Bezbramkowy remis w Kielcach. Korona atakowała, ale Ruch się wybronił
W inauguracyjnym meczu 28. kolejki T-Mobile Ekstraklasy Korona Kielce zremisowała bezbramkowo z Ruchem Chorzów. Oba zespoły w całym spotkaniu oddały tylko pięć celnych strzałów.
W pierwszej połowie lepiej prezentowali się gospodarze. Jednak kielczanie mieli tylko optyczną przewagę, która nie przełożyła się na sytuacje podbramkowe. Owszem, podopieczni trenera Tarasiewicza oddali więcej strzałów, częściej przebywali pod polem karnym przeciwnika i dłużej utrzymywali się przy piłce, ale Putnocky tylko dwa razy musiał interweniować po strzałach rywali. Chorzowianie ustawili się na grę z kontry, jednak niedokładne podania uniemożliwiały rozpoczęcie akcji zaczepnej. Wobec gra wyglądała podobnie do zabawy niemowlaka młotkiem, który wie, że młotkiem trzeba uderzać, ale jak, w co i dlaczego, to już nie jego sprawa.
W drugiej połowie zrobiło się nieco ciekawiej. Kilka minut po wznowieniu gry Grzegorz Kuświk popisał się kapitalnym podaniem do Starzyńskeigo i pomocnik Ruchu pomylił się o kilkadziesiąt centymetrów, oddając strzał na bramkę Cerniauskasa. Właśnie takie kontry miał wyprowadzać Ruch w pierwszej połowie. Czy to oznaczało, że w drugiej będą im wychodzić lepiej? Nic z tych rzeczy. To była pierwsza i ostatnia udana akcja chorzowian w tym spotkaniu.
Dalej było już tak jak w pierwszej odsłonie spotkania. Trzeba jednak przyznać, że niektórzy piłkarze Korony naprawdę starali się grać w piłkę i niekiedy wychodziło im to całkiem nieźle. Kibicom mogła się podobać gra Kapo czy Golańskiego. Ten ostatni był nawet bliski strzelenia bramki, ale w 68. minucie przegrał pojedynek oko w oko z Putnockym.
Serca kibiców gospodarzy zabiły mocniej w końcówce, ale nie stało się tak za sprawą jakiejś znakomitej akcji, lecz z powodu kontuzji, jakiej doznał Paweł Golański. Jeden z wyróżniających się aktorów tego widowiska musiał opuścić boisko i kto wie, czy nie jest to jakiś poważniejszy uraz. A gdyby nie było na boisku Golańskiego, to mecz byłby zapewne jeszcze nudniejszy, co nie jest łatwe nawet w polskiej Ekstraklasie.