Bzdurne tłumaczenia Jodłowca. Zabrakło odwagi [KOMENTARZ]
Tomasz Jodłowiec ewidentnie zawalił bramkę w wygranym 4:1 meczu ćwierćfinału Pucharu Polski z Olimpią Grudziądz. Po spotkaniu nie chciał jednak wziąć odpowiedzialności za swój błąd i zwalił winę na sędziego.
Jodłowiec obwinia sędziego za utratę bramki: Popełnił błąd
Sytuacja miała miejsce w 35. minucie spotkania. Jodłowiec przejął w okolicach środka boiska zgraną przez rywala głową futbolówkę i próbował wprowadzić ją do gry, wbiegając między dwójkę piłkarzy Olimpii. Jeden z nich ostrzej zaatakował środkowego obrońcę Legii, przez co stracił on równowagę i kontrolę nad piłką, którą przejął Marcin Smoliński i szybko uruchomił prostopadłym podaniem Piotra Ruszkula, a ten ze stoickim spokojem wykorzystał sytuację sam na sam z Wojciechem Skabą.
Wina Tomka Jodłowca w tej sytuacji była EWIDENTNA, jednak stoper Legii zamiast wziąć to "na klatę" i przyznać się do błędu wolał zrzucić odpowiedzialność na sędziego. - No właśnie, myślę, że bardziej błąd popełnił sędzia, bo dostałem mocno w biodro od tyłu, gdzie w ogóle rywal nie był zainteresowany piłką - powiedział po spotkaniu "Jodła".
Zawodnik Olimpii rzeczywiście zaatakował Jodłowca. Pressingiem, do którego ruszył w ciemno, gdy futbolówka zmierzała dopiero w kierunku stopera Legii. I NIE FAULOWAŁ. Czy były piłkarz Śląska naprawdę myślał, że nikt mu w tym wyprowadzaniu piłki nie będzie przeszkadzał? Że napastnik ot tak pozwoli mu rozpocząć akcję ofensywną?
- Było widać, tak? Zaatakował mnie od tyłu i nie był zainteresowany piłką. Chciałem się jeszcze utrzymać na nogach, ale nie mogłem. (...) Miałem na pewno przewagę nad przeciwnikiem, ale zostałem zaatakowany od tyłu - mówi dalej Jodłowiec.
Obejrzałem powtórkę tej sytuacji przynajmniej 20 razy i po pierwsze: rywal zaatakował z boku, a po drugie: nie ma mowy o faulu. A że krzywdę zrobił i biodro jest zbite? Trudno, zdarza się. Sytuacja była stykowa, to nie szachy. Napastnik zaatakował rywala ciałem próbując przepchnąć go w walce o piłkę i to mu się udało.
Poza tym ciekawe jest to, że nikt poza samym Jodłowcem (dopiero po meczu, bo na murawie w ogóle nie protestował, co widać na powtórkach) nie dostrzegł w tej sytuacji faulu. NIKT! Żaden z legijnych portali słowem w pomeczowych relacjach nie wspomina o jakimkolwiek faulu. Nawet oficjalna strona klubowa.
Na koniec radzimy Tomkowi pogadać w szatni z Arturem Jędrzejczykiem, który po sprezentowaniu gola jesienią Piastowi Gliwice stanął przed dziennikarzami z miną zbitego psa i powiedział tak: - Szkoda, że tak się stało. Żałuję tego. Człowiek uczy się na błędach i mam nadzieję, że ja już więcej takiego nie popełnię, bo to było skandaliczne.
"Jędzy" wystarczyło odwagi, żeby po wygranym meczu po prostu przyznać się do błędu. Szkoda, że "Jodle" tego zabrakło.
LEGIA WARSZAWA - serwis specjalny Ekstraklasa.net