menu

Abbott: Byłem na rekonansie na Wyspach, ale bardziej interesuje mnie gra w Polsce

5 stycznia 2015, 20:44 | Janusz Woźniak/Dziennik Bałtycki

- Nie mogłem narzekać na współpracę z kolegami na boisku, chociaż tworzyliśmy nowy zespół, który się dopiero docierał. Myślę, że sama gra w moim wykonaniu źle nie wyglądała. Wiadomo jednak, iż napastnika rozlicza się ze strzelonych bramek - przyznaje Paweł Abbott.

Paweł Abbott
Paweł Abbott
fot. Tomasz Bołt / Dziennik Bałtycki

9 sierpnia 2014 roku Arka zremisowała w Gdyni z Sandecją Nowy Sącz 1:1. To Ty zdobyłeś wyrównującego gola, w debiucie przed gdyńską publicznością, a jednocześnie pierwszego Arki w sezonie. Pomyślałeś wówczas: strzelba działa, dalej pójdzie z górki…
Skąd pan wie, że tak myślałem (śmiech)? Ale tak właśnie było. To był mój pierwszy ligowy gol od ponad roku. Dobrze zostałem przyjęty przez gdyńskich kibiców, myślałem, że to będzie udana piłkarska jesień.

Pierwsze 5 spotkań sezonu grałeś od 1 do 90 minuty. Na brak zaufania ze strony trenera Dariusza Dźwigały nie mogłeś narzekać. Jednak od bramki z Sandecją przez kolejnych 388 minut nie mogłeś trafić do siatki.
Nie mogłem powiedzieć, że nie miałem sytuacji. Nie mogłem narzekać na współpracę z kolegami na boisku, chociaż tworzyliśmy nowy zespół, który się dopiero docierał. Myślę, że sama gra w moim wykonaniu źle nie wyglądała. Wiadomo jednak, iż napastnika rozlicza się ze strzelonych bramek. Ja ich nie zdobywałem, a drużyna nie zdobywała także punktów. Zaczęło robić się nerwowo. I trafiła się kontuzja. Jeden mecz, z Miedzią w Legnicy, odsiedziałem na ławce rezerwowych, a później na treningu przytrafiła mi się kontuzja. Naderwałem mięsień łydki. Prognozowano, że leczenie potrwa 2-3 tygodnie. Tymczasem przeciągnęło się do prawie dwóch miesięcy. Straciłem pół rundy.

Nawet tak doświadczonemu piłkarzowi jak ty tak trudno jest odzyskać formę, która dałaby miejsce w składzie Arki?
Kłopot jest na pewno, ale nie demonizowałbym tej sprawy. W Gdyni moja sytuacja byłaby zapewne inna, gdybym zamiast tej jednej bramki na koncie miał ich przynajmniej kilka.

W końcu rundy jesiennej byłeś już zdrowy. Zagrałeś - bez błysku, jak mówią trenerzy - w kilku meczach III-ligowych rezerw. Ani razu, nawet na ławkę rezerwowych, nie wróciłeś do pierwszego zespołu.
Takie są fakty. Trudno z nimi dyskutować. W III lidze też nie zdobywałem bramek, czym na pewno sobie nie pomogłem. A do tego Arka zaczęła lepiej grać i funkcjonować na boisku. Pozostało mi trzymać kciuki za kolegów, aby zdobywali jak najwięcej punktów. Na szczęście - mówię to żartem - żaden snajperski talent w zespole nie eksplodował.

Mimo wszystko decyzja o tym, że klub daje Ci wolną rękę w poszukiwaniu nowego pracodawcy, była zaskoczeniem?
Trochę była, chociaż… z nóg mnie ta informacja nie zwaliła.

Znasz pewnie takie trenerskie opinie: ten zawodnik nie pasuje mi do koncepcji gry drużyny. Pewnie podobnie myśli teraz o Tobie trener Grzegorz Niciński.
Skoro wystawił mnie na listę transferową, to pewnie tak rzeczywiście jest.

Słyszałem, że byłeś w Anglii w poszukiwaniu pracy. Masz brytyjski paszport, może na Wyspach pamiętają, ze potrafiłeś tam w sezonie zdobyć nawet 26 goli.
To był taki rekonesans, czy rzeczywiście mógłbym jeszcze liczyć na grę na Wyspach. Jeszcze mnie tam pamiętają. Porozmawiałem, ale żadne konkretne decyzje nie zapadły. Zresztą przyznam, że bardziej interesuje mnie teraz gra w Polsce.

Arka przygotowania do rundy wiosennej rozpoczyna 12 stycznia. Z Tobą w składzie, czy jednak jesteś bliżej zakończenia swojego pobytu w ekipie żółto-niebieskich?
Jestem ambitny. Wiem, że potrafię grać lepiej i skuteczniej, niż pokazałem to jesienią w Arce. Nie zamierzam się poddawać. Raczej wszystko wskazuje na to, że 12 stycznia będę na treningu w Gdyni i rozpocznę przygotowania do piłkarskiej wiosny z pierwszym zespołem żółto-niebieskich.

Dziennik Bałtycki


Polecamy