menu

Belgia lepsza od Algierii. "Czarny koń" odwrócił losy meczu po golach rezerwowych!

17 czerwca 2014, 19:49 | Grzegorz Ignatowski

"Czarny koń" mundialu rozpędzał się dzisiaj bardzo powoli. Do przerwy Algieria prowadziła z Belgią 1:0, po golu Sofiane Feghouliego z rzutu karnego, ale po przerwie nie zdołała utrzymać korzystnego rezultatu. Trenerskim nosem wykazał się Marc Wilmots, bo gole dla jego zespołu zdobyli rezerwowi - Marouane Fellaini i Dries Mertens.

Belgowie rozpoczynali to spotkanie w roli murowanego faworyta. Eksperci nie wyobrażali sobie innego scenariusza, niż zwycięstwo kandydata do odegrania roli "Czarnego konia" i wróżyli, że padnie więcej niż jedna bramka. Jednak Vahid Halilhodżić znakomicie rozpracował atuty i wady ekipy Marca Wilmotsa i początkowo potencjalny "Czarny koń" okazał się "Naszą szkapą". Owszem, Belgowie próbowali atakować, ale dobrze zorganizowana defensywa nie pozwalała im na zbyt wiele. Wszyscy spodziewali się, że lada chwila faworyt znajdzie sposób na algierski autobus, ale w 17. minucie stało się coś absolutnie nieoczekiwanego. Vertonghen niezgodnie z przepisami powstrzymał w polu karnym Feghouliego i sędzia podyktował rzut karny. Jedenastkę na bramkę zamienił sam poszkodowany i od tej chwili Afrykanie niespodziewanie prowadzili 1:0.

Belgia była w szoku, ale po stracie gola w jej grze nic się nie zmieniło. Zupełnie nie funkcjonowały skrzydła, ale nie mogło być inaczej, skoro Hazard i Chadli nie mieli wsparcia w bocznych obrońcach. W środku pola oglądaliśmy głównie podania w poprzek, które nie dawały żadnej korzyści. Wystarczy powiedzieć, że najwięcej podań wymienili między sobą van Buyten i Kompany. Marc Wilmots dostał prawdziwą lekcję od Vahida Halilhodżicia i zmiany wydawały się być kwestią czasu.

W drugiej połowie na boisku pojawił się Dries Mertens w miejsce Nacera Chadliego. To oznaczało, że Wilmots chciał ożywić skrzydła, ale ta zmiana nie wystarczyła do zmiany obrazu gry. Belgia wciąż nie potrafiła stworzyć sobie klarownej sytuacji, a pod bramką algierskiego golkipera niebezpiecznie było tylko przy stałych fragmentach gry. W 57. minucie niewiele brakowało by Thibout Courtois po raz kolejny wyciągał piłkę z siatki. Po dośrodkowaniu z rzutu rożnego głową strzelał Medjani i piłka o centymetry minęła lewy słupek bramki.

Pytanie czy Algieria da radę grać tak konsekwentnie agresywnie przez 90 minut, ja myślę ze nie − pisał na Twitterze Tomasz Hajto.

Selekcjoner reprezentacji Belgii próbował ratować się kolejnymi zmianami. W miejsce bezproduktywnego Lukaku wszedł Origi, a Fellaini pojawił się na boisku za Dembele. Te roszady w końcu przyniosły spodziewany efekt, gdyż w 70. minucie po dośrodkowaniu Kevina De Bruyne Fellaini strzałem głową pokonał Raisa M'Bohliego.

Czerwone Diabły poczuły krew i coraz odważniej atakowały bramkę Algierczyków. Jednak te ataki wciąż były bardzo schematyczne i dobrze zorganizowana obrona nie powinna mieć problemów ze skuteczną obroną. Tyle, że algierscy defensorzy byli już znacznie mniej mobilni niż na początku spotkania, nie kryli rywali tak dokładnie jak w pierwszej połowie i czasem zostawiali zbyt dużo wolnej przestrzeni. W końcu ta defensywa zupełnie się rozleciała, dzięki czemu szybka akcja Hazarda z Mertensem przyniosła drugą bramkę. Belgowie uciekli spod topora, pod który sami włożyli głowę.

Kilka chwil później wynik mógł być wyższy. Fellaini strzelał głową po świetnym dośrodkowaniu Alderweirelda i tylko dzięki znakomitej interwencji M'Bohliego nie było 3:1. Następnie w dobrej sytuacji znalazł się Origi, ale w ostatniej chwili ubiegł go jeden z algierskich defensorów. Tuż przed końcowym gwizdkiem sędziego "Lisy pustyni" szukały jeszcze bramki wyrównującej, ale zachowywali się pod bramką rywali zbyt chaotycznie i Belgowie szybko zażegnali niebezpieczeństwo. Mecz skończył się zwycięstwem faworyta, ale trzeba przyznać, że ten faworyt niemiłosiernie się męczył. Zupełnie jak inne drużyny, które były typowane do odegrania roli "Czarnego Konia" - Chile i Szwajcaria.


Polecamy