Cracovia prowadziła i grała w przewadze, ale Sandecji nie pokonała
Lotto Ekstraklasa. Cracovia nie wykorzystała znakomitej okazji na odniesienie drugiego z rzędu zwycięstwa. Podopieczni Michała Probierza prowadzili w Niecieczy z Sandecją przez większość spotkania, a ostatni kwadrans grali z przewagą jednego zawodnika. W końcówce do bramki "Pasów" trafił jednak Filip Piszczek, ratując beniaminkowi cenny punkt.
fot. Fot. Adrian Maras
W obecnych rozgrywkach Derby Małopolski wydają się nieco powszednieć. Za nami już między innymi starcia Wisły z Bruk-Betem, czy Bruk-Betu z Cracovią, a w to deszczowe sobotnie popołudnie nadszedł czas na kolejne. Tym razem na stadionie w Niecieczy Sandecja zmierzyła się z zespołem Pasów. I choć to gospodarze wydawali się zdecydowanym faworytem tego meczu, podopieczni Michała Probierza przyjechali pod Tarnów niesieni zwycięstwem z Pogonią Szczecin. To pierwsza wygrana Cracovii od dłuższego czasu, a przed starciem z beniaminkiem nie brakowało pozytywów. Do pełni zdrowia i formy powracał bowiem Adam Wilk – golkiper, z którym w składzie drużyna z Krakowa przegrywać nie zwykła. Gorsze czasy dla podopiecznych Pasów nadeszły dopiero po tym jak młody bramkarz doznał ciężkiego urazu.
W sobotę był jednak już gotów stanąć do walki z przyzwoicie radzącym sobie w tym sezonie beniaminkiem. Tydzień wcześniej zawodnicy Radosława Mroczkowskiego nieco pechowo zremisowali z Piastem Gliwice tracąc gola w doliczonym czasie gry. Tym razem podobnych błędów popełniać nie zamierzali. W tym celu szkoleniowiec Sandecji od pierwszej minuty zdecydował się postawić na Michała Gałeckiego. Dla młodego zawodnika był to debiut w rozgrywkach Lotto Ekstraklasy. Oprócz niego w przeciwieństwie do meczu z Piastem w wyjściowej jedenastce znaleźli się także Bartłomiej Kasprzak czy Tomasz Brzyski. Dla ostatniego z nich to spotkanie jawiło się szczególnym. Przed przyjściem do Sandecji doświadczony defensor reprezentował barwy właśnie Cracovii.
Po raz pierwszy japoński arbiter Yosuke Araki zagwizdał równo o 15.30. Rozpoczęło się bardzo dynamicznie. Ani jedni ani drudzy nie czekali na ruch przeciwnika, a od razu rzucili się do ataku. Długo nie trzeba było czekać na pierwsze bramkowe sytuacje, ani także na otwierającego to spotkanie gola. Już w 9. minucie na listę strzelców wpisał się bowiem Michał Helik. 22-latek najlepiej odnalazł się po dośrodkowaniu z rzutu wolnego autorstwa Szymona Drewniaka, wykorzystał swój wzrost wygrywając powietrzny pojedynek, by głową pokonać Michała Gliwę.
Więcej bramek do przerwy już nie padło, lecz zgromadzeni w liczbie ponad trzech tysięcy na trybunach kibice nie mogli się nudzić. W Niecieczy można było oglądać naprawdę szybkie spotkanie. Futbolówka pędziła to z pod jednego pola karnego na drugie, a stojący między słupkami Adam Wilk i Michał Gliwa nie mogli się nudzić.
Defensorom Cracovii we znaki wdawał się szczególnie Aleksandar Kolev. Najlepszy strzelec nowosądeczan w aktualnym sezonie miał kilka optymalnych sytuacji, lecz nieco brakowało mu szczęścia. Bramkarz Pasów solidnie wykonywał swoją pracę, a czasem strzały Bułgara okazywały się minimalnie niecelnie. Do przerwy Sandecja oddała aż dziewięć strzałów. Żadnego z nich nie udało się jednak wykorzystać. Przed stratą kolejnych goli gospodarzy ratował natomiast Michał Gliwa. Bramkarz Sandecji wciąż utrzymuje bardzo wysoką formę. Pomyłki jego partnerów z defensywy sprawiały, że goście bez większych problemów dochodzili do bramkowych sytuacji. Kreowali natarcia praktycznie całym zespołem, swoje strzeleckie próby oprócz tych odpowiedzialnych za ataki zawodników, mieli także Michał Helik czy Piotr Malarczyk. Do przerwy w tym meczu było praktycznie wszystko… Oprócz goli Sandecji.
Tak jak w pierwszej połowie, tak i w drugiej dłużej przy piłce utrzymywali się gospodarze. Dominowali w środku pola, lecz długo nie przekładało się to na kolejne optymalne bramkowe sytuacje. W ich grze widać było głód goli oraz ogromną motywację, by jeszcze odmienić losy tego spotkania. Fakt faktem porażka z Cracovią byłaby w obecnej sytuacji dla Sandecji nieco wstydliwa. Podopieczni Radosława Mroczkowskiego nie mogli sobie na nią pozwolić. W tym celu do walki ruszyli między innymi Adrian Danek czy Lukas Kubań, którzy od razu wzięli się do roboty. Planu gospodarzy nie zniweczyła nawet druga obejrzana przez występującego z opaską kapitańską Grzegorza Barana żółta kartka. Wręcz przeciwnie – walcząc w dziesięciu gospodarze jeszcze chętniej zapuszczali się na połowę przeciwnika, czego efektem okazała się bramka Filipa Piszczka. Napastnik wykorzystał podanie od Adriana Danka, by w drugim z kolei ekstraklasowym starciu zdobyć trafienie.
Tym razem okazało się ono na wagę jednego punktu. Pasy nie wykorzystały przewagi jednego zawodnika, z która grali przez ostatni kwadrans, nie zdołali także zdobyć już kolejnej bramki. Nie brakowało im sytuacji, jednak ani Krzysztof Piątek, ani aktywny w ataku Michał Helik nie zdołali już wpakować piłki do siatki. Po dziewięćdziesięciu minutach mogli opuszczać boisko rozczarowani. Jeden punkt sprawia, że pod koniec 13. kolejki ponownie mogą znaleźć się w strefie spadkowej. A czas ucieka…
Piłkarz meczu: Filip Piszczek
Atrakcyjność meczu: 6/10
Pod Ostrzałem GOL24
WIĘCEJ odcinków Pod Ostrzałem GOL24;nf
[reklama]
Bilety na mecz Polska - Urugwaj i Polska - Meksyk. Jak i gdzie kupić?