Cudowna przemiana, czyli dlaczego Zawisza nie traci bramek?
Kibice w całej Polsce przecierają oczy ze zdumienia patrząc na grę i wyniki bydgoskiego Zawiszy, który właśnie pokonał na wyjeździe Wisłę Kraków. Zgoda, piłkarze trenowani wtedy jeszcze przez Franciszka Smudy są dalecy od optymalnej formy, jednak nie zmniejsza to radości kibiców z pierwszego w tym sezonie wyjazdowego zwycięstwa. Dość powiedzieć, że w czterech kolejkach zdobyli 8 punktów, czyli zaledwie oczko mniej niż w dziewiętnastu spotkaniach przed przerwą zimową. W Bydgoszczy nastąpiło gruntowne przewietrzenie szatni, ale poza kompletnymi niewypałami odeszli także naprawdę dobrzy zawodnicy. Trener został zmieniony już dawno, ale jesienią nie przyniosło to efektów. Co więc takiego stało się, że dostarczyciel punktów zmienił się w zespół, który może jeszcze uratować utrzymanie?
fot. Andrzej Banaś / Gazeta Krakowska
1. Defensywny pomocnik
Przypadek Zawiszy najlepiej obrazuje jak ważna jest to pozycja. Wobec kontuzji Herolda Goulona, sezon rozpoczął na tej pozycji reprezentant Gwadelupy, David Fleurival. Zawodnik ze sporym doświadczeniem głównie z drugiej ligi francuskiej miał wnieść do drużyny pewność i doświadczenie. Od początku fatalnie wyglądał pod względem fizycznym, mało biegał, przez co praktycznie nie notował odbiorów. Efekt? 5 porażek z rzędu, 14 straconych bramek i więcej już go w „Zecie” nie oglądaliśmy. Z konieczności zatem w środku pola Kamilowi Drygasowi towarzyszył Jakub Wójcicki i już w pierwszej minucie meczu z Wisłą Kraków pokazał, że nie jest to najlepszy pomysł, strzelając samobója. Obecny kapitan bydgoszczan starał się i walczył w każdym meczu, jednak to po prostu nie była jego pozycja. Dopiero w 11. kolejce do gry wrócił Herold Goulon, jednak do końca nie odnalazł swojej formy z zeszłego sezonu, więc Zawisza przez całą jesień fatalnie prezentował się w środku pola. Francuzowi już podziękowano za grę, a na jego miejsce sprowadzono kapitana FK Mińsk, Iwana Majewskiego. Póki co, jest to strzał w dziesiątkę. Białorusin wprowadził dużo spokoju w poczynania bydgoszczan, zalicza mnóstwo przechwytów, asekuruje skrzydła i wygrywa sporo pojedynków powietrznych. Technicznie wyraźnie odstaje od Goulona, ale haruje w defensywie, odciążając kolegów, więc z przodu zostawia im pole do popisu. Różnicę widać gołym okiem, zobaczymy, czy uda mu się utrzymać formę w dalszej części sezonu.
2. Powrót kluczowych zawodników do formy z zeszłego sezonu
Największe wahania widać u Andre Micaela. Portugalski stoper w swoim pierwszym sezonie w Zawiszy był jak skała i uchodził za jednego z najlepszych obrońców ligi. Dlatego też kibice Zawiszy przecierali oczy ze zdumienia, widząc co wyczynia ich ulubieniec i to wcale nie w starciach z potentatami. W przegranym 2:5 meczu z Górnikiem Łęczna został nawet zmieniony tuż po przerwie. Cudowna odmiana nastąpiła w nowym roku, po zimowej przerwie Portugalczyk znowu jest filarem defensywy, która obecnie jest najlepsza w ekstraklasie. Podobnie rzecz się ma z Sebastianem Ziajką, który w zeszłym sezonie razem z Igorem Lewczukiem tworzyli naprawdę solidny duet bocznych obrońców, który ponadto napędzał ofensywne akcje. Jesienią poziomem dostosował się do reszty drużyny. Mecz z Łęczną zaczął co prawda na ławce, ale wobec kiepskiej postawy Cristiana Pulhaca wrócił do składu i jak na razie nie zapowiada się, aby chciał komuś swoje miejsce oddać. Znowu nęka rywali rajdami lewą stroną, o czym najdobitniej przekonał się Tomasz Podgórski, któremu Ziajka uciekł, po czym zaliczył asystę przy pięknym woleju Miki. Cudownie przebudzili się także Alvarinho i właśnie Mica. Ten pierwszy jesienią prezentował bardzo nierówną formę, dobre spotkania przeplatał zupełnie nijakimi. Głównie był zmiennikiem, jednak rzadko kiedy jego wejście coś wnosiło. Mica natomiast miał być zastępcą Michała Masłowskiego, jednak podobnie jak on doznał kontuzji, przez co wejście w sezon stało się dla niego dużo trudniejsze. Nie dostawał wielu szans od Mariusza Rumaka, a jak już grał to też niczego spektakularnego nie pokazywał. Co innego teraz, po dwóch meczach poza wyjściowym składem, trener w poszukiwaniu bramek i asyst zdecydował się wstawić Portugalczyka do składu. Nie zawiódł się, Mica najpierw strzelił przepiękną bramkę z woleja w meczu z Piastem, a potem zaliczył asystę jak na rozgrywającego przystało, która dała cenne 3 punkty w meczu z Wisłą.
3. Nareszcie ktoś broni bramki, a nie tylko w niej stoi
Grzegorz Sandomierski nareszcie odnalazł w pamięci czasy, gdy był najlepszym bramkarzem ligi, powoływanym do reprezentacji Polski. Jesienią prawie każdy celny strzał rywali równał się bramce. Sandomierski może nie popełniał jakichś katastrofalnych błędów, ale zwyczajnie nic nie bronił. Równie dobrze mogłem ja stanąć w bramce, efekt byłby podobny. W kadrze mnie nie ma, więc miejsce w bramce zajął Andrzej Witan i dwoma błędami zakończył marzenia o obronie Pucharu Polski. Trener Rumak po tym meczu, zapytany o problemy z bramkarzami przyznał: „Cóż mogę powiedzieć, mamy problem z tą pozycją, tyle". Sandomierski wrócił na końcówkę rundy, zanotował dobry mecz z Koroną, ale też fatalny z Podbeskidziem. Od lutego to niby ten sam człowiek, ale gra zupełnie inna. Pewne wyjścia, niezła gra nogami, dobra komunikacja z defensywą. Kilka świetnych interwencji, ratujących kolegów. Jesienią Badia z pewnością by strzelił bramkę wyrównującą już minutę po bramce Predescu w meczu z Piastem i mogłoby być różnie. A tak, obrona, bramka Miki i pierwsze od czterech miesięcy zwycięstwo. Przeciąga się rehabilitacja bohatera finału Pucharu Polski, Wojciecha Kaczmarka, ale bydgoscy fani chyba już przestali tak nerwowo wyczekiwać informacji o jego zdrowiu. Bramka jest naprawdę dobrze chroniona.
4. Los także sprzyja
Jak się przegrało trzy, czy cztery mecze z rzędu, to potem już po prostu nic nie idzie. Nie ma wiary, to nie ma też szczęścia. Na początku sezonu Zawisza nie grał wcale tak fatalnie, ale brakowało zdecydowania pod bramką, zimnej krwi, czy też farta. Teraz to rywale ostrzeliwują poprzeczki, z metra trafiają w przeciwnika, a niebiesko-czarnym wychodzą najtrudniejsze zagrania (patrz gol Miki). W swoje szczęście trzeba przede wszystkim uwierzyć i chyba wreszcie Mariusz Rumak zdołał wyperswadować swym graczom, że choć stoją nad przepaścią, to nie jest to sytuacja bez wyjścia.
5. Lider z Chorwacji
W przeciwieństwie do Pulhaca, Luka Marić błyskawicznie wkomponował się w zespół, z miejsca stając się przywódcą szyków obronnych. Samuel Araujo w porównaniu z nim wyglądał mniej więcej tak jak Asier Illaramendi zastępujący Lukę Modricia. Chorwat imponuje szybkością, ale przede wszystkim zaangażowaniem i poświęceniem. Nie ma dla niego straconej piłki, rzuca się szczupakiem pod nogi rywali i generalnie nie odpuszcza ani na chwilę. Nie bez przypadku występował już w Lidze Europejskiej, obecnie jest jednym z najlepszym stoperów ekstraklasy.
Pośród europejskich lig lepszych od T-Mobile Ekstraklasy (jest ich 18!) tylko Monaco i Lyon rozpoczęły nowy rok czterema meczami bez straty bramki. W przypadku obu tych zespołów na czterech się zakończyło. Zawisza pobił już rekord tego sezonu ekstraklasy w ilości minut z czystym kontem, ale Grzegorz Sandomierski za najlepszych czasów w Jagiellonii wyśrubował swój rekord do ponad 500 minut. Prawdziwa próba dla niebiesko-czarnej defensywy już w sobotę. Do Bydgoszczy przyjeżdża Lech, który jesienią zapakował podopiecznym swego byłego trenera aż sześć bramek. Gorzej niż wtedy zagrać się nie da, więc wszystko jest możliwe.
Obserwuj autora na Twitterze: @WojtekAdamczak