menu

Dawid Kownacki: Arek Malarz mnie dusił, nie mogłem złapać oddechu

23 października 2016, 14:29 | Tomasz Biliński

Po wyrównującym golu dla Lecha Poznań w meczu z Legią Warszawa (2:1) doszło do awantury między obiema drużynami. Wszystko zaczęło się od tego, że Dawid Kownacki chciał zabrać piłkę na środek boiska. - Wierzyłem, że pójdziemy za ciosem - tłumaczył 19-letni napastnik Kolejorza.

Po emocjonującej i pełnej kontrowersji końcówce Legia Warszawa wygrała z Lechem Poznań 2:1.
fot. Szymon Starnawski /Polska Press
Po emocjonującej i pełnej kontrowersji końcówce Legia Warszawa wygrała z Lechem Poznań 2:1.
fot. Szymon Starnawski /Polska Press
Po emocjonującej i pełnej kontrowersji końcówce Legia Warszawa wygrała z Lechem Poznań 2:1.
fot. Szymon Starnawski /Polska Press
Po emocjonującej i pełnej kontrowersji końcówce Legia Warszawa wygrała z Lechem Poznań 2:1.
fot. Szymon Starnawski /Polska Press
1 / 4

Zakotłowało się między piłkarzami Lecha i Legii po wyrównującym golu Marcina Robaka. Wszystko zaczęło się od spięcia między Panem a bramkarzem Legii Arkadiuszem Malarzem. O co tam poszło?

Chcąc zabrać piłkę z bramki, najpierw popchnął mnie w siatkę Guilherme, o ile dobrze kojarzę. Gdy już jego ominąłem, to od tyłu chwycił mnie Arek Malarz. Zaczął mnie dusić, nie mogłem złapać oddechu. Przy tym jeszcze mnie wyzywał. Nic nie mogłem zrobić. Po chwili tylko zauważyłem, że koledzy biegną w naszą stronę. Wyniknęła z tego szamotanina. Jedynie mogę podziękować chłopakom, że szybko ruszyli mi z odsieczą. To pokazuje, jaką jesteśmy drużyną – jeden za wszystkich, wszyscy za jednego. Skoczyliśmy za sobą w ogień.

Nie ma Pan wrażenia, że to zabieranie piłki legionistom było niepotrzebne?

Absolutnie nie, dla nas w tym meczu liczyło się tylko zwycięstwo! Chciałem pobiec z piłką na środek boiska, żeby przeciwnik szybciej wznowił grę. Liczyłem, że pójdziemy za ciosem i uda nam się zdobyć komplet punktów.

W efekcie to Legia strzeliła gola, a patrząc na wasze miny, mocno was ta porażka dotknęła.

Straciliśmy bramkę, która nie powinna zostać uznana. Po czymś takim wszystkiego się odechciewa, nie chce się gadać. Przez cały mecz walczyliśmy, po stracie gola jeszcze bardziej podkręciliśmy tempo, by doprowadzić do wyrównania. Udało nam się w końcówce, wierzyłem, że możemy to jeszcze wygrać. Niestety, przeciwnik zdobył drugą bramkę. Ze spalonego. Jesteśmy źli. Z drugiej strony, taka jest piłka. Jeden błąd, nawet nie nasz, sprawił, że z Warszawy nie wywozimy choćby jednego punktu. Taka porażka boli.

W pierwszej połowie oba zespoły zagrały słabo. Po przerwie więcej było bramkowych sytuacji. Jedną z nich wykorzystał Nemanja Nikolić, a później to Lech przycisnął. Z Pana perspektywy jaki wynik byłby najbardziej sprawiedliwy?

Wydaje mi się, że remis nikogo by nie skrzywdził. Mecz był bardzo wyrównany. Po stracie bramki zwiększyliśmy siłę ofensywną. Zaczęliśmy grać dwójką napastników. Przyniosło to efekt, bo nie tylko mieliśmy więcej okazji do strzelenia gola, ale też wyrównaliśmy. No a potem... Nie chcę za bardzo o tym mówić, żeby nie powiedzieć czegoś za dużo. Nie wypada. Każdy, kto widział tę akcję w telewizji, wie, że Kasper Hamalainen był na spalonym. Wydaje mi się, że był on na tyle duży, że sędzia asystent powinien to zauważyć.

Powiedział Pan, że taka porażka boli, a we wtorek czeka was pierwsze ćwierćfinałowe starcie z Wisłą Kraków w Pucharze Polski.

Boli, ale... Z jednej strony jesteśmy podłamani tym, że nie zdobyliśmy punktów. Z drugiej – nasza gra nie była zła. Na pewno po takim meczu nie mamy się czego wstydzić, czy chodzić ze zwieszonymi głowami. Nawet nie możemy tego robić. Za chwilę czeka nas kolejna ważna potyczka, do której musimy odpowiednio się przygotować. Gramy o półfinał rozgrywek, w których naszym celem jest je wygrać.

Gracie u siebie, ale na trybunach nie będzie kibiców [to kara za niewłaściwe zachowanie fanów Lecha podczas ostatniego finału Pucharu Polski na Stadionie Narodowym – red.].

Bardzo szkoda. To tylko sprawia, że to spotkanie będzie dla nas jeszcze trudniejsze i tym bardziej szybko powinniśmy wyczyścić głowy i dobrze wykorzystać czas do meczu. Choć zdarzało nam się już grać przy pustych trybunach, więc nie będzie to dla nas nowość.

Pytał i notował w Warszawie Tomasz Biliński


Polecamy