menu

Co zobaczyliśmy podczas meczu Legia - Lech: Czołg Nielsen i nieuk Borysiuk

15 kwietnia 2016, 23:00 | Tomasz Biliński

W pierwszej kolejce fazy finałowej Legia Warszawa wygrała przy Łazienkowskiej z Lechem Poznań 1:0. Jedynego gola strzelił Aleksandar Prijović, który wcześniej i później irytował nieskutecznością. Choć to i tak lepiej niż jego vis-a-vis Nicki Bille Nielsen, który imponował jedynie tym, że nie było twardszego od niego piłkarza. Czego jeszcze dowiedzieliśmy się podczas hitu Ekstraklasy?


fot. Bartek Syta/Polska Press

Że Lech jest silniejszy, ale nie lepszy od Legii
Trener Jan Urban z zadowoleniem przed piątkowym meczem opowiadał, że teraz jego zespół jest silniejszy, niż miesiąc temu. Wtedy, jak mówił, jego drużyna była zdziesiątkowana przez kontuzje i i nie w pełni sił przez infekcje. Legioniści wygrali w Poznaniu 2:0. W porównaniu do tamtego spotkania w "Kolejorzu" zaszły dwie zmiany. W obronie zamiast Macieja Wilusza zagrał Marcin Kamiński, a w pomocy Kamila Jóźwiaka zastąpił Karol Linetty. Ponadto na boisko w drugiej połowie wszedł kontuzjowany przez wiele tygodni Szymon Pawłowski. Różnicę było widać. Tyle tylko, że lepsze zdrowie nie oznacza, że jest się lepszym od rywala...

Że ani Ondrej Duda, ani Karol Linetty nie potrafili przesądzić o losach meczu
Piłkarz Legii w pierwszej połowie wygląda całkiem nieźle. Był bardziej aktywny, więcej biegał, próbował oszukać defensywę rywali. Jednak wychodziło mu to w kratkę i nic dziwnego, że trener Stanisław Czerczesow zdjął go już w 49. min. Linetty na spełnienie oczekiwań miał cały mecz. Po dość niemrawej pierwszej połowie lepiej zaprezentował się na początku drugiej, ale później jakby opadł z sił.

Że Legia bez Tomasza Jodłowca jednak ma problem
30-letni pomocnik ma kontuzję ścięgna Achillesa. Na razie nie wiadomo, kiedy wróci do gry. Trener Legii przed meczem przekonywał, że to żaden problem, bo w składzie ma wielu piłkarzy, którzy z powodzeniem potrafią go zastąpić. Nie do końca okazało się to prawdą. W środku pola Czerczesow wystawił Michała Pazdana i Ariela Borysiuka. O ile obaj w defensywie spisali się na podobnym poziomie, co zwykle gra Jodłowiec, o tyle w ofensywie nie potrafili podać niespodziewanie i idealnie, przecinając linię obrony Lecha.

Że Aleksandar Prijović i Nemanja Nikolić stracili skuteczność
Po dobrych pierwszych meczach w tym roku, w których Prijović strzelił trzy gole i miał dwie asysty wydawało się, że z Nikoliciem stworzy zabójczy duet. W ostatnich trzech ligowych spotkaniach nieco przygasł. Przeciwko Lechowi miał okazję się przełamać i to zrobił, ale dopiero za czwartym razem. Wcześniej miał bowiem trzy 100 proc. sytuacje, w których powinien strzelić gola, a koncertowo je zmarnował. Natomiast Jasmina Buricia pokonał w najtrudniejszej. Swój dorobek mógł jeszcze powiększyć w końcówce, ale znów się zaplątał. Podobnie zresztą jak Nikolić, który w trzecim meczu z rzędu nie zdobył bramki.

Że Ariel Borysiuk niczego się nie uczy
Borysiuk od zawsze znany był z ostrej gry i łapania kartek za brutalne wślizgi. Kilka lat spędzone poza Łazienkowskiej nie zmieniło jego stylu. Mało tego, z Lechią opuścił boisko za czerwoną kartkę. Choć należy dodać, że była ona za faul taktyczny. W każdym razie, gdyby Daniel Stefański wysłał go do szatni szybciej od innych, to trudno byłoby mieć do niego pretensje. Ponownie ładował się w rywali jak czołg. Za jeden z takich wejść otrzymał żółtą kartkę.

Że Abdul Tetteh wciąż śpi w salonie
Po ostatnim meczu w Poznaniu napisaliśmy, że Łukasz Trałka i Tetteh mieli w sobie tyle agresji, jakby ich partnerki wygoniły ich spać na kanapie. Grali po prostu po chamsku. O ile ciśnienie z kapitana Lecha zeszło, o tyle Ghańczyka ponownie bardziej interesowało nadepnięci rywala niż odebranie mu piłki.

Że masa lepsza od rzeźby
Ciekawie wyglądały pojedynki Jakuba Rzeźniczaka z Nickim Bille Nielsenem. Pierwszy mógłby śmiało stanąć między Cristiano Ronaldo a Robertem Lewandowskim, drugi ograniczyć fast-foody i piwo. W pojedynkach górą był jednak napastnik Lecha. W większości przypadków Rzeźniczak odbijał się od niego jak od ściany.


Polecamy