Cezary Kulesza: Wyjdźmy wreszcie z grupy na mundialu, żałuję młodzieżówki [WYWIAD]
"Najbardziej szkoda mi porażki młodzieżówki w eliminacjach Euro" – przyznał prezes PZPN Cezary Kulesza, który w rozmowie z PAP podsumowuje pierwszy rok urzędowania. "Cel na mundial? Wyjdźmy wreszcie z grupy, a później... Marzy mi się, żebyśmy byli czarnym koniem turnieju" – dodał.
fot. Sylwia Dabrowa
18 sierpnia mija rok od czasu zwycięskich dla pana wyborów na prezesa PZPN. Sporo się w tym czasie wydarzyło. Było jak u Hitchcocka – zaczęło się od trzęsienia ziemi, a później napięcie jeszcze rosło. To "trzęsienie ziemi" to historia z Paulo Sousą. Miał pan kontakt z Portugalczykiem od czasu jego odejścia z kadry?
Cezary Kulesza: - Nie, żadnego.
Co było dla pana najtrudniejsze w ciągu tych 12 miesięcy?
- Rzeczywiście, poważnych wyzwań nie brakowało. Można nawet powiedzieć, że jedno goniło drugie. Na pewno do takich należały negocjacje z Paulo Sousą. Szczególnie jeśli chodzi o rozwiązanie jego kontraktu. Portugalczyk miał wpisaną pokaźną premię w przypadku awansu na mundial i ona po rozwiązaniu kontraktu nadal mu przysługiwałaby, z racji tego, że większość eliminacji kadra rozegrała z nim na ławce trenerskiej. Wybraliśmy skuteczną taktykę negocjacyjną i udało się porozumieć z obozem Sousy na naszych zasadach. Kolejną ważną decyzją był wybór nowego selekcjonera, który wzbudził emocje w mediach i u kibiców, ale ostatecznie obronił się pod względem sportowym. A to było dla mnie od początku najważniejsze. Celem był awans na mundial i go zrealizowaliśmy.
- Wielkie emocje wywołała także sprawa baraży, w półfinale mieliśmy grać z reprezentacją Rosji. Po 24 lutego i rosyjskiej agresji na Ukrainę było dla mnie oczywiste, że do takiego meczu dojść nie może. Bardzo mocno wyraziliśmy nasze stanowisko. Jednocześnie cały czas zabiegaliśmy o wparcie innych federacji. I udało się taką grupę kilkunastu federacji - z Anglią, Szwecją czy Czechami zbudować. To był nasz duży sukces, który musiał zrobić silne wrażenie na UEFA i FIFA. W tle mówiło się przecież o poważnych konsekwencjach w wypadku odmowy rozegrania meczu, czyli nawet kilkuletniej dyskwalifikacji.
Najpierw była mowa o graniu na neutralnym terenie.
- Tak, ale my twardo broniliśmy swoich racji. Nie chcieliśmy grać nawet na neutralnym boisku, w żadnym zakątku świata. Zapowiedzieliśmy, że zbojkotujemy mecz z Rosją. Zbudowaliśmy grupę silnych federacji, które nas popierały i także odmówiły ewentualnej rozgrywki z Rosją. Później czekaliśmy na decyzję FIFA. Dziś już na chłodno, choć oczywiście Ukraińcy wciąż walczą z Rosjanami, widzimy, że nasza determinacja miała sens. Zachowaliśmy się godnie i jednocześnie mieliśmy duży wpływ na to, jak Rosja zaczęła być traktowana na europejskiej arenie piłkarskiej.
Czy właśnie z tego powodu ma pan największą satysfakcję po pierwszym roku urzędowania?
- Moja największa satysfakcja i radość to awans na mistrzostwa świata. Każdy, kto kocha futbol i kibicuje reprezentacji wie, że zwieńczeniem całej pracy są duże imprezy, a mundial jest największą. A łatwo przecież nie było – po listopadowej porażce z Węgrami pojawiło się mnóstwo krytyki. Po części zasłużonej. Wydawało się, że bardzo utrudniliśmy sobie drogę do Kataru. Pamiętam, że frustracja była w nas jeszcze długo po tym meczu.
Przy okazji okazało się, jaki futbol bywa przewrotny. Porażka z Węgrami, za którą zebraliście cięgi, zepchnęła kadrę w losowaniu do grona drużyn nierozstawionych. Dzięki temu trafiła na Rosję, z którą później wygrała walkowerem.
- Było jak w przysłowiu. W nieszczęściu mieliśmy szczęście...
Czego pan najbardziej żałuje z ostatnich dwunastu miesięcy?
- Porażki reprezentacji U-21 w eliminacjach mistrzostw Europy. Była duża szansa awansu. A wiadomo, że najbliższe młodzieżowe Euro będzie również kwalifikacją do igrzysk 2024 w Paryżu. Mieliśmy mocną drużynę, wielu utalentowanych piłkarzy – z Kozłowskim, Kamińskim, Kiwiorem, Skórasiem, Benedyczakiem. To była naprawdę ciekawa grupa. Niestety, nie udało się, trochę na własne życzenie. Szkoda, bo dzięki wygranej Łotwy z Izraelem mogliśmy do końca walczyć o miejsce w barażach. Była szansa na piękny dublet – udział w dorosłych mistrzostwach świata i młodzieżowych ME.
Zostaje więc nam mundial w Katarze. Jaki cel stawia PZPN przed reprezentacją?
- Chcemy wyjść z grupy. W Korei Południowej w 2002 roku nie wyszliśmy, podobnie w 2006 w Niemczech i w 2018 w Rosji. Oczekiwania federacji, ale też selekcjonera, piłkarzy, kibiców są takie, żeby wreszcie – po raz pierwszy w XXI wieku – znaleźć się w fazie pucharowej mundialu.
Załóżmy, że kadra Michniewicza tego dokona. Co później – sięga pan tak daleko myślami?
- Jeżeli awansujemy do 1/8 finału, oczekiwania staną się oczywiście jeszcze większe. Ze strony kibiców, ale również naszej, selekcjonera i samych piłkarzy. Apetyt rośnie w miarę jedzenia. Jeśli rzeczywiście udałoby się wyjść z grupy, to walczmy, nie oglądajmy się za siebie. Udział w mundialu nie zdarza się codziennie.
A co pan pomyślał, gdy Polska trafiła na Argentynę, Meksyk i Arabię Saudyjską?
- Na pewno były trudniejsze grupy, natomiast oczywiście nikogo nie lekceważymy. Mamy ciekawą drużynę, której przewodzi najlepszy piłkarz na świecie – Robert Lewandowski. Czesław Michniewicz jest ponadto trenerem, który jak mało kto umie przygotować drużynę do konkretnych spotkań decydujących o dużych rzeczach. Mam nadzieję, że nie będzie kolejnych kontuzji. Żałujemy, że wypadł Jakub Moder, bo stanowił bardzo ważne ogniwo reprezentacji.
Ustaliliście już z piłkarzami kwestię premii?
- Tak. Premie zostały ustalone, w porozumieniu z radą drużyny. O szczegółach finansowych nie będę mówić.
Kto jest dla pana faworytem mundialu?
- Zawsze oczy są skierowane na Brazylię, a teraz mają bardzo silny zespół. Oczywiście również Francja, która broni tytułu. Na pewno wicemistrzowie Europy Anglicy czy nasi grupowi rywale Argentyńczycy, którzy wygrali Copa America. Jest grupa drużyn, które zawsze są faworytami. Niemniej jednak może zdarzyć się niespodzianka, czarny koń turnieju, bo akurat ktoś będzie miał zwyżkę formę i przy odrobinie szczęścia zaskoczy wszystkich. Chciałbym, żeby to była nasza reprezentacja.
Trener Michniewicz chce tuż przed mundialem rozegrać kontrolny mecz. Praktycznie przesądzona jest sprawa meczu z Chile?
- Organizacja spotkania z Chile właśnie się krystalizuje. Zostały nam do ustalenia jedynie drobne szczegóły. Zdecydowaliśmy się na Chile, ponieważ to zespół, który w wielu elementach przypomina reprezentacje Argentyny i Meksyku. Razem z selekcjonerem i jego sztabem chcieliśmy, aby zawodnicy jeszcze przed wylotem do Kataru zagrali z drużyną preferującą podobny styl do naszych mundialowych przeciwników.
Mecz odbędzie się 16 listopada w Warszawie?
- Tak. To miejsce też nie jest przypadkowe. To nasz ostatni mecz przed mundialem, więc tym bardziej jestem przekonany, że wielu kibiców zechce zobaczyć kadrę, gorąco jej kibicować i życzyć sukcesu w Katarze. To dom kadry i o tym nie zapominamy. PGE Narodowy jest idealny również ze względu na trudną przedmundialową logistykę. To będzie ostatni tydzień przed mistrzostwami. Kadrę czeka tylko krótkie zgrupowanie, mecz z Chile i od razu po nim wylot do Kataru. Wszystko będzie działo się bardzo szybko. Dlatego chcieliśmy stworzyć zawodnikom oraz sztabowi jak najlepsze warunki, nie przemęczać ich niepotrzebną zmianą lokalizacji.
W grudniu Komitet Wykonawczy UEFA wybierze gospodarza mistrzostw Europy 2025 kobiet. Polska jest jednym z kandydatów, oprócz m.in. Francji i wspólnej kandydatury Szwecji, Danii, Finlandii i Norwegii. Jakie mamy szanse?
- Dopóki nie było jeszcze głosowania, to mamy duże. W Komitecie Wykonawczym zasiada Zbigniew Boniek, ale nie będzie mógł głosować. Mamy bardzo poważnych konkurentów. W krajach skandynawskich odbywały się już mistrzostwa Europy, tam jest bardzo rozwinięta piłka kobieca. Podobnie we Francji. Ale my też mamy czym się pochwalić – nowoczesnymi stadionami, sporym doświadczenie w organizacji imprez, które były bardzo wysoko oceniane. Jesteśmy dużym państwem i UEFA powinna zwrócić uwagę, że otwiera się nowy rynek jeśli chodzi o piłkę kobiecą. Może akurat poprzez to Euro więcej dziewczynek trafi u nas do szkółek piłkarskich, z czego mielibyśmy w przyszłości korzyść jako reprezentacja.
Sporo kontrowersji przed obecnym sezonem ekstraklasy wzbudziła kwestia przepisu o młodzieżowcu, który ma swoich zwolenników, ale też wielu przeciwników. Przepis zostało nieco zmodyfikowany i wprowadzony tuż przed 1. kolejką. To rodzaj kompromisu w całym sporze? I czemu tak późno?
- O tej modyfikacji kluby wiedziały znacznie wcześniej. Jedynie akceptacja i ostateczna decyzja nastąpiła tuż przed sezonem. Wiceprezes PZPN ds. piłki profesjonalnej Wojciech Cygan rozmawiał ze wszystkimi klubami, przeprowadził głosowanie - 13 klubów Ekstraklasy było za modyfikacją. My nie dokręcamy śruby, zaostrzając te przepisy. Przeciwnie - odkręcamy. Przecież i tak wszyscy byli przygotowani, że będzie grał młodzieżowiec. Nieco to złagodziliśmy. Może w jakimś meczu grać np. 45-60 minut, a w następnym lub jeszcze kolejnym trener ma czas, żeby to wyrównać, uzupełnić. Poszliśmy na rękę klubom i trenerom. Ta modyfikacja pozwoli na większą elastyczność. Mówienie, że ktoś był nieprzygotowany jest dziwne – przecież wszyscy wiedzieli, że młodzieżowiec i tak musi grać.
A czy z tym przepisem nie będzie jak z reformą ekstraklasy? Najpierw dzielono ligę na dwie grupy, a dorobek drużyn na pół. Po kilku latach nie było już dzielenia punktów, jedynie podział na dwie grupy, aż w końcu zrezygnowano nawet i z tego. Przepis o młodzieżowcu też zniknie za kilka lat?
- Ten przepis, o ile wiem, funkcjonuje chyba tylko u nas i w Rumunii, więc prędzej czy później tak się pewnie stanie. Ale przecież wprowadzono go właśnie po to, by zdopingować kluby do chętniejszego stawiania na młodych, polskich piłkarzy. I to się krok po kroku dzieje. Także dzięki Pro Junior System, inwestycjom kolejnych klubów w nowoczesne akademie. Jestem zdania, że kluby powinno się zachęcać do stawiania na młodych piłkarzy, a nie karać.
Michał Probierz został niedawno szkoleniowcem reprezentacji młodzieżowej. Był skutecznym trenerem ligowym. A jakim będzie w tej roli?
- Na pewno będzie konsekwentny. Rozmawiałem z nim, ma bardzo szeroki przegląd młodych piłkarzy, ogromną bazę zawodników. Wszystkich monitoruje, sprawdza razem ze swoim sztabem. Osiągnął sukcesy w ekstraklasie i Pucharze Polski, teraz rozpoczyna inny rozdział.
Do tej pory raczej nie był kojarzony jako trener, który szczególnie chętnie sięga po młodzież.
- Ale tutaj nie będzie innego wyjścia. Kadra U-21 składa się obecnie z piłkarzy urodzonych w 2002 roku i młodszych, więc może korzystać tylko z tych roczników. Za Michałem przemawiało jego doświadczenie – prowadził wiele klubów, w sumie ma ponad 500 meczów jako szkoleniowiec w Ekstraklasie. Reprezentacja U-21 to nie jest miejsce, w którym trener ma zajmować się szkoleniem młodych piłkarzy – na to czas był wcześniej – tylko jak najlepszym wykorzystaniem tych zawodników, zbudowaniem zespołu, wymyśleniem taktyki, rozpracowaniem przeciwnika. I w tym Michał ze swoim doświadczeniem powinien się doskonale odnaleźć. Podobnie było w przypadku Czesława Michniewicza, który obejmował młodzieżówkę jako doświadczony ekstraklasowy trener i bardzo dobrze się sprawdził.
Trener Michniewicz porzucił – przynajmniej do końca mundialu - zamiar skierowania sprawy do sądu wobec dziennikarza, który napisał szczegółowo m.in. o przypadkach ustawionych meczów Lecha, gdy był szkoleniowcem poznańskiego zespołu. Czy PZPN doradzał selekcjonerowi, aby na razie odpuścił?
- To była decyzja trenera. Moim zdaniem – słuszna. Najważniejszy jest obecnie mundial i nie powinniśmy się skupiać na przepychankach między Czesławem i inną osobą czy osobami. Skupmy się na tym, co czeka reprezentację. Niech selekcjoner ma czystą głową.
A czy ta sprawa nie wpłynie negatywnie na wizerunek reprezentacji? Jak do tego podchodzą sponsorzy kadry narodowej i federacji?
- Nie mam niepokojących sygnałów. Przypomnę tylko, że w 2018 roku ówczesny prezes Zbigniew Boniek kontaktował się z prokuratorem z Wrocławia i przekazał komunikat, że pan Michniewicz nigdy nie był oskarżony, a nawet podejrzany. Jest "czysty" i mógł prowadzić – wówczas – reprezentację młodzieżową. A czym młodzieżówka różni się od pierwszej reprezentacji? Obie drużyny są naszymi narodowymi i przed ich meczami jest grany ten sam hymn. Z kadrą U-21 trener Michniewicz był o włos od awansu na igrzyska w Tokio. Zresztą Czesław pracował wcześniej również w wielu klubach i nikomu to nie przeszkadzało. Dopóki ktoś nie jest oskarżony, skazany, ma prawo podejmować pracę w swoim zawodzie.
Jak wygląda obecnie współpraca PZPN z Ukraińską Federacją Piłkarską? O klubach wiemy - Dynamo Kijów gra eliminacje Ligi Mistrzów w Łodzi, a Szachtar Donieck będzie występować w fazie grupowej LM w Warszawie.
- Poznałem prezesa ukraińskiej federacji (Andrij Pawełko – PAP) przy okazji obchodów 30-lecia tamtejszego związku. Nawiązaliśmy wówczas koleżeńskie relacje, które utrzymujemy do dzisiaj. Po wybuchu wojny od razu do niego zadzwoniłem. Rozmawiał ze mną gdzieś z ukrycia. Zaproponowałem, że jeżeli będzie jakakolwiek potrzeba gry reprezentacji czy drużyn klubowych w Polsce, służymy – jako PZPN – pomocą. Mamy dobrą infrastrukturę. Cały czas jestem w kontakcie z prezesem ukraińskiej federacji. Przypomnę, że Ukraina grała w czerwcu mecze Ligi Narodów w naszym kraju, o klubach pan już wspomniał. Są też inne formy pomocy, dlatego nasza współpraca jest na bardzo wysokim poziomie.
Wiceprezes PZPN ds. szkolenia Maciej Mateńko przyznał jesienią 2021 roku, że wspólnie z Marcinem Dorną i współpracownikami szykuje program szkolenia dla małych klubów. Jak to w tej chwili wygląda?
- Dzięki dobrej współpracy z ministrem Kamilem Bortniczukiem udało się wesprzeć program dodatkowymi środkami z ministerstwa sportu. Utworzyliśmy czwartą gwiazdkę PZPN – zieloną, co pozwala mniejszym klubom skorzystać z tej pomocy finansowej. Mówiąc fachowym językiem, rozszerzyliśmy "Program Certyfikacji PZPN dla Szkółek Piłkarskich" o nowy poziom, który jest skierowany w szczególności właśnie do małych, lokalnych klubów. Do tej pory były trzy gwiazdki dla podmiotów ubiegających się o nasz certyfikat – złota, srebrna i brązowa. Dla większych akademii i klubów to misja wykonalna, ale znacznie trudniejsza dla mniejszych, lokalnych ośrodków. No i ważna sprawa – w czerwcu uruchomiliśmy platformę "Łączy nas trening".
Wspomnieliście o tej platformie przy okazji Ogólnopolskiej Konferencji Trenerów UEFA Pro, w lipcu w Łodzi z udziałem ok. 250 szkoleniowców z najwyższymi uprawnieniami. O co chodzi w tym projekcie?
- To platforma dostępna na kanale "Łączy Nas Piłka". Skierowana jest przede wszystkim do klubów, które nie posiadają własnego programu szkolenia. Chodzi o ujednolicenie szkolenia w Polsce poprzez udostępnienie trenerom wzorcowych konspektów treningowych, zgodnych z programem szkolenia PZPN dla konkretnych grup wiekowych – Skrzatów, Żaków, Orlików i Młodzików. Są też dostępne konspekty z treningami indywidualnymi oraz do szkolenia bramkarzy.
Jaki jest odzew?
- Od czerwca na platformę weszło już ponad 21 tysięcy osób. Widzimy więc, że jest pomocna.
Komu pan kibicuje w Hiszpanii?
- Oczy polskich kibiców skierowane są na Camp Nou. Ja też oczywiście kibicuję Robertowi, który dużo poświęcił i bardzo zaangażował się w transfer do Hiszpanii. FC Barcelona była jego celem, doskonale wiemy, że to nie tylko jedna z najlepszych drużyn na świecie, ale też wielka marketingowa marka. Na czym również z pewnością skorzysta Robert. Wierzę, że im lepiej będzie grał, tym bardziej przełoży się to na reprezentację.
Myślałem, że może jest pan sympatykiem Realu Madryt, to też klub mający w Polsce wielu kibiców... A wracając do Lewandowskiego – nie miał pan obaw w trakcie tej sagi transferowej, że to niezbyt dobry moment na zmianę klubu? Wkrótce mundial.
- Zawsze są obawy, ale znamy Roberta. Wiemy, jakim jest profesjonalistą i co potrafi. Strzelał gole jak maszyna w Bundeslidze. Jeśli ktoś zdobywa regularnie bramki w tak silnej lidze, to będzie strzelał również w innej. Na pewno, tak jak każdemu piłkarzowi, trzeba dać mu troszkę czasu. Musi się zgrać z tą drużyną, ale poradzi sobie. Jestem o to spokojny.
Rozmawiał Maciej Białek (PAP)