menu

Bezbarwny mecz w San Sebastian. Real Sociedad remisuje z Manchesterem United (ZDJĘCIA)

5 listopada 2013, 22:39 | Michał Suliga

O tym meczu bardowie nie będą śpiewali pieśni, a kibice nie zapamiętają go na długie lata. Manchester United zabił go swoim wyrachowaniem. Gospodarze nie potrafili sforsować szczelnej defensywy rywala z Anglii i wciąż pozostają bez zwycięstwa w fazie grupowej Ligi Mistrzów.

Sporych przetasowań dokonał David Moyes przed pojedynkiem z Realem Sociedad. W wyjściowym składzie Czerwonych Diabłów pojawiło się aż sześciu nowych zawodników w porównaniu do ostatniej ligowej potyczki z Fulham. Duża rotacja była odważnym posunięciem, zwłaszcza gdy zwrócimy uwagę na fatalny bilans Manchesteru United na gorącej hiszpańskiej ziemi. W dwudziestu jeden pojedynkach w ramach europejskich pucharów wygrali tam zaledwie dwukrotnie.

Gra rezydentów Old Trafford w pierwszej połowie była bardzo przewidywalna. Brak Januzaja czy van Persiego znacznie osłabił możliwości kreacji w przedniej formacji. Piłkarze z San Sebastian nie mieli problemów z kasowaniem schematycznych ataków, które kończyły się przeważnie wysokimi centrami z bocznych sektorów boiska. Przy pozycyjnym rozgrywaniu piłki podopiecznym Davida Moyesa brakowało cierpliwego zdobywania przestrzeni. To był futbol w starym angielskim wydaniu „Kick and run”.

Pomysł Jagoby Arrasate na sforsowanie defensywy United opierał się głównie na kontratakach, w których prym mieli wieść błyskotliwi skrzydłowi – Griezmann i Vela. Znajdujący się w morderczej formie francuski skrzydłowy był bardzo pieczołowicie pilnowany, a były piłkarz Arsenalu nie potrafił w praktyce wykorzystać sporej ilości informacji o defensorach Czerwonych Diabłów. Jego jedyną szarżę w pierwszej części meczu w doskonałym stylu zatrzymał Vidić.

Intensywny początek drugiej części meczu stał w opozycji do toczonej w ślimaczym tempie pierwszej połowy. Nieco odważniejsza postawa Biało – niebieskich spowodowała duży ruch pod bramką de Gei, ale też przyczyniła się do zaburzeń równowagi w tylnych formacjach. Pierwszy szturm ambitnych Basków nie przyniósł żadnej wymiernej korzyści. Wkrótce ich brak koncentracji powinien zostać ukarany. Fatalne pudło zaliczył Javier Hernandez, który nie potrafił z pięciu metrów skierować piłki do siatki po dokładnym dograniu Kagawy.

Po chwili na boisku pojawił się piłkarz, który zdeklasował Chicharito w konkursie na najbardziej roztargnionego strzelca wieczoru. Robin van Persie tuż po wejściu skopiował wyczyn Meksykanina i ostemplował słupek, mając przed sobą jedynie pustą bramkę. Okazja do rehabilitacji przyszła w 71 minucie. Ashley Young bezczelnie wykorzystał drobny kontakt z przeciwnikiem i padł jak rażony piorunem w polu karnym. Sędzia dał się nabrać i wskazał na jedenasty metr. Oliwa okazała się bardzo sprawiedliwa, bo holenderski snajper znów sprawdził jakość obramowania bramki. Piłka po odbiciu od słupka szczęśliwie trafiła w rękę golkipera gospodarzy i wyszła w pole.

Piłkarze z Estadio Anoeta uwierzyli w swoją szczęśliwą gwiazdę i podjęli kolejną próbę sforsowania defensywy Czerwonych Diabłów. Ich ataki były jednak bardzo niespójne i zbyt często szukali bezpośrednich rozwiązań. Najgroźniejszą sytuację stworzyli po stałym fragmencie, ale ekwilibrystyczna główka Veli poszybowała minimalnie obok bramki. Manchester United bardzo dobrze spisywał się w grze obronnej i nie pozwolił gospodarzom na szersze rozwinięcie skrzydeł.

Końcówka spotkania była fragmentem, który z pewnością ominęlibyśmy przy powtórnym oglądaniu. Bezmyślne zachowanie dobrze grającego Fellainiego poskutkowało drugą żółtą kartką, ale nie spowodowało nagłego przypływu wiary u piłkarzy z San Sebastian. Spotkanie zakończyło się remisem, który przybliża Czerwone Diabły do zwycięstwa w grupie A.


Polecamy