział, że już jest gotowy.
W pierwszych sparingach, delikatnie mówiąc, Miedź nie błysnęła. Teraz jest już bardziej przekonująca. Jesteście już gotowi na start ligi?
Musimy być gotowi. Każdy trener i każdy nowo zgrywający się zespół potrzebuje czasu. Przy tak dużej grupie zawodników ten proces o prostu musi chwile potrwać. Widać po nas z tygodnia na tydzień, że niwelujemy problemy w grze defensywnej, ale również ofensywnej, widać już pewną spójność. Jesteśmy już dużo dalej, niż podczas pierwszych sparingów. To nie jest jeszcze postęp na poziomie, który bym chciał, ale mój zespół powoli nabiera kolorytu.
W ekstraklasie pokazał Pan drużynę „romantyczną”, choć nie do końca przekonującą. Jaka będzie nowa Miedź, wciąż oparta na idealistycznych wzorcach, czy może jednak pragmatyczna?
Idealistyczny wzorzec to zespół, który ma swój styl i swoją jakość. Styl gry oparty nie tylko na tzw. „lagowaniu” i cechach wolicjonalnych, ale styl przemyślany bazujący na wyćwiczonych, automatycznych mechanizmach. Miedź w ekstraklasie taka właśnie była. Jestem przekonany, że gdyby na pozycji numer „jeden” czy na środku obrony była większa stabilizacja, utrzymalibyśmy się i to bez problemu. Jeszcze raz podkreślę, że mieliśmy trochę pecha, kiedy już złapaliśmy spójny sposób gry i nabraliśmy równowagi, posypał się cały środek pola. Chcemy proponować styl oparty na dużej kulturze gry, a nie na samej walce. Wierzę w taką koncepcję i jestem przekonany, że ma sens. Ja się nie zmienię. Piłki nożnej w Polsce też nie, choć mogę próbować. Patrząc na pozycję polskiej ekstraklasy wśród europejskich lig, chyba każdy się zgodzi, że jest to produkt pięknie opakowany medialnie, ale sportowo przeciętny.
Który z błędów popełnionych w poprzednim sezonie stanowi dla Pana najcenniejszą lekcję na nadchodzący?
Błędy były, nie uciekam od odpowiedzialności, bo to zawsze ja dobierałem zespół. Ogólnie w klubie siadaliśmy razem i rozmawialiśmy o sytuacji jeszcze będąc w ekstraklasie i także po samym spadku. Wcześniej wydawało się, że 40 punktów wystarczy, by w niej pozostać, a mimo to zabrakło nam jednego. Moimi największymi błędami był dobór bramkarza – tutaj muszę powiedzieć wprost, zawiedliśmy, nasi bramkarze nie spełniali wymogów ekstraklasowych, ale także linia obrony daleko odbiegała od tego poziomu. Nie zaadresowaliśmy tych kwestii tuż po awansie, zbyt pochopnie patrząc na to, że w 1 lidze Miedź straciła najmniej bramek. W ekstraklasie traciliśmy je już seryjnie.
Ciekawi mnie kazus Antona Kanibołockiego. Wydawałoby się, że na ekstraklasowe warunki to solidny bramkarz, a jednak liga go zweryfikowała. Zawiodło coś w jego głowie?
Ja to wytłumaczę w bardzo prosty sposób. W 1 lidze był z nami Łukasz Sapela, wygrał rywalizację i wywalczył awans, więc zdecydowaliśmy się go zostawić w klubie, trochę w formie nagrody. Szukaliśmy też przeciwwagi, więc padło na Antka Kanibołockiego. CV bogate, kluby imponujące, natomiast bardzo ważną kwestią okazało się to, że on po prostu mało grał w Szachtarze. Brakowało mu na tym etapie rytmu, automatyzmów. Powoli się adaptował, a to polegało na tym, że miał dobre okresy i beznadziejne okresy, momentami popełniał wręcz niewytłumaczalne błędy. Sosłan Dżanajew przyszedł do nas bardzo późno. Gdyby to był bramkarz, który był w klubie od początku, to byłby bezwzględną „jedynką”. Dopiero w ostatnim okresie mógł bronić, ale nie zapominajmy – przyszedł po kontuzji, nieprzygotowany, a my musieliśmy nad nim w błyskawicznym tempie pracować, bo widzieliśmy w nim spory potencjał. To nie było tak, jak się mówiło, że trener Nowak nie wystawia najlepszego bramkarza z niewiadomego powodu, tylko czekaliśmy na jasny sygnał od zawodnika. Kiedy powiedział wprost, że jest gotowy, wskoczył między słupki. Gdyby miał więcej czasu, może gdybyśmy się hipotetycznie utrzymali i on by tu pozostał, byłby oczywistym wyborem. Teraz mamy Łukasza Załuskę, który w Pogoni przez długi okres był numerem jeden. W tym momencie odpowiada naszej idei budowy tego zespołu, musimy mieć pewność w bramce, by nie powtórzyć błędów.
Wybrał już Pan kapitanów na nowy sezon?
Są dwie osoby, wybrane zarówno z racji długości stażu, jak i cech przywódczych. Kapitanem jest Grzegorz Bartczak, a wicekapitanem Łukasz Załuska. To im powierzam opaskę i wierzę, że będą mieli odpowiedni wpływ na szatnię.
Po trybunach na ostatnim sparingu było widać, że kibice stoją za wami murem, ale zapewne też wymagają. Śmiało zakładam, że żaden z nich nie wyobraża sobie nie wywalczyć awansu. Uda się spełnić te ambicje?
Mówię jasno – droga jest daleka. Już dwa lata temu mówiłem, że nie będzie łatwo. Wówczas wywalczyliśmy awans, oczywiście zasłużony, ale jednak nie w takim stylu, jak teraz Raków Częstochowa, z przytupem. To był proces, dlatego ja teraz wierzę właśnie w proces. Drużyny nie buduje się w kilka dni, żeby wcześnie móc składać deklaracje. Będziemy pracować, ale już teraz wierzę, że się uda. Bardzo ważna jest świadomość tych chłopaków, oni doskonale wiedzą ile pracy czeka przed nimi, wymagają od siebie jeszcze więcej.
Także na Pana barkach spoczywa duża odpowiedzialność. Pierwsi z brzegu – Załuska i Valerijs Sabala – mówili, że to właśnie Pana osoba przekonała ich do transferu.
Jest duża, ale ja się jej nigdy nie bałem. Taki mam zawód, nie ma w nim miejsca na strach. Cieszę się, że zawodnicy mi ufają, z kolei ja jako trener muszę mieć na nich wpływ, na ich formę, poziom sportowy. Jeśli ktokolwiek jest w słabszej formie, to ja muszę tę formę podnieść, bo za chwilę dany piłkarz będzie mi potrzebny. Wierzę w ciągłą i konsekwentną pracę analityczną. Mówimy o romantyzmie, on zawsze jest i pozwalam na odpowiednią swobodę w ataku, stwarzam jednak konkretne wymogi w kwestii ustawienia zespołu. Chodzi o dwa kluczowe pojęcia: Kultura i kontrola nad meczem.
Ruszyła ekstraklasa. Patrzy na nią Pan z utęsknieniem?
Tak, to jest mój cel jako trener, nie będę nikogo okłamywał. Dziś jednak jestem trenerem pierwszoligowym, który ma odbudować markę pod nazwą Miedź Legnica. Na tym się koncentruję, ale ekstraklasę oglądam, tym razem z dużo większym doświadczeniem. Mam szczerą nadzieję, że w przyszłym sezonie razem z Miedzią wrócimy do elity.
Zna Pan 1 ligę, poznał Pan Sabalę – jest Pan w stanie wytłumaczyć dlaczego na tym poziomie król strzelców ma jedynie 12 trafień?
To jedynie pokazuje ubogość 1 ligi w kwestii umiejętności napastników. Valerijs strzelił 12 bramek i ma zadatki na napastnika strzelającego regularnie. Ma 24 lata, miejsce do rozwoju, ale i dużo doświadczenia, może powinien mieć bramek więcej. Będę krytyczny, ta statystyka pokazuje jednak, że 1 liga jest uboga i umiejętności indywidualne zawodników powodują, że mamy taki obraz, a nie inny. W ekstraklasie też nie mogłem trafić na napastnika idealnego. Widziałem kilku takich zawodników, jak Igor Angulo, Airam Cabrera czy Carlitos – takich piłkarzy chcę mieć w zespole i takiego właśnie zawodnika widzę w postaci Sabali. Po spadku stało się jasne, że bez względu na koszty musimy pozyskać napastnika z prawdziwego zdarzenia.