menu

Arka - Jagiellonia. Szymon Marciniak: Nie plułem na kibiców. Nie chciałem nikogo prowokować

13 grudnia 2016, 14:43 | Paweł Stankiewicz

Arka Gdynia przegrała z Jagiellonią Białystok 2:3. O wyniku przesądziła kontrowersyjna decyzja sędziego Szymona Marciniaka z Płocka.


fot. Fot Arkadiusz Gola

- Ja widziałem to tak, że Tadeusz Socha miał 16 metrów do bramki. To było na tyle daleko, żeby potraktować to jako celowe zagranie. Zresztą krzyczałem do Pavelsa Steinborsa, żeby nie łapał piłki. Można na tę sytuację różnie spojrzeć. Bez względu na decyzję ktoś zawsze miałby pretensje. Czy dziś podyktowałbym ten rzut wolny? Myślę, że nie - powiedział Szymon Marciniak w rozmowie z "Dziennikiem Bałtyckim".

Po meczu Grzegorz Niciński, trener Arki, w ostrych słowach wypowiedział się o międzynarodowym arbitrze z Płocka, że robi co chce i w polskiej lidze czuje się bezkarny.

- Chciałbym go zapytać czy rzeczywiście tak powiedział i miał to na myśli. Z trenerem Nicińskim zawsze miałem bardzo dobre relacje, nigdy go nie uraziłem, bo jestem grzeczną osobą - mówi nam Marciniak. - Rozmawialiśmy po meczu, ale mniej o samej sytuacji. Powiedział mi, że sędzia jest najlepszy, jak o jego pracy się nie mówi. Każdy z nas miał swoje zdanie na temat tego rzutu wolnego pośredniego. Przykro mi, że rozstaliśmy się w takich okolicznościach.

Krzysztof Sobieraj, obrońca żółto-niebieskich twierdził po meczu, że sędzia Marciniak mówił na boisku, że wystarczy, że zawodnik Jagiellonii tylko dotknie piłki i wtedy piłkarze Arki mogą atakować.

- To było niezrozumienie. Ja właśnie im tłumaczyłem, że przepisy się zmieniły. Kiedyś wystarczyło, że zawodnik tylko dotknie piłki, a teraz to już za mało. Piłka musi się widocznie poruszyć. Ja też czułem na boisku, że nie jest tak, jak być powinno. Nie chciałem prowokować dalszych sytuacji - mówi arbiter z Płocka.

Po meczu, po opuszczeniu budynku klubowego Arki, Marciniak udając się do samochodu splunął na ziemię. Zdaniem kibiców Arki zrobił to w ich kierunku.

- Ktoś się próbuje czegoś doszukiwać. Nie chciałem nikogo prowokować. Była ze mną Kasia Wierzbowska, która pełniła rolę obserwatora oraz jeden z asystentów. Byli tam jeszcze inni kibice, ale dwóch zachowywało się wulgarnie. Policjant mówił do mnie, żebym się nie odwracał i nie prowokował. Naprawdę miałem normalne sygnały i rozmowy z kibicami z Gdyni, żeby to załagodzić. Podjąłem podczas meczu taką, a nie inną decyzję, były pretensje, człowiek jest trochę zbity po tym wszystkim, a jeszcze dwóch ludzi dokłada. Jak może czuć się sędzia? Proszę mi wierzyć, to nie było fajne odczucie. Było plunięcie w ziemię z mojej strony, ale nie w stronę kibiców. Nie ma potrzeby szukania dziury w całym - wyjaśnia Marciniak.

O arbitrze z Płocka coraz częściej mówi się, że uderzyła mu woda sodowa do głowy i że bardziej koncentruje się na meczach w Europie niż w Lotto Ekstraklasie.

- Gdyby tak było, to bym nie rozmawiał z Panem. Proszę zapytać ludzi, którzy mnie znają. Mnie to naprawdę rusza i przeżywam takie sytuacje. To nie jest miło mieć kontrowersje. Teraz każdy mój błąd, łącznie z wyrzutem piłki z autu, będzie traktowany jako babol wyliczany na palcach. Jeżdżę po Europie od czterech lat i nie zdarzył mi się poważniejszy błąd, a tu się co jakiś czas coś przytrafia. Nie wiem dlaczego tak się dzieje, ale po męsku mnie wkurza - zakończył Marciniak.

Grzegorz Lato: Nie można podchodzić tak, że nasza duma narodowa jest obrażana, bo Lewandowski zajął 16. miejsce

Press Focus / x-news

Follow @baltyckisport