menu

Bez orła, pomysłu na grę i dopingu, czyli z wielkiej chmury mały deszcz

12 listopada 2011, 14:45 | Grzegorz Iwanowski

Polacy przegrali we Wrocławiu z Włochami 0:2, po delikatnie mówiąc, przeciętnym widowisku. Miał być wspaniały wieczór, głośny doping na zapełnionym po brzegi Stadionie Miejskim i drużyna, która miała walczyć jak równy z równym w nowych, kontrowersyjnych strojach. Niestety, wielki dmuchany przez kilka dni balon nie wytrzymał ciśnienia i pękł pozostawiając tylko nieświeży zapach wszystkich, którzy go dmuchali.

Kibice na trybunach Stadionu Miejskiego we Wrocławiu
Kibice na trybunach Stadionu Miejskiego we Wrocławiu
fot. Janusz Wójtowicz

Była godzina 19, kiedy po niemal godzinnej podróży udało mi się dotrzeć na stadion. Mocno zniesmaczony pogodą zdecydowałem się udać do biura prasowego, gdzie liczyłem na kubek gorącej kawy i towarzystwo kolegów po fachu. Jak się po chwili okazało nie przeliczyłem się, specjalne pomieszczenie dla dziennikarzy zapełnione było grupą kilkudziesięciu osób sielankowo rozprawiających o wszystkim, co związane było z dzisiejszym widowiskiem, począwszy od strojów, oceny gry rywala czy przyśpiewkach podsłuchanych w drodze na stadion. Po kilku łykach "małej czarnej" poczułem nagły przypływ sił i chęci. Po przywitaniu się ze wszystkimi znajomymi, których znam lepiej, bądź gorzej oraz po uściśnięciu ręki tym, których widziałem po raz pierwszy stwierdziłem, że czas najwyższy wybrać się na trybunę, spokojnie osiąść w wyznaczonym miejscu i przygotować się do meczu...

Po wyjściu na trybunę doznałem dwóch zgoła odmiennych uczuć. Po pierwsze przeszyło mnie mroźne powietrze, które sprawiło, że miałem ochotę odwrócić się na pięcie i wrócić spokojnie do domu, usiąść z ciepłą herbatą przed telewizorem i spokojnie obejrzeć spotkanie jak człowiek. Rozdarty wewnętrznie w ostateczności zostałem, czego jak się później okazało mocno żałowałem. Drugie uczucie jakie mnie ogarnęło w tym samym momencie, to podziw. Podziw dla wspaniałej struktury stadionu, przestrzeni, i przejrzystości. Mimo wielkiego sentymentu do Oporowskiej, stwierdziłem, że to jest stadion, którego potrzebował nie tylko Wrocław, ale cała Polska. Trybuny zaczęły się sukcesywnie zapełniać, a do początku spotkania było już coraz bliżej.

Godzina 20.40, jesteśmy już po prezentacji obu jedenastek. Frekwencja dopisała, mamy komplet kibiców, wszyscy czują przedmeczowe napięcie. W pełni nadziei, którą zaszczepił we mnie na czwartkowej konferencji prasowej trener Smuda, liczę na dobre spotkanie. Ciekaw jestem również reakcji kibiców na specjalne oświadczenie, które kilka godzin przed meczem ukazało się w mediach, z ramienia piłkarzy reprezentacji Polski. Jeszcze przed wysłuchaniem hymnów poczułem wielkie rozczarowanie. Niestety, kibice okazali się zignorować prośby naszych "orłów" i od razu zaczęli z grubej rury skandować to co myślą o PZPN-ie. Pomyślałem sobie: "No tak, niech się wypłaczą przed pierwszym gwizdkiem, zaczniemy mecz i wszystkie oczy skierują się na murawę, która piątkowego wieczoru była naszpikowana gwiazdami wielkiego formatu".

Nic bardziej mylnego.Szczerze powiedziawszy, uważam, że moment odśpiewania Mazurka Dąbrowskiego był jedynym pozytywnym akcentem płynącym ze strony ponad czterdziestotysięcznej publiczności. Nie mówię tutaj o niecenzuralnych czy mających tyle wspólnego z piłką przyśpiewkach, co Kaczyński z Platformą Obywatelską, bo te po kilkunastu minutach stały się po prostu nudne. Najbardziej zabolała mnie atmosfera, a właściwie jej brak. Głośniejszy doping to ja słyszałem na meczu z Białorusią w Wiesbaden.

Szukając pozytywów pomyślałem sobie, co tam kibice, ważne jest to co na boisku. I rzeczywiście, początek spotkania dawał sporo radości, Polacy grali pressingiem, częściej utrzymywali się przy piłce, groźnie nękali co chwilę włoską obronę, brakowało tylko więcej zimnej krwi w polu karnym rywala. Po pół godzinie meczu, który można przypisać na korzyść biało-czerwonych, obudził się "wielki Mario", nazwany troszkę niefortunnie na przedmeczowej konferencji przez Franciszka Smudę "czarnym koniem", no i zrobiło się 0:1. Od tamtej pory gra Polaków to równia pochyła.

Druga połowa meczu przypominała mi dzieciństwo, kiedy wraz z tatą wybierałem się na mecze swojej lokalnej drużyny, która swoje boje toczyła w trzeciej lidze. Na trybunach cisza... Byłem zdziwiony, że kibice wybrali sobie taką godzinę na piknik, tym bardziej, że od 60. minuty z zimna straciłem czucie w stopach i dłoniach. Na boisku dominowali Włosi, a konkretnie Mario Balotelli, który błyskotliwym podaniem obsłużył Pazziniego. Ten podwyższył na 2:0 i było po meczu. Czy był spalony? Nie wiem, miałem wrażenie, że minimalny.

Czarę goryczy wypełniła postawa naszego kapitana. Na trzy minuty przed końcem spotkania mieliśmy rzut karny. Do piłki podszedł Błaszczykowski i zamiast strzelić, podał do Buffona... Tuż po tym nasi wspaniali "kibice", którym daleko do miana dwunastego zawodnika, zaczęli spokojnie opuszczać murawę. Końcówka nie przyniosła zmiany rezultatu. Polacy grali tylko przez pierwsze pół godziny meczu, po czym pokazali kilka błędów w obronie. Po końcowym gwizdku z niecierpliwością czekałem na konferencję prasową i wypowiedź selekcjonera na temat meczu.

Konferencja rozpoczęła się bardzo spokojnie, trener podsumował mecz, mówił o tym, że nie ma żalu do Błaszczykowskiego za niewykorzystanego karnego, że Szczęsny nie popełnił błędu przy stracie pierwszej bramki, zaznaczając jednak, że jako zespół, Polacy popełnili sporo błędów. Trener Smuda wyraził również podziw dla dzisiejszego rywala, który miał więcej indywidualności i był lepiej przygotowany fizycznie. Konferencję zepsuł jeden z Panów, który reprezentował portal Weszło. Swoim pytaniem zniesmaczył nie tylko selekcjonera, ale również całe grono dziennikarzy obecnych w sali konferencyjnej, obrazując tym samym smutną prawdę o "kibicach", którzy nie robią dobrego wrażenia i mają gdzieś prośby piłkarzy o wsparcie i dobro reprezentacji. Podczas sierpniowego zgrupowania kadry, głównym tematem było powołanie i gra w reprezentacji Eugena Polanskiego, teraz kontrowersje wzbudzają koszulki, ciekawe co jeszcze wymyślą kibice i PZPN, żeby pogłębiać konflikt... A do Euro coraz mniej czasu.

Na koniec kilka słów o nowych strojach reprezentacji. Analizując wypowiedzi piłkarzy i całego sztabu, jestem spokojny. Widać, że biało-czerwonym podoba się ta zmiana, czują się nie mniej dumni z faktu, że mogą reprezentować Polskę, czują się nadal Polakami z nowym logiem na piersi i nikt nie może odebrać im radości z gry w naszej kadrze.

Wrocław rozczarował, ale w środę kolejny sprawdzian w Poznaniu. tym razem z mniej wymagającym rywalem, bo z Węgrami. Jak zaprezentuje się kadra przeciwko Madziarom? Czy będziemy świadkami kolejnego kroku w tył? Możemy mieć tylko nadzieję, że kibice odpuszczą trochę, a trener Franciszek Smuda zamknie usta krytykom, dobrą grą swoich podopiecznych.

Drogadoeuro2012.pl - sprawdź jak toczą się przygotowania do mistrzowskiego turnieju


Polecamy