Brożek: Przez dwa dni nie było mnie w składzie. Może to taka zagrywka trenera Smudy?
Po dobrym spotkaniu w wykonaniu Wisły Kraków i zwycięstwie nad Lechem, radości z trzech punktów i ze strzelonego gola nie krył Paweł Brożek. Jednak obok pozytywów, zauważał również rzeczy, które należałoby jeszcze poprawić w grze drużyny. - W niektórych momentach w głupi sposób gubiliśmy piłkę, a takie straty nie powinny nam się zdarzać - stwierdził napastnik "Białej Gwiazdy".
Zaczynasz strzelanie przy Reymonta od rzutu karnego.
Przede wszystkim, cieszę się z gola, nie ważne w jakiej sytuacji strzelonego. Do rzutu karnego byliśmy wyznaczeni z Łukaszem Gargułą i Michałem Chrapkiem. Mieliśmy podjąć decyzję na boisku i cieszę się, że to ja podszedłem do tego „karnego”. Czekałem na ruch bramkarza, on go wykonał i ja uderzyłem w drugą stronę.
„Mały” chciał ci chyba jeszcze zabrać piłkę.
„Mały” to zawsze chce zabrać piłkę, ale cieszę się, że ma chęci i bierze odpowiedzialność na siebie.
Gdyby koledzy podawali ci częściej w różnych sytuacjach, to może udałoby się ustrzelić hattricka w tym meczu.
Mieliśmy wiele okazji, gdzie powinniśmy lepiej to rozegrać, szczególnie pod bramką przeciwnika. Dochodziliśmy do tych sytuacji w ich polu karnym. Niestety, w tych ostatnich momentach brakowało zimnej krwi.
Wasza forma rośnie, wygraliście z jedną z lepszych drużyn, niezależnie od jej kłopotów.
Rzeczywiście forma zwyżkuje i to chyba było widać. Przynajmniej 45 minut graliśmy naprawdę fajnie, wysoko pressingiem, nie pozwoliliśmy Lechowi właściwie na nic. Za wyjątkiem jednego strzału Teodorczyka, to Lech nie stworzył zagrożenia pod naszą bramką. Natomiast my graliśmy nieźle, choć w niektórych momentach w głupi sposób gubiliśmy piłkę, a takie straty nie powinny nam się zdarzać.
Kibice mogli się obawiać końcówki takiej, jak z Jagiellonią, gdy to goście przeprowadzali zmasowany atak na waszą bramkę. Jednak tym razem to wy utrzymywaliście się przy piłce i na połowie rywala.
Tak powinna grać drużyna, która prowadzi 2:0, i która dominuje przez całe spotkanie. Cieszę się z tego, bo wyciągnęliśmy wnioski z tamtego meczu. Gdybyśmy tak zagrali z Jagiellonią, to pewnie 3 punkty byłyby wówczas nasze.
Na meczu z Lechem mogliście liczyć na niezłą frekwencje i głośny doping.
Doping był bardzo dobry. Kibice świetnie się spisali, cieszymy się i oby ta frekwencja na kolejnych meczach była jeszcze wyższa.
Przed wami wyjazd do Szczecina i mecz z Pogonią, która też spisuje się w tym sezonie lepiej niż w poprzednim.
Dobrze, że jedziemy dwa dni przed meczem do Szczecina, bo zawsze taka długa podróż może wpłynąć na formę. Jedziemy do przeciwnika, który wygrał mecz, i który gra nieźle. Czeka nas tam ciężkie zadanie.
Przed meczem, patrząc na ustawienie na treningach, można było mieć wątpliwości czy wyjdziesz w podstawowym składzie. Może trener chciał cię w ten sposób zmotywować.
Szczerze mówiąc, nie było mnie w składzie przez ostatnie dwa dni. Mam 30 lat i nie trzeba mnie motywować, bo na tyle jestem doświadczony, że sam potrafię się zmotywować w pewnych momentach. Nie wiem, może to była taka zagrywka trenera? Ciężko powiedzieć, trzeba o to pytać trenera Smudę.
Gdy będziecie dalej tak nieźle grać i punktować, to można mówić o tym, że Wisła powalczy o najwyższe cele?
Kto wie? Jest jeszcze trochę czasu. Ta drużyna wciąż potrzebuje 2-3 dobrych piłkarzy i wtedy będzie można mówić, że Wisła może walczyć o najwyższe cele.
Przed sezonem wielu spisywało Wisłę na straty. Legię właściwie już koronowano. Tymczasem teraz macie tyle samo punktów.
To tym bardziej powinno zmotywować nas do cięższej pracy oraz działaczy do wysiłku, który pomoże tej drużynie osiągać jeszcze lepsze wyniki i walczyć o czołówkę.